„Cześć,
jestem Kumcia” – tymi słowami wita się z nami główna bohaterka książeczki „Mała
Żabka” autorstwa Tomasza Figury. Przyznacie sami, że trudno o prostsze, tudzież
bardziej skuteczne słowa zachęty do poobcowania z główną postacią niniejszej
opowieści. Prowadzenie narracji w pierwszej osobie, a co za tym idzie
bezpośrednie zwracanie się do czytelnika uważam za trafiony zabieg, który (tak
sądzę) miał na celu stworzenie większej więzi z małym molem książkowym. Od razu
zatem poczułem, że będzie to świetna opowieść dla mojej 5,5-letniej córki. Ależ
byłem w błędzie…
Motyw „żaby” w bajkach jest dość dobrze nakreślony
i scharakteryzowany (książę zaklęty w zielonego płaza, to przecież „namber łan”
baśniowej symboliki). Dlatego też, zabierając się za czytanie „Małej Żabki”
miałem z góry określone oczekiwania co do treści. Szybko musiałem je jednak
zweryfikować, gdyż opowieść pana Tomasza Figury znacznie odstaje od utartych
stereotypów. Przede wszystkim jest to książka niezwykle poważna i „życiowa”. Dość
mocno rozbudowane zdania, kwiecistość języka oraz swoista surowość w opisie
przygód Kumci spowodowały, że nie jest to książka dla małych dzieci.
Zdecydowanie nie.
Szata graficzna prezentuje się skromnie, co nie znaczy, że nieatrakcyjnie. Piękne ilustracje pani Kamili Stankiewicz odwołują się do najlepszych czasów literatury dziecięcej (czasów mojego dzieciństwa) i stanowią doskonałe uzupełnienie do zaprezentowanej na 64 stronach historii.
Szata graficzna prezentuje się skromnie, co nie znaczy, że nieatrakcyjnie. Piękne ilustracje pani Kamili Stankiewicz odwołują się do najlepszych czasów literatury dziecięcej (czasów mojego dzieciństwa) i stanowią doskonałe uzupełnienie do zaprezentowanej na 64 stronach historii.
A o
czym w ogóle traktuje omawiany tytuł? Mówiąc krótko i zwięźle: o życiu i
egzystencji. Brzmi zbyt „grubo” i wydumanie? Ale tak faktycznie jest. Kumcia,
to malutka żabka żyjąca w stawku miejskiego parku, odgrodzonego od
„zewnętrznego świata” murkiem. To właśnie ów kamienna ściana i ciekawość naszej
bohaterki, by zobaczyć co znajduje się po drugiej stronie, jest motorem
napędowym opowieści i zaczątkiem wielu przygód. Trzeba zaznaczyć, że przygód raczej
niewesołych. Autor, chcąc zaprezentować/przybliżyć czytelnikowi świat widziany z
perspektywy żaby, ucieka się bowiem do bardzo bezpośrednich obrazów (martwe
ciała żab, które nie zdołały przedostać się przez gęste trawy; krew; ludzie, dla
których zieloni mieszkańcy stawu są tylko atrakcją i „zabawką” dla
rozwrzeszczanych dzieci; bocian – bezwzględny łowca). Dzięki temu zabiegowi, w konfrontacji
z rzeczywistością „Mała Żabka” broni się znakomicie i może stanowić bogate
źródło inspiracji oraz pretekst do dyskusji w szkolnych ławkach. Gorzej nieco,
jeśli uzmysłowimy sobie, że w końcu jest to książka dla dzieci i pewne sytuacje
powinny być (moim zdaniem) umowne, nieco zatuszowane, czy wręcz niedopowiedziane.
Na osłodę i poprawę nastroju otrzymujemy za to dość zabawne,
a niekiedy wręcz piękne określenia, jakich używa Kumcia opisując otaczający ją
świat („Ognista Pani” – słońce, „Blady Jegomość” – księżyc, „olbrzymie stwory”
– ludzie).
Jeśli zatem poszukujecie książki nieszablonowej, która ma Wasze (ciut większe) pociechy przede wszystkim zaskoczyć, a także czegoś mądrego nauczyć (ja po tej lekturze z pewnością nabrałem większej pokory wobec zielonych mieszkańców stawów i rzek), zapraszam na spotkanie z „Małą Żabką”. Mniejszym czytelnikom doradzałbym jednak pozostanie w świecie zaklętych książąt.
Dziękuję autorowi za możliwość poznania Kumci, bo w gruncie rzeczy równa z niej żaba! :)
Jeśli zatem poszukujecie książki nieszablonowej, która ma Wasze (ciut większe) pociechy przede wszystkim zaskoczyć, a także czegoś mądrego nauczyć (ja po tej lekturze z pewnością nabrałem większej pokory wobec zielonych mieszkańców stawów i rzek), zapraszam na spotkanie z „Małą Żabką”. Mniejszym czytelnikom doradzałbym jednak pozostanie w świecie zaklętych książąt.
Dziękuję autorowi za możliwość poznania Kumci, bo w gruncie rzeczy równa z niej żaba! :)