Witam w sobotnie popołudnie :)
Rzadko piszę teksty w weekendy, bo zazwyczaj spędzamy ten czas rodzinnie, ale.....DOSTAŁAM WOLNE!!!!
Dziewczyny, normalnie mam chwilę dla siebie! :) Zazdroszczę sama sobie, a to głównie dlatego, że choć raz postanowiłam twardo, że nie będę w tym czasie zajmować się domem. Wykorzystam bezcenne minuty na lenistwo, czytanie Waszych blogów i stworzenie własnego tekstu :)
Najlepsze jest to, że w radiu właśnie "leci" piosenka śpiewana przez Korę " Kocham cię, a kochanie moje"... W tej chwili kocham swego męża za to, że zabrał córkę i jestem w domu sama.
Co do dzisiejszego tekstu....Zawsze jest tak, że do napisania danego tematu inspiruje mnie codzienność, to co się aktualnie dzieje w naszym życiu. Czasem inspiracją jest osoba, "ktoś". Ponieważ nie lubię pisać o tym, o czym piszą teraz wszyscy wokół (a przynajmniej znaczna większość), a do tego swoje 5 groszy wrzucają wszystkie mass media (obecnie szczepienia dzieci, za którymi osobiście jestem ZA!), dlatego dziś temat pt. jak to jest mieć ojca!
Nie chodzi mi o samotne mamy, które nawiasem bardzo podziwiam, ale o zaakcentowanie prostej zasady, że dziecko ma mieć ojca nie z urzędu, ale takiego który "jest dla niego"!
Sama w życiu doświadczyłam tego uczucia tak niewiele, a jednocześnie tak dużo mogłabym o tym pisać....
Jestem z pokolenia, które dorastało w czasach, gdy upadał szeroko pojęty komunizm. Mężczyźni byli wówczas z typu "głowa rodziny", którzy za swój jedyny obowiązek uważali utrzymanie rodziny. Obowiązki domowe, czy opieka nad dziećmi była im absolutnie obca! Nie twierdzę, że było tak w każdym domu. Nie uogólniam, ale piszę jak to było np. u mnie. Nie będę i nie chcę jednak roztkliwiać się nad swoim marnym dzieciństwem.
Dziś mam zamiar pisać "peany" pod adresem ojca mojej córeczki.
Dziewczęcia, które jest typową "córeczką tatusia". Książkowy wręcz przykład. Ale wiecie co? Nie przeszkadza mi to ABSOLUTNIE! Nawet mimo iż czasem mam wrażenie, że gdy tata wraca do domu, ja mogłabym zniknąć niezauważona. Są jednak plusy takiej sytuacji :) Wtedy mam czas na swoje obowiązki (przyjemności również).
Nieładnie zazdrościć własnemu dziecku, prawda? Ja jednak czasem odrobinę, taką małą odrobinkę zazdroszczę. Tak na marginesie: zdaje się, że stacja radiowa, której obecnie słucham dosłownie "siedzi w mojej głowie", gdyż teraz z kolei wybrzmiewa piosenka, w której między innymi są słowa "wszystko to co mam, tylko Tobie dam". Przyznacie, że pasuje do tematu? Oddałabym wszystko swojemu dziecku, jedynemu dziecku! A więc mimo tej lekkiej zazdrości, którą odczuwam patrząc na relację Izy z jej tatą.....ach, serduszko się raduje i podskakuje ze szczęścia. Obiecałam sobie dawno temu, że zrobię WSZYSTKO, by moje dziecko miało lepsze dzieciństwo od mojego. Że jej tata będzie dla niej całym światem, że będzie poświęcał jej swój czas i okazywał miłość na wszelkie możliwe sposoby, w każdej minucie swojego życia! Takiego ojca pragnęłam dla swojej pociechy!
Takiego, który mimo, że wróci zmęczony z pracy usiądzie ze swym szczęściem na podłodze po to, by składać setny raz te same budowle z klocków lego.
Takiego, który mimo zmęczenia zabierze swoją małą "przyssawkę" na plac zabaw, bo wie, że to jej ulubione zajęcie.
Takiego, który wstanie w środku nocy utulić szkraba w łóżeczku, mimo, iż rano idzie do pracy.
Takiego, który nieraz "przymknie oko" na histerie, krzyki i ataki złości (choć drugie oko zawsze w tym czasie czuwa).
Takiego, który jest przy mojej córce ZAWSZE i WSZĘDZIE. Kocha bezwarunkowo i okazuje jej to na milion różnych sposobów.
Nie rozpieszcza jej (wiadomo, że wszystko jest w granicach rozsądku) ;)
Może większości z Was wyda się to całkiem naturalne, bo przecież tak powinno być w każdym domu. Jednak dla mnie to nowość...Patrzeć na to jak ojciec za córką i córka za ojcem dosłownie w ogień by poszli.
Dziś mąż był w lesie (takie tam prace w ramach obowiązków domowych). Był tam z dziadkiem Izy. Dziadek wrócił do domu, a Iza do niego z pretensjami: "Dziadek, jak mogłeś zostawić tam mojego tatusia tak całkiem samego?". Nie umniejszam miłości córki co do mojej skromnej osoby. Jednak to, jak szaleje ona za swoim tatusiem, "tatkiem", "tatulkiem" - określeń ma na niego sporo... :) Ach!
Wiem, że ojców takich jak ma moja Iza jest sporo na tym padole. Chwała im za to! Mój szwagier jest kolejnym przykładem. Dla niego nie ma problemu, by wyjść z chłopakami np. na plac zabaw. On wręcz powtarza, że dla niego to relaks. W sumie to się nie dziwie skoro cały dzień siedzi w zamkniętym pomieszczeniu. Zawsze mi mówi, że on odpoczywa siedząc na ławce i patrząc jak jego "łobuzy" się bawią :) Niejednokrotnie byliśmy z rodziną siostry na wspólnych wakacjach. Zawsze z czułością patrzyłam jak tatusiowe poświęcają swój czas dzieciom i obie z siostrą miałyśmy łezkę szczęścia w oku.
Mogłabym tu przytoczyć milion przykładów na to jak spędzają razem czas te moje dwa szczęścia. Mogłabym opowiadać o tym jak Izka w sobotę o szóstej rano zamęcza nas stwierdzeniami, że się wyspała i jej się nudzi, a dzielny tato idzie z nią do pokoju, by mama miała chwilę oddechu. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że widzę piękną miłość, poświęcenie i oddanie, czyli... wygrałam. Wygrałam od życia prawdziwego ojca dla mojej córki :)
Mimo, że czasem aż żal mi mojego męża, zwłaszcza kiedy córka wręcz na nim wisi jęcząc "tato, pobaw się ze mną", a on najchętniej zaszyłby się w mysiej dziurze dla odrobiny spokoju i możliwości poczytania książki (swojej, a nie literatury dziecięcej!), to ciesze się, że Iza MA Tatę przez duże "T"!