Strony

20 grudnia 2015

Nasze wycieczki - Świąteczna wyprawa

O tym, że mamy własnoręcznie wykonany kalendarz adwentowy już wiecie. To, że zawiera w sobie różnego rodzaju "zadania" i niespodzianki też wiadomo, no bo jak to tak, gdyby miał być pusty :)
Czasem tą niespodzianką jest świąteczny film z popcornem zajadanym przed ekranem TV, czasem paczka "Mamby", lizak, czy bożonarodzeniowa książka czytana przez całą rodzinę. W weekendy prztpadają na ogół najlepsze niespodzianki. Najlepsze na pewno z punktu widzenia naszej księżniczki!
Wiadomo - wtedy jest więcej czasu, więc można poszaleć :)

Ubiegła sobota była ogłoszona świętem kina (bilety w cenie 11zł to prawdziwa okazja!), więc skorzystaliśmy z racji tego, że dawno w kinie całą rodziną nie byliśmy (niestety na co dzień to zbyt duży koszt). Wybór bajek był skromny, ale zdecydowaliśmy się na "Hotel Transylwania 2". Oczywiście wcześniej, w domowym zaciszu i w środku dnia, włączyłam córce część pierwszą, by mieć pewność, że śmieszne "potwory" będą dla niej faktycznie zabawne i nie będzie się bać! Było super! Dziecko zadowolone, my uśmiani. Taka chwila rodzinnego relaksu przydała się nam wszystkim :)

Czytając mojego bloga wiecie też, że mimo iż córka zakończyła swoją karierę przedszkolaka i jest dzielną uczennicą, nadal uczestniczymy w rodzinnych wyprawach organizowanych przez nasze zaprzyjaźnione przedszkole!
Miesiąc temu nas to ominęło, bo matka była na spotkaniu blogowym, a reszta rodziny nie chciała jechać bez głównej zainteresowanej. Cytuję: "bez Ciebie to nie to samo" :) Cóż, nic tylko się cieszyć. W sumie mają rację - jak wyprawa rodzinna to najlepiej w pełnym składzie!

Tym razem celem naszej wyprawy, mocno związanej ze świętami, było Muzeum Narodowe Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie, a konkretnie doroczny jarmark bożonarodzeniowy organizowany na jego terenie.


Kto mieszka w Wielkopolsce ten pewnie zna owo miejsce. W ciągu całego roku dzieją się tu różne rzeczy! Więcej możecie się dowiedzieć na oficjalnej stronie MUZEUM. Sami niejednokrotnie tam bywaliśmy przy różnych okazjach. Muszę przyznać, że trzecia już wyprawa naszego Klubu Absolwenta odbyła się przy wyjątkowo niesprzyjającej aurze, co wystraszyło skutecznie kilka rodzin, które wcześniej zgłosiły chęć udziału. My też byliśmy z lekka przerażeni, ale nie mieliśmy planu "B" na ten dzień, a jakoś nie chciało nam się siedzieć w domu. Co prawda odpokutowałam ten wyjazd potężnym katarem, ale na szczęście już o nim pomału zapominam :)
Dzięki temu, że było masakrycznie wietrznie, szaro i dość mokro, do Szreniawy przybyło zdecydowanie mniej ludzi niż w poprzednich latach. Przez co łatwiej się przedzierało między straganami. 
O samym muzeum mogę Wam krótko powiedzieć (resztę doczytacie na ich stronie!), że organizuje się tam mnóstwo imprez, wystaw, warsztatów. Często można również, po odstaniu swojego w kolejce, zaopatrzyć się w świeżo wypiekany chleb, a potem posmarować go smalcem ze skwarkami :)


Na początku obejrzeliśmy przedstawienie dla dzieci "Zimowa opowieść" w wykonaniu Dobrego Teatru. Muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało, choć córka stwierdziła, że występuje za mało aktorów - na scenie była "dziewczynka" imieniem Marysia i królowa Zimy. Jednak kiedy Marysia odśpiewała jakże znaną piosenkę z Krainy Lodu jakoś tak samoistnie buzia córki się roześmiała :)

W halach oczywiście królował jarmark, na którym można było kupić wiele cudowności, głównie świątecznych, aczkolwiek bolesnych niestety dla portfela. Ręczna praca kosztuje sporo, ale też nie ma ona porównania z produktami pochodzącymi z taśmy produkcyjnej.


Cały teren jest mocno związany z wsią i wszystkim co się jej tyczy. Tak więc nie mogło zabraknąć ...zwierząt gospodarskich! W jednym z pawilonów mieliśmy możliwość zapoznania się z olbrzymimi krowami hodowlanymi, były też kózki i świnki! Wierzcie mi, że dla dzieci mieszkających w mieście zobaczyć prosiaczki na żywo, a nie tylko w książce i bajce to nie lada atrakcja :) Swoją drogą, mimo że całe dzieciństwo jeździłam z dziadkami na wakacje na wieś, to tutaj, w muzeum pierwszy raz w życiu widziałam tak duże krowy!


Poza obejrzanym przez nas przedstawieniem były też koncerty kolęd, ale nie da się niestety być w dwóch miejscach naraz. A szkoda. Czasem, by się taka zdolność przydała i my-matki dobrze o tym wiemy :) Na miejscu były też zorganizowane warsztaty dla dzieci, podczas których maluchy mogły wykonać kartkę świąteczną, bombkę własnego projektu, świeczkę, czy stroik na wigilijny stół :)
Nie mogło oczywiście zabraknąć swojskiego, regionalnego jedzenia i domowych wypieków!
Całość miała zostać zakończona wspólną wyprawą na pizze, ale pogoda tak nam dała w kość, że my z niej (acz niechętnie!) zrezygnowaliśmy. Niechętnie ze względu na utraconą możliwość spędzenia czasu we wspólnym gronie z pozostałymi Włóczykijami. Ale jestem pewna, że jeszcze nieraz będzie ku temu okazja!
AHOJ PRZYGODO!