Córka, jak wiecie, jest w domu z powodu anginy. Jako dobra matka postanowiłam jej urozmaicić dzień, tak by nie powtarzała mi co pięć minut : "mamo, nudzi mi się". Powyciągałam wszystkie potrzebne rzeczy do tego, by tworzyć wspólnie ozdoby świąteczne. Pomijając fakt, że nie mam absolutnie zdolności do prac plastycznych. Poświęciłam się jednak dla dobra córki :) Na koniec dnia za te dobre chęci zostałam obdarowana pakietem złośliwości. No bo niby dlaczego nie? Skoro w domu jest już tata, to ja i tak jestem już niepotrzebna!
Lubię mieć w domu porządek. Nie żebym była jakąś pedantką co żadnej plamie nie odpuści. Jednak jak posprzątam, to chcę by choć kilka godzin taki stan się utrzymał. Zniosę nawet sytuację, kiedy córce zdarzy się "wypadek" i gdzieś czymś nabrudzi. Jednak, gdy dzieje się tak kilkakrotnie w ciągu dnia, w tym samym miejscu, a ja nadal nie potrafię zidentyfikować miejsca gdzie się coś wyraźnie klei - ręce mi opadają. A nie daj Boże zaczyna robić złośliwie jakiś bałagan.
Gdy od samego rana słyszę namolny wręcz dźwięk telefonu (mam na myśli stacjonarny) doskonale zdając sobie sprawę z tego, że połączenie nie jest do mnie....cóż często staram się to zlekceważyć. Kiedy jednak mam zły dzień, jest to dodatkowy bodziec do zirytowania mnie.
Twarz cała w jakiś dziwnych krostach jak u nastolatki, idę na pocztę po znaczki - znaczków brak. Na poczcie!!Umyłam okna - rozpadał się deszcz. Za co się nie złapię - klęska. Gdzie się nie odwrócę - wciąż jest coś do zrobienia. Córka woła "mamo, ty wciąż coś robisz i nie masz dla mnie czasu!". Hmmm, ciekawe dlaczego jestem na okrągło zajęta domowymi obowiązkami??? Czy oni myślą, że to iż w domu jest czysto to za sprawą krasnoludków, które przychodzą w nocy by mi pomóc? O nie. Niestety żadna ze mnie Królewna Śnieżka.....
Jestem typem osoby, która potrzebuje się wygadać, ponarzekać sobie żeby mi zły humor minął. Mąż (zapewne nie tylko mój!), wręcz przeciwnie. Woli zdusić wszystko w sobie i czekać aż problem minie. To jest dopiero coś, co doprowadza mnie do furii. Problem sam się nie rozwiąże kochanie! Przychodzi z pracy (rozumiem, że jest zmęczony) i mimo, że zrobi o co poproszę, za co jestem wdzięczna, często robi to z miną pt "siedzisz w domu to dlaczego ja to muszę zrobić?" Nasza pociecha to prawdziwa córeczka tatusia. Choćbym nie wiem co robiła, ona woli tatę. Więc jak niby mam ją zająć czymś tak, by tata wyskrobał dla siebie choć kilka chwil na czytanie książki? Cokolwiek wymyślę, wszystko jest na 5minut, bo przecież jest już tatuś!
Wiecie czego nie lubię słyszeć? Tekst, który doprowadza mnie do skrajności : "czym ty się martwisz?jakie ty możesz mieć zmartwienia?" Wwwwwwww! Fakt, że opisane powyżej drobne acz irytujące incydenty nie martwią mnie tylko wprowadzają w stan irytacji, ale nie ma życia bez prawdziwych problemów prawda? Ja też mam swoje zmartwienia, smutki i problemy.Niektórzy jednak myślą inaczej, uważają, że ja nie mogę mieć zmartwień, bo niby skąd?
Nie lubię takich dni. Dni, w których najmniejsza drobnostka doprowadza mnie do wybuchu. Kiedy myślę, że wszystko robię źle.
To się rozpisałam! gdybym pisała to na bieżąco, kiedy najbardziej byłam zła i zirytowana - byłoby tego więcej. Nie chcę jednak nikogo zanudzać. Nie będę przytaczać wszystkich sytuacji, które mnie irytują. Każda z Nas ma swoje! Pewnie nie tylko mnie wyprowadzają z równowagi drobiazgi, które w zmasowanej ilości doprowadzają do istnej wnerwiozy. Obiecuję , że kolejny post, to będzie optymistyczna fotorelacja z tworzenia ozdób świątecznych!