Zęboszczotki do pupy, czyli Babaryba dla każdego

W świecie książek wiele już widziałem. Zaskoczyć mnie w tej sferze jest naprawdę nieprostą sprawą. Tym bardziej jeśli rzecz dotyczy dziecięcej literatury. Zdarzają się jednak wyjątki. Ostatnio aż kilkakrotnie doświadczyłem owego stanu. Jak się okazuje, wspólnym mianownikiem dla każdego z tych doznań jest słowo "Babaryba". Warszawskie wydawnictwo znane jest ze swojego nietuzinkowego podejścia do słowa pisanego, skierowanego do czytelników o nikczemnym wzroście i małym bagażu życiowych doświadczeń. Dlatego dzisiaj chciałbym zaprezentować Wam swoisty przekrój "wesołej twórczości" tego kreatywnego wydawcy. 



Tworząc recenzje zawsze kieruję się swego rodzaju kodem - kluczem, który pozwala mi uporządkować myśli, by potem w sposób sensowny i w miarę logiczny (choć za tą logiką czasem najtrudniej nadążyć) przelać je na wirtualny papier. Nie inaczej jest tym razem. Wybrane tytuły wskażą za chwilę, przynajmniej taką mam nadzieję, potencjał jaki drzemie w Babarybie. Nauka, zabawa, abstrakcja, ironia, wiedza. Dla małych, większych i największych dzieciaków. Przekonajcie się sami!

 "Zęboszczotki", autorstwa duetu Pittau & Gervais, to bardzo specyficzna podróż w świat... szczoteczek do zębów. Jeśli myślicie, że dzielą się one jedynie na: dziecięce i dla dorosłych (no ewentualnie jeszcze na "zwykłe" i elektryczne), to jesteście w duuużym błędzie. Okazuje się bowiem, że ilu ludzi, zawodów i zwierząt na świecie, tyle różnych wariantów zęboszczotek można spotkać. Na pewno, w każdym razie, na kartach niniejszej książki, która obfituje w rewelacyjne ilustracje. Mamy zatem szczoteczki dla dzidziusia, chorego, krokodyla, alpinisty, a nawet dla człowieka niewidzialnego! Humor aż kipi z każdego obrazka. Dla dzieci, oprócz wspaniałej zabawy, stanowią one doskonały bodziec do uruchomienia wyobraźni i wyczarowania w niej kolejnych zęboszczotek. Wszak wachlarz możliwości zdaje się tu nieograniczony...



"Kto prowadzi?", Leo Timmers'a. Rzecz to będzie o pojazdach. Dużych, małych, z kołami lub skrzydłami. I w dodatku w dwóch językach do wyboru! Ta sympatyczna książeczka z przepięknymi ilustracjami nauczy najmłodszych miłośników motoryzacji naśladować dźwięki ulubionych dwuśladów, a dodatkowo wprowadzi nieco adrenaliny do ich beztroskiego (póki co) życia za sprawą powtarzającego się pytania: Kto prowadzi? Bo kandydatów jest wielu, a pojazd tylko jeden... No i kto ostatecznie jest najszybszy? Męskie rozmowy w piaskownicy gwarantowane! I nie wykluczone, że w języku angielskim.  



Jeśli Wasze dziecko przy każdej wizycie w sklepie z zabawkami, co chwilę pyta: "Tato, ile to kosztuje?", to może czas zastanowić się nad sprezentowaniem mu "Liczę do 100" Magali Bardos. Z pomocą przychodzą nam sympatyczne misie, które wciągają czytelnika do swojej liczbowej zabawy. Czy na obrazku rzeczywiście jest 68 postaci, 75 puzzli, czy 87 ptaków. Policzcie i sprawdźcie sami! To naprawdę doskonała zabawa, która na długi czas wyłączy Wasze dziecko z życia towarzyskiego (jakże to potrzebne czasem rodzicom nie muszę chyba wyjaśniać). Ilustracje może nie powalają tym razem na łopatki, ale nie one są tu najważniejsze. Liczy się liczenie!



Kolejna książka stanowi niejako znak rozpoznawczy Babaryby. "Mieszkamy w książce" autorstwa Mo Willems'a, to interakcja pełną gębą. Co by się stało, gdyby postaci z książki nagle uświadomiły sobie, że...  żyją w książce? I że ktoś ją właśnie czyta? Na taką myśl wpadła bowiem świnka Malinka i słoń Leon. Nie jesteśmy tu jedynie pasywnymi świadkami ich rozmowy, ale siłą rzeczy sami zostajemy wciągnięci w ową intrygę, która jak się okazuje nie ma końca. Proste rozwiązania w przypadku dzieci sprawdzają się znakomicie! No bo kto by pomyślał, że słowo "banan" doprowadzi moją 6-letnią córkę do salwy śmiechu? A Malinka i Leon to przewidzieli...



Ostatnią w kolejności, co absolutnie niczego nie powinno Wam sugerować, jest obfita w treść księga pt. "Pupy, ogonki i kuperki". To nie żart! Zastanówcie się chwilę. Co, dla kilkulatków stanowi temat tabu, zażenowania, podchichiwania i palenia cegiełki na polikach? Pupa oczywiście! We wszystkich wariantach i synonimach. Stąd też, jak sądzę, pan Michał Golachowski zaczerpnął inspirację do tego naukowego dzieła. I nie ma tu ani krzty ironii. W książce znajdują się fachowe informacje o niezwykłych zdolnościach, zachowaniach i funkcji pup w zwierzęcym świecie. A że odbiorcami są dzieci, wszystko przedstawiono z ogromną dawką wyśmienitego humoru! To zdumiewające, ale sam wciągnąłem się w lekturę jak rzadko kiedy. Ta książka jest po prostu REWELACYJNA! Stanowi doskonały przykład na to, że na poważne i dość krępujące tematy można rozmawiać w sposób otwarty, zrozumiały i zabawny jednocześnie. Gdy po drugiej stronie stołu mamy ciekawego świata kilkulatka, taka pomoc dydaktyczna wydaje się nieodzowna.



To już trzecia próba zarażenia Was miłością do niezwykłych propozycji książkowych od Babaryby. Czy mi się to udało? Sądząc po dotychczasowych komentarzach, jest nadzieja :) Ja w każdym razie złapałem wirusa i nie mam ochoty się go pozbywać, bo dzięki niemu wiem, że czytelniczy świat naszych pociech jest w dobrych rękach. Tak trzymać!


Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka