Strony

16 listopada 2015

Czyżbym polubiła jesień?

Głowa ciężka od bólu.
Trzydniowa migrena to nic fajnego :(
Za oknem deszcz leje już od kilku godzin (przynajmniej tak było, gdy tworzyłam ten wpis!).
Jesień w pełni.
Nigdy nie przepadałam za tą porą roku. Przytłaczały i nadal przytłaczają mnie te ciemności zapadające już w okolicy godziny szesnastej!
Jednak jesień a.d. 2015 jest inna. Z wielu powodów. Sześć lat temu urodziła się moja córka, a niespełna dwa miesiące po niej siostrzeniec. To wystarczające powody, by polubić ten szaro-bury kwartał. W tym roku, jesienią właśnie, nastąpiła u nas duża zmiana. Nasza sześcioletnia księżniczka rozpoczęła naukę w pierwszej klasie i dla nas wszystkich jest to spore wydarzenie. 
Byłam też niedawno na swoim pierwszym spotkaniu blogerek, o którym opowiadałam Wam TU i za jakiś czas wrzucę kolejną relację :)
Tego roku, dzięki blogowaniu, spojrzałam na jesień inaczej niż zawsze. Zaczęłam w niej dostrzegać również miłe, kolorowe i wesołe nuty.
A teraz poznałam też "Jesień w Brukseli"


Książka o tym tytule napisana przez wspaniałą dziewczynę spod samiuśkich Tater, była długo na mojej liście oczekujących na przeczytanie. Najważniejszym powodem, dla którego sięgnęłam po dzieło autorki jest... ona sama. Katarzyna Targosz! Dziewczyna, która prowadzi bloga Mom on top i robi wspaniałe makowe ozdoby. Kobieta wielu talentów. Nie miałam możliwości (JESZCZE!) poznania jej osobiście, ale wiem, że zdecydowanie bym ją polubiła, co najmniej tak jak lubię ja internetowo :)
Nie jest to książka, do których jestem przyzwyczajona. Czytam typowe "babskie czytadła" z sielskim otoczeniem w tle, gdzie jest sporo opisów tegoż "tła". O "Jesieni w Brukseli" można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest typowo kobiecą powieścią. Zamiast klimatu polskiej wsi na przykład, mamy krakowskie osiedle o sympatycznej nazwie Bruksela. 
Opis na tyle okładki przykuł moją uwagę i zaintrygował. Przez co zaczęłam czytanie...


Jesień dla bohaterki powieści to przełom w jej życiu pod każdym możliwym względem.
Konstancja jest grafikiem komputerowym. Bardzo zdolnym trzeba dodać, ale obecnie bez posady. Jej były chłopak porzucił ją i wyjechał do Tybetu, a ona mieszka sama na nowo powstałym osiedlu w swym ukochanym Krakowie. Sissi (Konstancja nie lubi swojego imienia!) stara się o pracę w firmie zajmującej się grami komputerowymi. Jest nałogową palaczką i zbiera figurki szczurów. Jej przyjaciółka Eliza niejednokrotnie próbowała sprowadzić ją na właściwą drogę, poznać z właściwym dla niej mężczyzną. Sissi jednak nie chce się angażować. Sypia z nowo poznanymi facetami. Eliza szuka prawdziwej miłości w przeciwieństwie do przyjaciółki. 
W otoczeniu naszej Pani grafik jest kilku mężczyzn :
 Przemek, brat Konstancji, to typ imprezowicza, który jednak zawsze chętnie pomaga siostrze w potrzebie. Taki "hulaka" o dobrym sercu.
Zenon Kropidlak - samotny staruszek będący sąsiadem Sissi.
Marek Zlewik - właściciel firmy, w której o pracę stara się nasza bohaterka.
Bartek z Błoni - uroczy, wykształcony mężczyzna, którego poznaje Eliza będąc na spacerze ze swoim psem.
Ostrze B - wirtualny znajomy, który pomaga jej w projekcie średniowiecznej gry.
Tajemniczy wspólnik Marka Zlewika.
Kim jest dla Konstancji każdy z tych mężczyzn? Czy któryś okaże się przyjacielem, zboczeńcem, czy może prawdziwą miłością?
Jaki wpływ na życie Przemka będzie miał Zeno?
Czy Konstancja dostrzeże i doceni to, co szykuje dla niej los?
Musicie koniecznie sami się o tym wszystkim przekonać!


"Jesień w Brukseli" to powieść pełna wrażliwości, humoru, ale też słodko-gorzkich emocji. Konstancja jest kobietą przeżywającą prawdziwą wewnętrzną przemianę. Autorka pisze językiem bezpośrednim i odważnym, jednak bez wulgarności. Jest to powieść nowoczesna, bez lukrowanej treści. To prawdziwe życie młodej dziewczyny, która szuka celu i sensu swojego istnienia. Nieświadomie szuka głębokiej i szczerej miłości, znajdując po drodze przyjaźń tam gdzie się jej nie spodziewa i wiarę, która ją zaskakuje.
Powieść napisana w formie "pamiętnika". Przeżywamy razem z Konstancją praktycznie każdy dzień trwającej, jakże ważnej dla niej, jesieni.

Czytaliście kiedyś książkę, która na początku wydawała się Wam... nie w waszym "klimacie", ale po kilkudziesięciu stronach nie mogliście się od niej oderwać? Takie właśnie są moje odczucia odnośnie powieści Kasi. To nie tak, że dałam jej drugą szansę tylko dlatego, że znam (wirtualnie) autorkę i nie chciałam jej robić przykrości. To po prostu jedna z tych lektur, którym trzeba dać szansę się rozwinąć, pozwolić się wciągnąć do świata wykreowanego przez pisarza. Takie są moje odczucia. Przeczytałam dość sporo książek. Jedne pochłaniają mnie od pierwszych stron. Inne odkładam nim dotrwam do "magicznej pięćdziesiątki" (do tego momentu daję książkom drugą szansę). Są w końcu takie jak ta, które porywają mnie bez końca i tylko ból oczu powoduje, że odkładałam ją na kolejny dzień.