Nie mamy w domu żadnego zwierzątka. Kiedyś mieszkał z nami owczarek niemiecki należący do teściów, ale właściwie była (bo to suczka) cały czas trzymana w kojcu na ogrodzie, tak więc córka miała z nią niewielki kontakt. Marzy o małym piesku, który spałby pod jej łóżkiem... Kotów zaś nie lubi, w przeciwieństwie do jej przyjaciółki, która na ich punkcie ma faktycznie... "kota" :) Jednak córce nie przeszkadza fakt w tym, by czytać książki o "dachowcach". Jest taka seria z okładkami słodkimi niczym sami bohaterowie tych publikacji, w których córka dosłownie się zakochała. W domu był spór o to, że ona sama chce je czytać, a ja przecież też musiałam poznać ich treść, żeby wiedzieć co Wam o nich później napisać. Skończyło się na tym, że ja młodej przeczytałam jedną część, a wszystkie pozostałe "zaliczyła" samodzielnie. Z racji tego, że czyta na głos, nie ominęła mnie jednakże ich treść :)
Papilon, bo to on jest sprawcą zaistniałej sytuacji czytelniczej, wydał jakiś czas temu serię o małych, puchatych stworzonkach: "Klub Kociaków Słodziaków". Całość obejmuje około ośmiu tytułów. Każda z nich traktuje o innym kotku i jego właścicielce. Mnie dane było przeczytać "Wielką ucieczkę Dymka". W zasadzie nie trzeba trzymać się kolejności, ale fajnie jednak zacząć od pierwszej części, czyli "Nowy dom Imbirka". To w niej właśnie małe czytelniczki dowiadują się co to za tajemniczy klub i skąd się wzięła jego nazwa.
Nie będę Wam za dużo zdradzać, sami sprawdźcie :) Mały Dymek, szary jak dym z komina, jest "żywym srebrem". Wprost roznosi go energia i próbuje za wszelką cenę wydostać się z domu. Jego właścicielka - Maja, dba o swojego pupila jak potrafi. Jednak poza opieką nad kociakiem ma mnóstwo innych zajęć dodatkowych tak więc nie potrafi się zorganizować bez zaniedbywania choćby jednego z nich.
Książki te uczą dzieci empatii, szacunku do zwierząt, tego jak należycie się nimi opiekować, a także jak w przypadku Mai, pomagają zrozumieć, że nie damy rady robić wszystkiego na co mamy ochotę.
Są to małe książeczki z kolorowymi okładkami kojarzącymi się ze słodkimi babeczkami. Jeśli będziecie je czytać swoim córeczkom gwarantuję, że i Wy się przy nich nie będziecie nudzić, drogie mamy! Rozdziały są dość krótkie, w sam raz na czytanie przed snem. Natomiast w przypadku takim jak nasz, gdzie mój mól książkowy sam czyta, też nie ma problemu. Czcionka może nie należy do największych, ale siedmiolatka radzi sobie z nią świetnie i co sama podkreśla: "jest dużo obrazków, dzięki którym nie są zapełnione całe strony tekstem".
Ilustracje są szare, ale nie przeszkadza to w pozytywnym odbiorze książek. Seria idealna dla dziewczynek marzących o własnym kotku. Albo nauczą się jak należy o nie dbać albo uznają, że być może są jeszcze za małe na takie obowiązki i odpowiedzialność.
No dobra, ale w tytule wspomniałam o czymś dla małych łobuziaków różnorakich! Otóż, poza literaturą typowo dziewczęcą traktującą o słodkich kociętach, chcę Wam zaprezentować książkę, przez którą moja córka prawie posiusiała się z radości w chwili gdy ją otrzymała! Znacie bajkę "Niech żyje król Julian"? Leci takie cosik na kanale Nickelodeon. Moje dziewczę ogląda to nałogowo. W momencie gdy zobaczyła, że jest książka o jej ulubionym Julku... przepadła. O czym dokładnie mowa? "Król Julian i przyjaciele. Księga żartów". Zawarto w niej ponad 300 dowcipów, głównie dotyczących samego Juliana, ale są także kawały wyśmiewające Shreka, Czkawkę z "Jak wytresować smoka", a także sławetne Pingwiny z Madagaskaru.
Kiedy córka "przerabiała" tę księgę słyszałam co chwila albo chichot powodujący popuszczanie w majty albo tekst: "mamo, mamo, posłuchaj tego..." Sami przyznajcie jak się nie uśmiechnąć słysząc Waszą pociechę czytającą na przykład taki żart: "Dlaczego król Julian nosi koronę z owoców? Bo lubi mieć deser przy sobie", albo: "Jaki jest ulubiony wiersz Juliana? Samochwała w kącie stała".
Ci, którzy znają tę bajkę dobrze wiedzą jaki charakter ma krnąbrny i zapatrzony w siebie król lemurów :)
Mówię Wam - mnóstwo śmiechu w krótkich wierszykach, a do tego kolorowa grafika wprost z wytwórni Dreamworks to dla dzieci wystarczające argumenty. Propozycja zarówno dla dziewczynek jak i chłopców. Jedynym kryterium stanowi olbrzymie poczucie humoru! Wszak Króla Juliana albo się kocha albo nienawidzi :)