Znacie to uczucie, gdy chcecie coś zrobić, zdobyć, osiągnąć, ale z jakichś powodów nie możecie?
IRYTUJĄCE to, prawda?
Myślałam, że zabraknie mi dziś pomysłu na nowego posta i (jak to zwykle u mnie bywa) wystarczyło ruszyć z kijkami w las, by temat sam się "nawinął" ;)
Sprawa nie dotyczy niczego konkretnego, ale wynika z tego, że... naprawdę się dziś zirytowałam!
Otóż, korzystając z pięknej, słonecznej pogody postanowiłam, swoim zwyczajem, zafundować sobie trening nordic walking. Niestety miałam świadomość, że nie czuję się najlepiej (dolegliwości nazwijmy to "natury kobiecej"). Mimo wszystko chciałam spróbować, gdyż potrzebowałam przewietrzyć umysł i spalić zbędne kalorie, które ostatnio nagromadziłam.
Wyruszyłam...Wolno...Bardzo wolno. Wiedziałam, że nie mogę utrzymywać swojego normalnego tempa.
Jednak po ok. 2 km żółwiego nordic walkingu mój organizm dał o sobie zdecydowanie znać. Trasa została skrócona - zaledwie 3,5 km, a ja wróciłam do domu pokonana. Nie znoszę tego uczucia!
Praktycznie każdy z Nas, z różnych powodów, nie zawsze może osiągnąć tego o czym marzy. Chodzi mi nie tylko o wyzwania sportowe (jak w moim przypadku), ale również np. o osiągnięcie upragnionej sylwetki (wagi), o znalezienie pracy, o to, by doczekać wymarzonego potomka itp, itd. Każdy ma obrany inny cel na radarze i każdy z innego powodu do niego podąża. Nie zawsze jednak z sukcesem.
Ale tak już w życiu bywa. Nie można mieć wszystkiego, mimo iż bardzo się o to staramy i dążymy do tego ze wszystkich sił.
Nie będę się rozpisywać o swoich, czy czyichś problemach, bo każdy z nas je ma i dla każdego są one najistotniejsze. Chodziło mi jedynie o wywołanie i zaakcentowanie tematu.
Dla mnie dziś nieosiągalne było głupie przejście standardowego dystansu, ale tak naprawdę jest coś o wiele poważniejszego o co walczę . Bardzo tego pragnę. Póki co cel jest nieosiągnięty... Co nie oznacza, że opuściłam rękawice. O nie!!!