Nie tak dawno prezentowałem na łamach bloga pierwszą część (trylogii?,
sagi?) znakomitej książki młodzieżowej „Zodiak – Dziedzictwo: Narodziny mocy”. Historia
nastolatków obdarzonych wbrew własnej woli niespotykanymi mocami
charakteryzującymi jedno z 12 chińskich znaków zodiaku, zawładnęła moim czasem,
umysłem i wyobraźnią. Co tam Avengersi, Spiderman, czy Batman. Nastąpiła zmiana
warty wśród superbohaterskich bohaterów literatury pięknie fantastycznej! Oby
tylko nie zrobili adaptacji filmowej, bo wszystko popsują...
Na pewno nowa jest okładka oraz kolorystyka wydawnictwa.
Pierwszy tom utrzymany był w czerwonej – krwistej tonacji. Tutaj doświadczymy
zimnej niebieskiej barwy na każdej z ponad 420 stron. Celowy zabieg, czy może
przypadek? Lubię dopisywać sobie tego typu historie jako świadome działanie.
Zwłaszcza, że „spina” mi się to z zawartością obu tomów. Podczas gdy część
pierwsza nastawiona była na nieustanną akcję (stąd czerwień), „Powrót Smoka”
wkracza w nieco inne obszary czytelniczych emocji: siłę przyjaźni, rozróżnianie
dobra i zła, poświęcenie w imię wyższych celów.
Niebieski kolor myślę, mógłby
odzwierciedlać tutaj zimną kalkulację, z jaką bohaterowie powieści muszą nieraz
podchodzić do pojawiających się problemów. Przyznacie, że nieźle to sobie
wykombinowałem, co? Owych kłopotów w ich książkowym świecie nie brakuje. Od
strony wizualnej szata graficzna oraz piękne ilustracje w stosunku do „starszego
brata” zostały nietknięte (tzn. Ilustracje są inne – forma pozostała ta sama),
przez co duch serii jest w pełni zachowany (pomijając, że świetnie wyglądają
obie książki na półce).
Kto nie czytał części pierwszej cyklu, a ma ochotę to
wkrótce nadrobić (recenzja - KLIK), proszę teraz grzecznie i posłusznie zamknąć stronę z tym
wpisem, gdyż poniżej pojawią się (w mikro ilościach, ale jednak) informacje na
temat treści tam zawartych. Gotowe? Świetnie! Zatem dla reszty wtajemniczonych
mam kilka niusów. Przede wszystkim od poprzednich wydarzeń minął rok. Tajemniczy
Maxwell wraz ze swymi żołnierzami z oddziału Vanguard utracił swoją moc Smoka i
został pokonany. Paczka przypadkowych młodych-gniewnych, pod przewodnictwem
Stevena (Tygrysa) i Jasmine (Smoka) zdążyła nauczyć się opanowywać swoje
niezwykłe moce. Teraz tworzą ekipę ratunkową, która niesie pomoc wszędzie tam
na świecie gdzie dzieje się źle. Niby wszystko „gra i buczy”, ale pod
powierzchownym spokojem kryją się coraz większe wątpliwości co do sensu dalszej
współpracy, tęsknota za normalnością, czy też obawa o poczynania Maxwella
(który czai się gdzieś w ukryciu). Jak się okazuje owe odczucia nie są
bezpodstawne, gdyż moc Smoka, najpotężniejsza spośród wszystkich Zodiaków, to
łakomy kąsek dla najniebezpieczniejszego człowieka na ziemi. Rozpoczyna się
zatem kolejny wyścig z czasem oraz... własnymi słabościami.
W „Powrocie Smoka” jest oczywiście mnóstwo akcji i
niesamowitych przygód, podobnie jak to miało miejsce wcześniej. Jednak pierwsze
skrzypce grają tym razem emocje, trudne decyzje, walka z samym sobą. Widać jak
na dłoni, że dojrzeli nie tylko bohaterowie, ale również ich twórcy. Jeśli ktoś
zarzucał części pierwszej brak głębszych przemyśleń kosztem taniej efektownej
rozrywki, przy „Powrocie Smoka” będzie zmuszony zweryfikować swoją opinię. Ta
książka wciąga niemiłosiernie. Nieważne, czy szukacie w słowie pisanym akcji do
utraty tchu, czy też poważniejszych tematów/problemów jakie mogą dotykać
współczesną młodzież (tą z supermocami jak i bez). „Zodiak – Dziedzictwo: Powrót
Smoka” da Wam to wszystko, a nawet ciut więcej. Po prostu kawał dobrej książki
dla nastolatków... i dla mnie.
Jedyny minus, jaki zarejestrowałem jest taki, że bardzo
szybko dodacie powyższy tytuł do listy „przeczytane”. Pocieszę Was jednak: na
ostatniej stronie widnieje następująca informacja: „Ciąg dalszy nastąpi...”.
Więc tego się trzymajmy!