Strony

25 sierpnia 2015

Trudne pytania - trudniejsze odpowiedzi

Do napisania dzisiejszego tekstu zbierałam się dość długo.
" Kopa motywacyjnego" zaserwowała mi w końcu mama z bloga Mom on top oraz ... kolejna rozmowa z córką.
Wiecie - taka rozmowa z cyklu "poważnych"
Moja "mała" za miesiąc skończy sześć lat. Jednak odkąd pamiętam,zawsze zadawała dość konkretne pytania na całkiem poważne tematy. Nie wiem skąd jej się to brało i bierze nadal. Wiem jedynie, że spada to głównie na mnie, a nie na męża i że zawsze mam mały kłopot jak skutecznie wybrnąć z takiej sytuacji.
Jakiś czas temu jedna z mam-blogerek pisała, że ma przed sobą rozmowę z córką na temat śmierci. Jedyne co mogłam jej doradzić to szczera rozmowa, bez owijania w bawełnę. Nieważne ile dziecko ma lat. Uważam, że trzeba od samego początku mówić dziecku jak jest naprawdę! Świat poniekąd nas do tego przykrego obowiązku zmusza. Trudne tematy. Jak rozmawiać z dzieckiem?

Pierwsza moja poważna rozmowa z córką miała miejsce, nim "młoda" skończyła 3 latka!
Wtedy to, prawie na jej oczach niestety, umarł pradziadek. Sytuacja była ciężka. Byłyśmy wraz z siostrą i naszymi dziećmi w odwiedzinach u dziadków, gdy zaczął się rozgrywać dramat!
Nie będę się wdawać w szczegóły. Powiem Wam tylko jedno - dzieci schowały się pod stołem, były przerażone (nie ma się co dziwić!). Dziadka zabrało pogotowie i po dwóch godzinach dowiedzieliśmy się, że tego nie przeżył. Wszystkich nas zamurowało. Nic nie zapowiadało tego, że dziadek tak nagle od nas odejdzie. To było totalne zaskoczenie...
Zarówno moja córka jak i siostrzeniec widzieli co się dzieje w domu. Nikt mi nie powie, że dzieci są małe i nic nie wiedzą! Doskonale widziały rozpacz rodziny i wiedziały, że coś jest nie w porządku! Chrześniak zbytnio się nie zagłębiał w temat - nie dociekał. W przeciwieństwie do Izki...
Na pogrzeb jej oczywiście nie zabraliśmy, bo i po co. Wystarczy, że wiedziała co się stało. Dopytywała o wszystko: "gdzie jest teraz dziadek?", "dlaczego nie wrócił do domu?", "dlaczego lekarze mu nie pomogli?". Sytuację pamięta do dziś. Mimo, że minęły 3 lata. Dlatego cieszę się, że już wtedy powiedziałam jej jak naprawdę to wygląda, że dziadkowi lekarze nie dali rady pomóc i aniołki zabrały go do siebie. Teraz nie zadaje już pytań. Wie, że gdy ktoś umiera to już nie wróci. Gdybym wtedy zaczęła robić uniki, to teraz, lub za jakiś czas, zaskoczyła by mnie jakimś kolejnym pytaniem albo ja "zapętliłabym" się we własnych zeznaniach i coś pomieszała. Wtedy z kolei mogłaby zapytać: " mamo to jak w końcu jest naprawdę?"
Wiedzcie, że dzieci mają doskonałą pamięć. Są świetnymi obserwatorami i wiedzą więcej niż nam się wydaje.

Kolejna sytuacja.
Córka pewnego dnia, zaczęła pytać: "mamo, a kto jest Twoją mamą?", odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że jej babcia. "Mamo, a kto jest mamą taty i dlaczego w takim razie ty też do niej mówisz "mamo"? Itp., itd. Tak wypytała mnie  prawie o całą rodzinę, aż doszła do mojego ojca...
Tu nastąpił mały kłopot. Moja mama jest rozwiedziona od ponad 20 lat. Ojciec nie utrzymywał kontaktu ze mną i moją siostrą. W ten sposób moja córka nie zna swojego drugiego dziadka. Zapytała wprost, gdzie jest mój tata i czy wie, że mam taką wspaniałą córkę? (Skromna co? :) ) Cóż, trzeba było znów być szczerym. Powiedziałam, że mój tata mnie nie kochał i nie chciał mieć ze mną kontaktu. Po chwili namysłu zadała kolejne pytanie (ze śmiertelną powagą na twarzy zajęta ciastoliną) ; "mamo, a czy Twój tata był złym człowiekiem i teraz coś kombinuje?" To pytanie mnie tak zaskoczyło, że dosłownie parsknęłam śmiechem, choć tak naprawdę wcale mi do śmiechu nie było... Zapytała też, czy jest mi smutno. odpowiedziałam, że nie, bo on i że nie zasługiwał na to, by mieć córkę, a ja go nie potrzebuję, bo mam wspaniałą rodzinę i to mi wystarczy.
Na jakiś czas wybrnęłam z sytuacji, ale te pytania o mojego ojca ostatnio wracają jak bumerang. Nie wiem dlaczego to ją tak  nurtuje. Zawsze w takich chwilach jej mówię, jak bardzo się cieszę, że ona ma cudownego tatę i że tak bardzo się kochają!

Sytuacja trzecia. 
Niektóre z Was wiedzą, że mam "problemy" z poczęciem drugiego dziecka...
Córka zaś marzy o rodzeństwie, co wcale mnie nie dziwi. 
Był taki czas, kiedy oboje z mężem postanowiliśmy podjąć jeszcze jedną - ostatnią próbę. Wiązało się to z jeżdżeniem do lekarza, przyjmowaniem masy leków i zastrzyków. Nie kryliśmy się z tym przed Izą, bo i po co. Jak kiedyś pierwszy raz zapytała o brata lub siostrę powiedziałam jej wprost, że jestem "chora" i lekarz nie potrafi mi pomóc. Teraz sama mówi, że mama ma chory brzuszek i dlatego nie może mieć rodzeństwa. 
Kilka dni temu czytałyśmy książkę. Był w niej fragment o tym, jak dziewczynka poznała koleżankę z klasy, która mieszkała w domu dziecka. Nie streszczę Wam tu całej opowieści, ale efekt był taki, że rodzice zaadoptowali ową koleżankę. 
Zawsze jak czytamy albo oglądamy bajkę to córka pyta czy coś istnieje naprawdę. Wczoraj ze smutną miną młoda zapytała, czy dom dziecka jest naprawdę i czy są tam dzieci, które nie mają mamy. Poczułam, że czeka mnie kolejna "rozmowa" i już miałam łzy w oczach.
Kiedy potwierdziłam córka stwierdziła, że moglibyśmy zaadoptować takie dziecko i wtedy ona miałaby brata albo siostrę, a ja nie musiałabym się tak trudzić! Wzruszyłam się do granic możliwości. Błagam po cichu, by zasnęła, bo nie miałam siły czytać jej dalej ( już inną książka!). 
Nie myślałam, że czytanie akurat TEJ książki może to nieść za sobą pewne konsekwencje!

Gdy ktoś mi powie, że dzieci są na pewne sprawy za małe, że nie rozumieją pewnych rzeczy i nie warto im tłumaczyć, to.... Kopne w cztery litery! Bo dzieci są bystre. Bardziej niż się tego spodziewamy. Doskonale kojarzą fakty!
Do napisania o tym zainspirowała mnie Matka na szczycie. Dlaczego? Zadała otóż pytanie konkursowe : " Co było dla Ciebie największym wyzwaniem jakie postawiło przed Tobą macierzyństwo?"
Kochana Kasiu, moja odpowiedź to ten tekst. Moim największym wyzwaniem są takie rozmowy z córką! To, by z nich wybrnąć tak, żeby za kilka lat latorośl nie "wygarnęła" mi, że ja oszukałam, że czegoś nie dopowiedziałam.
Życie to nie tylko piękne chwile. Zdarzają się przykre rzeczy, a moim zdaniem lepiej, że to my - rodzice powiemy naszym pociechom jak sobie z tym wszystkim radzić, jak jest naprawdę!