Matka "2w1"

Wszyscy teraz piszą o tym co kupić, podarować swojej mamie z okazji Dnia Matki. Są to też m.in. propozycje dla tatusiów, którzy mają jeszcze na tyle małe pociechy, że muszą je nieco wspomóc  w wyborze prezentu :)
Ja jednak napiszę o czymś zgoła innym….                                          
Nie będę się tu roztkliwiać nad swoim kiepskim dzieciństwem. Nie będę pisać o tym, że nigdy nie miałam ojca (emocjonalnie, bo fizycznie NIBY był!). Napiszę o tym jak dobrze jest mieć matkę i jak dobrze samą nią być!
Tak wiele bym chciała napisać. Mam nadzieję, że w efekcie tekst nie będzie chaotyczny….
Ojca przy mnie nie było. Nie miał dla mnie czasu. Nie miał go też potem dla młodszej siostry. Teoretycznie zawsze można liczyć  na to, iż instynkt ojcowski „obudzi się” przy drugim dziecku. W naszym wypadku tak nie było.


Miałam, mam, wspaniałą mamę. Dzieciństwo było co prawda ciężkie. Miałyśmy tylko siebie do czasu, aż po sześciu latach pojawiła się moja siostra. Od tego momentu miałyśmy siebie nawzajem. Siebie i niezastąpioną babcię oraz dziadka. Naszą ostoję, ucieczkę, azyl…
Mama była zawsze istotą „wielozadaniową”.  Życie tak napisało dla niej scenariusz.  Była matką, ojcem, przyjaciółką, powiernicą, itp. Itd.

Pracowała, ale zawsze była przy nas. Zawsze mogłyśmy na nią liczyć.
To ona leczyła nas w chorobie, wstawała w nocy i podawała leki lub zaprowadzała do lekarza. 

To ona chuchała na zbite kolano lub masowała, gdy pojawiły się „bóle wzrostowe”. 

To ona pomagała nam w nauce i pilnowała, by zawsze były odrobione lekcje.

To ona tuliła, gdy miałyśmy zły sen .
To ona karała, gdy była taka potrzeba. Kształtowała w nas charakter. Nie była tylko matką tulącą i mówiącą: „wszystko będzie dobrze”. Kiedy zaszła potrzeba musiała i była twarda. Musiała zastąpić przecież ojca.  Teraz te wszystkie „nakazy” i „zakazy” owocują. Może wtedy wyglądało tak jakbyśmy wcale jej nie słuchały, ale teraz śmiało mogę powiedzieć, że dużo w naszych głowach zostało :) Sama mam nadzieję, że tak samo będzie z moją księżniczką!

To mama mnie wszystkiego nauczyła. 

Kiedyś miałam żal o to, że siostrze pozwalała na więcej. Teraz, gdy dorosłam i sama jestem matką, wiem, że wyszło mi to na dobre. Była wobec mnie wymagająca, ale to dzięki niej jestem kim jestem. Potrafię to co potrafię i tylko jej to zawdzięczam. 

Rzadko spędzałyśmy ze sobą czas tak rodzinnie, gdyż mama musiała nas utrzymywać. Jednak, jeśli któraś z nas tego potrzebowała – była przy nas o każdej porze dnia i nocy. Może rzadko mówiła słowa „kocham cię”, ale teraz z kolei ja za rzadko to mówię. Kiedyś było inaczej. Teraz bardzo się rozpowszechnia i kształtuje w ludziach mówienie o emocjach. Kiedyś tak nie było. Jednak ja nie potrzebowałam tego słyszeć. I tak to wiedziałam. Czułam, że jestem kochana. 

Nieraz w złości będąc dzieckiem, czy potem „wyszczekaną” nastolatką, powiedziałam kilka słów za dużo. Słów, których szybko żałowałam. Mimo to matka zawsze wybaczała. Matki tak mają. Kochają nas ponad wszystko i bez względu na wszystko!

Mama zawsze w wielu sytuacjach powtarzała mi „zrozumiesz jak sama zostaniesz matką!”. I zrozumiałam. Zrozumiałam co znaczy miłość bezinteresowna. Miłość ponad wszelkie granice. Wiem czym jest poświęcenie dla dobra dziecka. Stawianie wszystkiego na głowie, tylko po to, by dać dziecku wszystko to czego potrzebuje. 

Myślę, że moja siostra zgodzi się ze mną, gdy napiszę, że tak naprawdę ojciec nie był nam potrzebny. Jeśli nie potrafił kochać i być dla nas to jego strata! My miałyśmy mamę, która zastąpiła go godnie na całej linii. Nadal jest dla nas wszystkim!

Kiedy wyszłam za mąż byłam przeszczęśliwa. Wyszłam za faceta, który wiedział jak mnie uszczęśliwić. Który pokochał mnie taką jaka jestem i nie wymagał bym cokolwiek w sobie zmieniła. Jednak mimo tego całego szczęścia przechodziłam „traumę”. Przez pewien czas nie potrafiłam się odnaleźć w domu, w którym nie ma mojej mamy. Przecież zawsze i w każdej sytuacji byłyśmy razem. Każde wyjście na zakupy, załatwianie wszelkich spraw – zawsze razem. 

Pierwsze święta Bożego Narodzenia też były dla mnie „męką”. Wiem, że są telefony, no i mieszkamy blisko siebie, ale to nie było to samo. Pamiętam jak teściowa była urażona, bo po ślubie nie potrafiłam do niej powiedzieć: „mamo”. Cóż…. Zwracając się do teścia też długo nie przechodziło mi przez gardło słowo: ”tato”.  Matka była i jest dla mnie tylko jedna. Wiązały nas zawsze więzi szczególne. Tylko do niej potrafiłam się tak zwracać. Z czasem musiałam się nauczyć mówić też tak do matki mojego męża. Teraz jest nieco łatwiej, bo jest „babcią” :)

Cóż można więcej napisać?  Co podarować matce, która od urodzenia jest dla nas najważniejszą osobą? Słowa: „dziękuję”, „kocham” to pewnie za mało. Myślę, że moja mama to wszystko wie, tak jak ja wiem, że moja córka mnie kocha i jestem dla niej całym światem. Owszem, symboliczny kwiatek, czekoladki to bardzo miły gest. Myślę jednak, że najważniejsze jest to, by o matce pamiętać. Nie tylko w tym dniu!
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka