Ponad
cztery miesiące temu postanowiłem nieco odmienić swoją czytelniczą egzystencję.
Stało się to za sprawą majowych Targów Książki w Warszawie. Tłumy czytelników,
niezmierzone połacie stadionowego pierścienia zaanektowane (w sposób pokojowy
na szczęście) przez wydawców. W końcu lista autorskich spotkań dłuższa od scenariusza
„Mody na sukces”. A w całym tym wspaniale przyprawionym wywarze ja – Zwykły
Tata, który nie czyta... książek polskich autorów.
Lustereczko, powiedz przecie - Alek Rogoziński |
No
dobra. Trochę może przesadziłem z tym „nieczytaniem” rodzimej twórczości. Po
prostu zawsze jakoś tak odruchowo wolałem sięgnąć po nowego Cobena, czy Kavę,
niż zachwycać się dokonaniami takiego Mroza na przykład. Co nie zmienia faktu,
że zdążyłem nieco poznać się na polskiej literaturze pięknej (i tej mniej
urodziwej). Niestety dość powierzchowna była to znajomość jak się okazało... Efekt?
Rola wielbłąda kolejkowego na wspomnianych targach (to taki zwierz tachający na
plecach książki żony oraz córki, stojący w kolejkach po autografy dla swoich niewiast)
i totalne zignorowanie Andrzeja Pilipiuka, gdy ten niemal wpadł w me ramiona.
Słabo, co nie?
Od tej
chwili odkrywam zatem dokonania polskich pisarzy i nadziwić się nie mogę jakie
to jest dobre! Jedną z takich książek właśnie okazało się najnowsze „dziecko”
Alka Rogozińskiego i wydawnictwa Filia – „Lustereczko, powiedz przecie”.
Podczas, gdy wszyscy (pomijając literaturę
stricte kobiecą) zdają się dziś tworzyć coraz mroczniejsze, ociekające
nierzadko makabrą powieści, Pan Rogoziński znalazł własny patent na opowiadanie
swoich historii. Przepis wydaje się dość prosty: roztargniona bohaterka, której
życie oferuje więcej zakrętów niż tor Formuły 1, barwne postacie towarzyszące,
mające zawsze „coś mądrego” do powiedzenia, tajemniczy zgon tudzież niezidentyfikowane
zmiany genetyczne na skórze sąsiada. Teraz wszystko należy dokładnie wymieszać
i zrosić odpowiednią ilością soczystego humoru, najlepiej bazującego na
współczesnej sytuacji ekonomiczno-madialnej w kraju. No i co - mamy hit? Owszem,
jeśli jesteś tak dobrym kucharzem słów jak Alek Rogoziński. Nie wierzycie –
zapytajcie Magdę Gessler! :)
Róża
Krull, 35-letnia pisarka powieści kryminalnych w „Lustereczku...” po raz drugi
wkracza do akcji. Po niezbyt udanym zjeździe pisarek w Kopielnikach (żeby
dowiedzieć się co poszło nie tak, przeczytajcie „Do trzech razy śmierć”), tym
razem nasza bohaterka wplątuje się w mroczną historię z wyborem Mistera Polonii
w tle. „Tło” ma tutaj dodatkowe znaczenie, gdyż u Róży oprócz takich
stwierdzonych przypadłości jak notoryczne imaginacje, początki nimfomanii, czy niezwykle
krótka pamięć krótkotrwała, pojawiają się nowe dolegliwości mające istotny
wpływ na postęp fabuły. Więcej nie zdradzę... Zwłaszcza, że dzieje się tu naprawdę
dużo. Nawet menadżerka Betty i agent Pepe, na co dzień zdolni zgryźliwym słowem
spacyfikować każdego, nie są tym razem w stanie zapanować (co za nowość!) nad
temperamentem panny Krull. No ale skoro zostaje się świadkiem samobójstwa
uroczego mężczyzny – kandydata do tytułu Mister Polonia, to czy należy siedzieć
z założonymi rękoma i oddać pole policji? Jasne, że nie!
Rogoziński
doskonale czuje się w obranej przez siebie konwencji. „Lustereczko, powiedz
przecie” stanowi kwintesencję jego dotychczasowych przemyśleń na temat
współczesnej Polski, naszego zapatrywania się na krajowe mass-media, postrzegania
celebrytów, panujących trendów. Zamiast podejść do sprawy na poważnie, stosuje
efekt przerysowania, uwypuklenia, a nierzadko wręcz obśmiania przywar oraz
motywów działań kolejnych postaci. I jest to strzał w dziesiątkę! Humor
prezentowany w „Lustereczko, powiedz przecie” trafia idealnie w punkt jeśli
chodzi o ilość, ale przede wszystkim jakość. Jest niezmiernie zabawnie, a przy
tym ze smakiem. Takie burzliwe dyskusje między Różą, Betty oraz Pepe to już prawdziwa
bomba skojarzeń i ciętych ripost.
Kto zna
autora choćby z jego wpisów na portalach społecznościowych, ten wie, że jest to
osoba z ogromnym dystansem do siebie oraz swojej twórczości. Jeśli śledzicie
facebookowe wpisy Pana Rogozińskiego, to podczas lektury „Lustereczka...”
zorientujecie się, iż „ból kręgów szyjnych”, „pisarski deadline”, czy określenie
ostatniej powieści Róży jako „nowelka” nie są przypadkowymi hasłami. Używając
współczesnych skrótów myślowych: PDK! J Autor kieruje
także, celne skądinąd, uwagi dotyczące środowiska pisarzy i ich medialnej „sławy”.
Nie oszczędza nawet samego siebie („Kochanie, Florence Foster Jenkins też była
pewna, że umie śpiewać, a Rogoziński uważa, że pisze zabawne książki...”). Ilu
pisarzy odważyło by się na taką autoironię?? No właśnie...
Przy
całym tym humorze i niezliczonych „smaczkach” poukrywanych na kartach książki,
nie można pominąć głównego wątku powieści. W końcu samobójstwo to niezmiernie poważna
sprawa, a wybór Mistera Polonii nie jest pierwszą lepszą imprezą jak np. gala
piosenki biesiadnej. Spokojnie! Całość została dokładnie przez Alka przemyślana,
poprowadzona zgrabnie bez większych logicznych dziur. Z niesłabnącą ciekawością
czyta się kolejne rozdziały, by otrzymać satysfakcjonujący finał oraz... furtkę
do kolejnej odsłony Róży Krull, na którą już teraz czekam z niecierpliwością.
Póki
co, zachęcam wszystkich spragnionych dobrej komedii kryminalnej do lektury. Bo
„Lustereczko, powiedz przecie”, to idealny tytuł na nadciągające jesienne
długie wieczory.
P.S.
Mam tylko mały żal do Pana Rogozińskiego. Po przeczytaniu „Lustereczka...”
zacząłem być bardzo podejrzliwy w kwestii babcinych kompotów... :)