Co prawda zima niedawno odeszła w niepamięć, pozostawiając po sobie ogromny niesmak i spojrzenia pytające: „Co to miało być?”. Jednakże świat rozrywki, w tym także przebogata kraina gier planszowych, kieruje się własnym kalendarzem. Na dziś zapowiadamy zatem duże ochłodzenie i opady śniegu. Szykujcie zawczasu solidne zapasy, bo zanosi się na dłuuugą zimę.
Jeśli nie wiecie od czego w takiej sytuacji zacząć, to
wyobraźcie sobie, że jesteście wiewiórką. A co najbardziej lubią wiewiórki?
Orzechy, rzecz jasna!! Sprawa wydaje się zatem banalnie prosta. Wystarczy nazbierać
dużo owego „pokarmu ryszawych bogów” i ukryć w bezpiecznym miejscu. Może pod
kamykiem, albo grzybkiem? O! Ten liść się nada idealnie!...
O ile w prawdziwym życiu trudno wyobrazić sobie powyższą sytuację (widzę kilka przeszkód, przede wszystkim fakt, że nie jesteśmy wiewiórkami), o tyle w świecie gier REBELA taka historia miała miejsce. Mowa o grze „Wiewióry”, która niedawno zadebiutowała na rynku, a także w recenzenckich łapkach Zwykłej Rodzinki. Rzecz będzie jednak nie o chowaniu, a szukaniu smakowitych zapasów. Bowiem bohaterowie naszej orzeszkowej przygody, to grupka nieokrzesanych zapominalskich, dla których liczy się przede wszystkim dobra zabawa. Pozwólcie zatem, że przedstawię Wam: Jasia, Remka, Madzię i Marysię (narratora historii).
Fabuła gry jest niezmiernie prosta: Wcielając się w jednego
z wyżej wymienionych bohaterów musimy odnaleźć ukryte spiżarki z jedzeniem. Pomóc
nam w tym mają kolorowe dwustronne kafelki z grafiką. Do wyboru mamy: grzybek,
liść oraz kamień. A wszystko to w trzech kolorystykach: czerwonej, niebieskiej
i żółtej. Wystarczy odgadnąć sekwencję 3 takich losowo ułożonych kart, aby stać
się właścicielem kafla z wizerunkiem orzecha (lub dwóch). Proste jak drut,
prawda? Z początku też tak myślałem...
Uporządkujmy jednak na początek informacje o zawartości gry
i jej przebiegu. W niewielkim pudełku (idealnym do spakowania do plecaka i zabrania
na wakacje) znajdziemy 9 dwustronnych kafli lasu, o których wspominałem chwilę
wcześniej, 12 kafli orzechów posiadających na awersie jeden lub dwa orzeszki,
zaś z drugiej strony rysunek liści. Ostatnim elementem są 4 kafle z naszymi
milusińskimi wiewiórami, różniące się nieco stronami. Z jednej mamy informację
o obiekcie (liść, grzyb, kamień), z drugiej o kolorze (czerwony, niebieski,
żółty).
Tasujemy kafle lasu i układamy je w kwadrat 3x3. Przy każdym z nich
układamy po karcie z orzechem. Możemy je odwrócić „liśćmi do góry”, wtedy rozgrywka
nabierze dodatkowych rumieńców. Na końcu wybieramy bohatera i kładziemy jego
wizerunek przy którymś z kafli orzechów. „Walczymy” zawsze o kafel znajdujący
się naprzeciwko naszej Wiewióry. Jeśli wizerunek na kaflu ma informacje o
obiekcie, wówczas próbujemy odgadnąć jaki kształt znajduje się na odwrocie
trzech kolejnych kafli, dzielących nas od upragnionego celu. Analogicznie ma
się sprawa w przypadku kolorów. Cel rozgrywki jest jasny. Żeby wygrać trzeba
uzbierać 5 orzechów (w podstawowym wariancie). Zadanie zdaje się niezwykle
banalne. Ale tylko do pierwszej potyczki...
Przyznam szczerze, iż na początku dość sceptycznie
podszedłem do tematu. Ot, kolejna wariacja na temat „Memory” - myślałem. W
dodatku nieskomplikowana i prosta. Odszczekuję teraz te słowa. Odgadnięcie 3
elementów nie stanowi co prawda wielkiego wyczynu, ale jeśli w trakcie gry co
chwila odwraca się kilka kart, a w dodatku teraz musisz powiedzieć jaki kolor
jest ukryty (bo ktoś właśnie zgarnął orzeszka i nie zgadujesz już obiektów jak
przed chwilą lecz kolory), to robi się naprawdę ciekawie. Gra uczy przede
wszystkim koncentracji. Zdumiewające jak skomplikowane może stać się podanie
prawidłowo układu 3 kart, gdy co chwila zmieniają się reguły gry. I to jest
główna siła oraz wartość „Wiewiór”.
Wydanie gry nie pozostawia żadnych wątpliwości, że mamy do
czynienia z najwyższą jakością wykonania. Pewnie, że to TYLKO tekturowe płytki.
Ale ich solidność daje gwarancję, że po wielu godzinach spędzonych przy
poszukiwaniach orzechowych spiżarni, nie będzie problemu z połamanymi i
pozaginanymi elementami. Piękne grafiki dodatkowo podnoszą wartość estetyczną
gry. Każdy z bohaterów został przedstawiony indywidualnie z charakterystycznymi
dla siebie elementami ubioru. Mamy więc wiewiórkę rapera/ziomka, detektywa,
mola książkowego oraz miłośniczkę fitness (tak sądzę :) ).
Gra cieszy zatem oko, ale i duszę tych wszystkich, którzy lubią
wytężać szare komórki podczas planszowych rozgrywek. Osobiście bardzo doceniam
„Wiewióry” za wspomniane cechy. Jedyny niepokój budzi we mnie świadomość, że
przegrałem już z 6-letnią córką kilka potyczek. Albo miałem wówczas chwile słabości,
albo szum wiatru, który słyszę ostatnio w głowie nie jest przypadkowy. Wierzę z
całego serca, że winny jest pierwszy z powodów... Chwilunia! W
końcu ten kamień był niebieski, czy czerwony, do stu tysięcy orzeszków
laskowych?!