Życie potrafi zaskoczyć. Doświadczamy tego niejednokrotnie
na własnej skórze – stety i niestety. Jak się okazuje, również w świecie słowa
pisanego można natknąć się na niezwykłe zjawiska. Ja właśnie miałem przyjemność
odkryć jedno z nich…
Przeglądając najnowszą ofertę wydawnictwa „Skrzat”, natknąłem się na bardzo ciekawą pozycję pt. „Jak wytresować kota?” autorstwa Dawida Ratajczaka. Przewrotny tytuł oraz intrygująca okładka, z której patrzy na nas kot–diabeł, podsunęły mi myśl, że być może jest to książka dla trochę starszego dziecka… takiego trzydziestoparoletniego, jak ja. No i miałem rację!
Przeglądając najnowszą ofertę wydawnictwa „Skrzat”, natknąłem się na bardzo ciekawą pozycję pt. „Jak wytresować kota?” autorstwa Dawida Ratajczaka. Przewrotny tytuł oraz intrygująca okładka, z której patrzy na nas kot–diabeł, podsunęły mi myśl, że być może jest to książka dla trochę starszego dziecka… takiego trzydziestoparoletniego, jak ja. No i miałem rację!
Od razu muszę wyjaśnić jedną kwestię: nie miałem, nie mam, ani w obecnym
wcieleniu nie zamierzam mieć w zaciszu domowym żadnego kota, psa itp. (maskotki
się nie liczą). Tym większe uznanie i oklaski należą się autorowi, gdyż mimo to
lektura okazała się bardzo wciągająca i przystępna dla szarego zwierzęcego
laika. Zresztą jakże mogło by być inaczej, skoro „Jak wytresować kota?” to
jedna wielka bomba przedniego humoru! Serio, serio!
Przez ponad 200 stron czytelnik poddawany jest śmiechowej terapii polegającej na serwowaniu mu obrazów „z życia posiadaczy kota/ów”. A jest to baaardzo barwne i, jak się okazuje, dość niebezpieczne doświadczenie życiowe.
Przez ponad 200 stron czytelnik poddawany jest śmiechowej terapii polegającej na serwowaniu mu obrazów „z życia posiadaczy kota/ów”. A jest to baaardzo barwne i, jak się okazuje, dość niebezpieczne doświadczenie życiowe.
Książka przybiera formę poradnika dla posiadaczy kota/ów (choć słowo „posiadać”
jest w tym przypadku niewłaściwe – zgodnie z sugestią autora kot po prostu
„jest”), jak również dla tych, którzy nie mogą się zdecydować na przygarnięcie
pod strzechę czworonożnego terrory… tzn. milusińskiego. Autor analizuje kolejno
przypadki oraz okoliczności, w których przyjdzie nam się zmierzyć z wyzwaniem o
niewinnie brzmiącej nazwie „KOT”. Gdyby potraktować wszystko w 100% serio, to
myślę, że po owej lekturze ulice i schroniska natychmiast zaludniły by się (a
raczej „zakociły”) od wąsatych sierściuchów. Kto bowiem (na własne życzenie)
chciałby być dosłownie terroryzowany we własnym domu, gdzie plaster, woda
utleniona i mop to podstawowe środki codziennego użytku? Pewnie nikt… Na
szczęście w historiach przedstawionych na kartach książki (choć zdaję sobie
sprawę, że ogólny zamysł, jak i
poszczególne tematy są jak najbardziej prawdziwe i poważne) okraszone są
wspaniałym poczuciem humoru. Co rusz wyobrażałem sobie opisane sytuacje i
niemal kulałem się ze śmiechu, gdy oczami wyobraźni odtwarzałem sceny pt. mycie
kota, albo podawanie kotu leków (to moje ulubione rozdziały). Wiedzieliście na
przykład, że do umycia domowego pupila ,oprócz oczywistych rzeczy jak ręcznik i
płyn, potrzeba m.in.: plastrów, bandaży opatrunkowych, wody utlenionej do
dezynfekcji ran, a także telefonu, „gdyby kot przypadkiem przeciął nam jakąś
istotną arterię i trzeba by dzwonić na 112”. Czy muszę dodawać coś więcej?
Czarny humor pełną gębą!! A takich „momentów” jest tu znacznie, znacznie
więcej…
Poradnik kończy się testem na „typ właściciela kotów” – NIE DOTYCZY, a także
krótkimi zestawieniami dowodzącymi wyższości kotów nad kolejno: dziećmi,
mężczyznami, kobietami i psami – śmieszne, ale jednocześnie niezwykle
spostrzegawczo wychwycone. Polecam!
Oczywiście nie każdemu musi się takie poczucie humoru spodobać. Do mnie trafia jednak całkowicie i nie mam wątpliwości, że dla wielu z Was będzie to również niezapomniana przygoda.
I nie ma większego znaczenia fakt, że nie posiadacie kota w domu. Może to i nawet lepiej, gdyż później moglibyście zacząć patrzeć spode łba na Wasze Mruczki i Puszki – a po co? :)
Dziękuję Panu Dawidowi za wspaniałą lekcję, po której nabrałem jeszcze większego respektu wobec kotów i utwierdziłem się w przekonaniu, że wybór spokojnego (choć może czasem zbyt monotonnego) i przede wszystkim bezpiecznego życia bez mruczącego czworonoga w domu był jak najbardziej trafiony. Wydawnictwu „Skrzat” natomiast należą się słowa wdzięczności za wydanie niniejszej „drapieżno-przepysznej” pozycji dla starszych czytelników i przekazanie mi egzemplarza do recenzji.
Oczywiście nie każdemu musi się takie poczucie humoru spodobać. Do mnie trafia jednak całkowicie i nie mam wątpliwości, że dla wielu z Was będzie to również niezapomniana przygoda.
I nie ma większego znaczenia fakt, że nie posiadacie kota w domu. Może to i nawet lepiej, gdyż później moglibyście zacząć patrzeć spode łba na Wasze Mruczki i Puszki – a po co? :)
Dziękuję Panu Dawidowi za wspaniałą lekcję, po której nabrałem jeszcze większego respektu wobec kotów i utwierdziłem się w przekonaniu, że wybór spokojnego (choć może czasem zbyt monotonnego) i przede wszystkim bezpiecznego życia bez mruczącego czworonoga w domu był jak najbardziej trafiony. Wydawnictwu „Skrzat” natomiast należą się słowa wdzięczności za wydanie niniejszej „drapieżno-przepysznej” pozycji dla starszych czytelników i przekazanie mi egzemplarza do recenzji.