Pośpiech
jest z reguły bardzo złym doradcą. Przynajmniej w oczach takiego pedanta jak
ja. W moim świecie wszystko musi zostać dokładnie przekalkulowane, przemyślane.
Dopiero po odhaczeniu kilku kolejnych „prze-” jestem skłonny podjąć ewentualnie
pewne działania. Kiepskim byłbym zatem komandosem, czy maklerem giełdowym. Nie
będzie też ze mnie pożytku, gdy wrzucą do marketu jakiś towar w super
niespotykanie niskiej cenie. Towarzystwo z balkonikami będzie już zmierzać w
kierunku kas, a ja zostanę przy regale, nie mogąc się zdecydować, który kolor
termoaktywnych majtek będzie lepszy. Na szczęście w niektórych sprawach bywam
spontaniczny i zdecydowany, co (zdecydowanie) chwali sobie moja żona...
A jak się ma powyższy temat do świata gier? To zależy. Istnieją bowiem produkcje, przy których pośpiech jest wręcz niewskazany. Z kolei inne tytuły wymagają od uczestników nieziemskiego refleksu oraz zręczności, co też ma swój niezaprzeczalny urok. No chyba, że jesteście jak Zwykła Matka i traktujecie wszelkie przejawy rywalizacji „na czas” kocim syczeniem wspartym ekspozycją pieczołowicie wypielęgnowanych szponów. Cóż! Po takim wstępie nie pozostaje mi nic innego jak przygotować sobie wygodne posłanie na fotelu... oraz zaprosić Was do zapoznania się z dwiema grami wydawnictwa FoxGames, które urzekają w swej prostocie, będąc jednocześnie odpowiedzią na postawione zagadnienie. Na początek coś dla miłośników strategicznego myślenia oraz rysowania po szkolnych ławkach. Oto „Gobblety”!
Z pewnością znacie tradycyjną zabawę w „kółko i krzyżyk”. Ta nieśmiertelna prosta gra towarzyszy nam niemal przez całe życie. W szkole, kościele, na przystanku, czy placu zabaw. Wystarczy coś do pisania (względnie skrobania – w opcji dla wandali) oraz drugi chętny do rozgrywki. Dziewięć pól, trzy jednakowe symbole w jednej linii oznaczające zwycięstwo. Ot, cała filozofia. Tym razem otrzymujemy rozbudowaną nieco wariację na powyższy temat o nazwie „Gobblety”.
W zestawie
znajdziemy plastikowe belki, z których budujemy pole gry oraz 12 roześmianych pionków
– tytułowe Gobblety, w dwóch kolorach: niebieskim i pomarańczowym. Komplet
figurek składa się z 2 małych, 2 średnich i tyleż samo dużych osobników, które
podobnie jak w rosyjskiej matrioszce można nakładać jedną na drugą. Celem gry
jest, rzecz jasna, ustawienie trzech naszych pionków w linii. Aby tego dokonać
należy (na przemian z rywalem) wykonywać jedną z następujących czynności:
- umieścić nowego Gobbleta w polu gry na wolnym kwadracie, bądź dowolnym (swoim lub przeciwnika) mniejszym Gobblecie
- przemieścić obecną już na planszy figurkę w inne miejsce zgodnie ze wspomnianymi przed chwilą zasadami.
Należy przy tym pamiętać, że w myśl zasady: „towar dotknięty uważa się za sprzedany”, ujęcie w palce będącego na planszy naszego pionka wymusza ruch tymże nieszczęśnikiem. Tak więc, dopóki obmyślacie kolejny ruch, łapki przy sobie!
- umieścić nowego Gobbleta w polu gry na wolnym kwadracie, bądź dowolnym (swoim lub przeciwnika) mniejszym Gobblecie
- przemieścić obecną już na planszy figurkę w inne miejsce zgodnie ze wspomnianymi przed chwilą zasadami.
Należy przy tym pamiętać, że w myśl zasady: „towar dotknięty uważa się za sprzedany”, ujęcie w palce będącego na planszy naszego pionka wymusza ruch tymże nieszczęśnikiem. Tak więc, dopóki obmyślacie kolejny ruch, łapki przy sobie!
Cała atrakcyjność oraz zarazem trudność w grze „Gobblety” kryje się w możliwości
zakrycia jednego pionka drugim. Wymusza to na graczach ciągłe skupienie i
przemyślaną taktykę, gdyż nieraz z pozornie błahej i bezpiecznej sytuacji, za
sprawą jednego ruchu dochodzi do rozstrzygnięcia rozgrywki. Ukrycie swojego mniejszego
pionka przez większy niewyobrażalnie komplikuje sprawę. Wystarczy bowiem, że nie
zapamiętamy co kryje się w trzewiach danego Gobbleta i... płacz gotowy.
Tak, to gra zdecydowanie dla cierpliwych i spostrzegawczych. Żona nie chce, córka po paru porażkach zaczęła obserwować przejeżdżające za oknem auta. Co nie oznacza wcale, że gra nie jest warta Waszej uwagi. Wręcz przeciwnie! Trochę ćwiczeń dla mózgu zawsze się przyda.
Same figurki oraz belki tworzące plansze wykonane są bardzo solidnie. Gdyby jeszcze pudełko, a konkretniej plastikowa wytłoczka wewnątrz, nie prezentowała jakości chińskiego domu handlowego byłoby perfekcyjnie.
Tak, to gra zdecydowanie dla cierpliwych i spostrzegawczych. Żona nie chce, córka po paru porażkach zaczęła obserwować przejeżdżające za oknem auta. Co nie oznacza wcale, że gra nie jest warta Waszej uwagi. Wręcz przeciwnie! Trochę ćwiczeń dla mózgu zawsze się przyda.
Same figurki oraz belki tworzące plansze wykonane są bardzo solidnie. Gdyby jeszcze pudełko, a konkretniej plastikowa wytłoczka wewnątrz, nie prezentowała jakości chińskiego domu handlowego byłoby perfekcyjnie.
Kto uwielbia sztuczki magiczne, a przy tym niestraszna jest mu rywalizacja na czas, tego powinna zainteresować druga dzisiejsza propozycja od Grającego Lisa. „Hokus Pokus!” łączy w sobie spostrzegawczość z szybkością. Nie bez znaczenia jest też doświadczenie w budownictwie...
Na niniejszą grę składają się po cztery komplety magicznych przedmiotów
(wykonanych z plastiku): czarny kapelusz, czerwony kielich, pomarańczowa rurka,
zielona moneta oraz biały króliczek. Do tego dysponujemy talią 55 kart, na
których umieszczono instrukcje co do składu i wyglądu naszej budowli – wieży. W
jaki sposób to działa?
Potasowaną talię kart ustawiamy zakrytą na środku stołu. Odkrywamy wierzchnią z nich i na podstawie przedstawionych tam wytycznych układamy jak najszybciej wieżę z posiadanych magicznych przedmiotów. Kto pierwszy skończy, ten krzyczy „Tadaam!”. Jeśli ułożył prawidłowo – zabiera widoczną kartę i zdobywa punkt. Gramy do 5-iu... lub dłużej (według uznania).
Potasowaną talię kart ustawiamy zakrytą na środku stołu. Odkrywamy wierzchnią z nich i na podstawie przedstawionych tam wytycznych układamy jak najszybciej wieżę z posiadanych magicznych przedmiotów. Kto pierwszy skończy, ten krzyczy „Tadaam!”. Jeśli ułożył prawidłowo – zabiera widoczną kartę i zdobywa punkt. Gramy do 5-iu... lub dłużej (według uznania).
No, a jakie są te wytyczne? Przede wszystkim uwzględniamy w budowie wieży tylko te elementy, które widnieją na aktualnie odkrytym kartoniku. W drugim kroku patrzymy na to, czy narysowany przedmiot jest kolorowy, czy też nie. Jeśli jest oznacza to, że musi on być widoczny w konstrukcji (patrząc z boku na wieżę). W przeciwnym przypadku czarno-biały odpowiednik należy ukryć pod jednym z elementów naszego dzieła. Pod którym? Dowolnie. Chyba, że wokół kolorowego rysunku na karcie widnieją żółte gwiazdki. Wówczas pod ten element należy schować co najmniej jeden przedmiot. Uff!
Pewnie Wam się wydaje, że zasady są zakręcone niczym świński ogon wkręcony w wiatrak. Ale tak naprawdę rozgrywka jest naprawdę prościutka. Wystarczy poćwiczyć „na sucho” aby stać się ekspertem w układaniu magicznej wieży. Niczym rewolwerowcy na dzikim zachodzie będziecie potem bić rekordy w szybkości budowy kolejnych konstrukcji. Gwarantuję, że satysfakcja z ogrania rodziny będzie ogromna. Może nawet zasłużycie na jakiś „szacun” od dziecka? Kto wie...
„Hokus Pokus!”, to gra która z pewnością zapewni mnóstwo radości jej uczestnikom. Zarówno mali (od 6 lat) jak i duzi odkryją w sobie potencjał na kowboja, magika, czy kogo tam jeszcze. Skutecznie ćwiczy spostrzegawczość, kontroluje nasz refleks. Czego chcieć więcej od tego typu produkcji? Wiadomo, że dla młodszych adeptów magii trzeba będzie niejednokrotnie przymknąć oko i specjalnie coś „schrzanić”, żeby i oni mieli szansę poczuć się prawdziwymi prestidigitatorami. Ach, to miękkie serce rodzica :)
Dwie proste gry, wspaniale wydane. Podobne, a jednocześnie tak różne. Wybór jak
zwykle nie jest prosty. Którą wybrać? Najlepiej zapytać o to magiczną kulę. Tylko
gdzie ona u licha jest? Kto ją schował?! Hej!