Strony

30 września 2016

Jesienne metamorfozy z farbami Magnat

Kto powiedział, że jakiekolwiek zmiany najlepiej wprowadzać w czyn na wiosnę? Mam tu na myśli ingerencję zarówno w swój wygląd, zachowanie, sposób życia, ale także i zmiany zachodzących w domu. Ot tak, fizycznie, materialnie, wizualnie. Pół roku temu przeprowadziliśmy malowanie pokoju córki. Właściwie całości dokonał zamówiony malarz, gdyż okazało się, że nie wystarczy zwykłe odświeżenie ścian nowa farbą. O tym nieoczekiwanym remoncie pokoju naszej księżniczki, dość drastycznym dla naszych portfeli, pisałam TUTAJ. Po półrocznym spoglądaniu na śliczny odnowiony pokoik i jego lśniące ściany, uznałam, że nasze królestwo wygląda przy nim... mówiąc bardzo dyplomatycznie: "fatalnie"! Jestem z gatunku tych, co to nie usiedzą na miejscu jeśli coś wprost kłuje mnie w oczy, jest niezrobione lub niedokończone. Dzięki mamuś! To po Tobie odziedziczyłam bycie "w gorącej wodzie kąpaną"! Dziś zatem mogę już Wam pokazać i pochwalić się tym, czego dokonaliśmy w pierwszych dniach tegorocznej jesień - tym razem bez pomocy fachowca. Uwaga! W tym poście będzie dużo zdjęć. Ale to właśnie one najlepiej oddadzą metamorfozę jaka się u nas dokonała, a nie moja "paplanina", więc... :)


Zacznijmy od tego, że zabrałam się za odświeżenie elementów drewnianych na naszym ogrodzie oraz przed domem. Na pierwszy ogień poszedł ozdobny płotek, następnie pergola od wiaty kryjącej drewno do kominka, furtka. Także grzybki ozdobne zyskały nowy wygląd. Z pomocą przyszedł mi impregnat do drewna ochronno-dekoracyjny powłokotwórczy firmy Vidaron. Wybrałam kolor o dość egzotycznej nazwie "heban brazylijski". Zatem pędzel w dłoń! Na stronie produktu znajdziecie wiele cennych informacji na temat jego działania. Ale ja Wam powiem jedną, no może dwie rzeczy, które zaobserwowałam: uwydatnia naturalne piękno drewna, głęboko penetruje (bez skojarzeń!) i wzmacnia je. Nasz płot był w dość kiepskim stanie, gdyż jest w części ogrodu narażonej na całodzienne działanie słońca. Teraz wygląda zdecydowanie lepiej. Sami zobaczcie:







Szczerze mówiąc gdybym chciała uzyskać idealny wygląd musiałabym wykonać wiele czynności "przed", które znajdziecie w poradniku na temat tego, jak właściwie przygotować i zaimpregnować elementy drewniane TUTAJ - PORADNIK. Albo po prostu nałożyć nie dwie, a co najmniej trzy warstwy impregnatu (zwłaszcza przy tak dużym "zniszczeniu" jakie się dokonało na naszym małym płotku). Ja poprzestałam na oczyszczeniu sztachetek. Płot przed domem był w dobrym stanie i tu nawet nie trzeba było myśleć o szlifowaniu. W zupełności wystarczyło mycie przed impregnacją. Efekt jest wprost doskonały. 




Jak już wspomniałam, drugie życie zyskały także nasze przydomowe prawdziwki. Pozostało mi jeszcze odmalowanie ich nóżek :) Córka z mężem dzielnie mi pomagali, ale ja jak na kobietę, która żadnej pracy się nie boi, dawałam sobie (tak myślę!) całkiem dobrze radę. 

Z racji pewnej niedyspozycji zdrowotnej Zwykłego Taty do pomocy przy malowaniu pokoju poprosiłam szwagra. Co jak co, ale walka z moim sufitem i skośną ścianą, a do tego samodzielne dźwiganie szaf nie wchodziło w rachubę. Szwagier silny facet, chętny do pomocy, więc praca wprost paliła nam się w rękach. Zmęczona odświeżaniem płotów Matka, przenoszeniem mebli i sprzątaniem aż podskakiwałam z radości patrząc na to, jak ciemnoczekoladowe ściany przeistaczają się w takie o kolorze lodów śmietankowo-waniliowych. Wiecie jak to jest, gdy odsuwając np. meblościankę znajdujecie dawno zapomniane "skarby" dziecka, a co najgorsze masę kurzu? Do tego wyciąganie wszystkich ciuchów z szaf, co by się lżej meble przenosiło. No z przywracaniem ładu po malowaniu... całkiem sporo roboty, ale ja twarda jestem. 
 
Jako, że do malowania ścian w pokoju córki użyliśmy farb Magnat i doskonale spełniły swoje zadanie, tym razem również one pomogły nam rozjaśnić nasze królestwo. Magnat Ceramic według producenta jest odporny na szorowanie. I wiecie co? Już byłam zmuszona to sprawdzić kilkakrotnie i przekonałam się, że nie jest to tylko puste hasło reklamowe. Ponadto w czasie malowania tradycyjnie użyliśmy folii ochronnej, która w zasadzie nie byłaby potrzebna, ponieważ te farby praktycznie NIE CHLAPIĄ! Szwagier bez obaw machał wałkiem, a na koniec dnia wcale nie wyglądał jakby go coś wykropkowało! Dobry wałek też troszkę w tym pomógł.

Powiem Wam, że byliśmy pełni obaw co do pokrycia ciemnego koloru ścian, który był wcześniej. W pokoju młodej ściany wyglądają jak tafla lustra, ale tam zaczynaliśmy od podstaw, a tu jasny kolor o nazwie "Bursztynowa komnata" miał przykryć kolor mlecznej czekolady. I udało się! Dwukrotne pomalowanie wystarczyło w zupełności by stary kolor stał się odległą przeszłością! Pożegnałam czekoladkę i rozkoszuję się teraz wanilią :) Zmiana kolosalna. Oceńcie sami. Uwaga! Nie myślcie, że miałam naprawdę tak brudno w domu. Z premedytacją robiłam zbliżenia zadrapań na ścianach, które zafundowało nam dziecko będąc jeszcze na etapie nauki chodzenia, żeby tym bardziej było widać różnice :)






Na pierwszy ogień poszedł sufit. Tu z kolorem nie było problemu, bo biel przykryliśmy... bielą. Z tą różnicą, że teraz ma on swoistą strukturę i połysk, którym charakteryzują się farby Magnata. Mąż się ze mnie śmieje gdy mówię, że jak w pokoju córki zaświeci słońce, to ściana lśni niczym lustro! Autentycznie! Teraz i ja mam podobnie u siebie w pokoju. Nareszcie i moje ściany są warte tego, by na nie zerknąć. To wszystko dlatego, że farby tej firmy bazują na ceramicznych komponentach i żywicach. Wierzcie mi, że to naprawdę widać. Na stronie firmy Magnat dowiecie się jak dobrze przygotować się do malowania. Nie będę tego przecież przepisywać. Pokaże Wam za to zmianę...








Szwagra dobiło malowanie skośnej ściany, mąż walczył z paskami oddzielającymi biel sufitu od bursztynowych powierzchni, a ja na koniec walczyłam ze sprzątaniem. Niezastąpiony okazał się płyn Meglio, który doczyścił stare plamy pod meblościanką. Cały wieczór miałam więc z głowy. Wnoszenie na powrót wszystkich gratów i ciuchów, mycie podłogi, odkurzanie mebli. Warto jednak było! Dziękuję Magnatowi za dostarczenie farb, dzięki którym mój mały świat zamknięty w tych waniliowych ścianach jest teraz jasny i radosny. Dziękuje szwagrowi za nieocenioną pomoc. Teraz nareszcie posiadam pozytywny pokój, w którym mam ochotę siedzieć i dla Was pisać. Bez stresu, że spoziera na mnie zaciek pod oknem albo obtłuczony narożnik ściany.
Przy okazji malowania wymieniłam też karnisze na firanki, opróżniłam meblościankę z książek i wywaliłam półkę zamieniając to wszystko na jeden duży regał, z którego cieszy się mąż. Jednym zdaniem : metamorfoza pełną gębą!
W czasie, gdy jesień bywa szara i ponura, mój pokój rozświetlają ściany w kolorach lodów śmietankowo-waniliowych...