Strony

2 listopada 2016

Polskie, złote...zmęczenie, czyli zmiana czasu

Dziś będzie krótko. Wiem, wiem. Tyle razy Wam to obiecywałam, a potem okazywało się, że  w trakcie pisania milion myśli wpadało do głowy. W konsekwencji tego przelewałam je na wirtualny papier. Wychodziło ostatecznie tak, że tekst wcale nie był wiele krótszy niż zwykle. Ale teraz będzie inaczej. Nie chcę narzekać. Po prostu stwierdzę parę faktów.

Najważniejszy jest taki, że jestem zmęczona. Na ten stan nałożyło się kilka czynników. Zarówno fizycznych, psychicznych jak i tych totalnie niezależnych od nas. I tu mam na myśli pogodę no i tą cholerną zmianę czasu!

Nie wiem jak Wy, ale ja nie znoszę tego momentu przepadającego w ostatni weekend października. Córka od urodzenia ma w nosie to, że teoretycznie dłużej rano śpimy. Żadne ciemności jej nie przeszkadzają w tym, by budzić wymęczoną matkę, a w weekend również i ojca. Zwykły Tata może sobie pomarzyć o tym, że pewnej soboty wyśpi się za wszystkie czasy i wstanie wypoczęty jak nigdy dotąd. No, może na emeryturze... Zmęczenie. Nie lubię tego stanu umysłu i ciała.

To, że popołudniu tak strasznie szybko robi się ciemno jest przytłaczające i depresyjne. Od godziny 16.00 marzę, by był już wieczór i córka poszła wreszcie spać. Na drugi dzień jest mi głupio, że przysnęłam na ulubionym programie i zwyczajnie "film mi się urwał" nie dotrwawszy nawet do 22:00 :( Nic nie mogę poradzić na to odczuwalne zmęczenie. I nie ma z tym nic wspólnego wypity raz na jakiś czas ulubiony drink - gin z tonikiem :) Brakuje mi słońca i płynącej z niego energii, którą częściowo wysysa chyba ze mnie moje dziecię. 

Był długi weekend. To znaczy był dla mojej uczennicy, bo tata miał epizod w pracy. Czas ciągnął się jak przysłowiowe flaki z olejem. Oczywiście, że nadal sporo czytamy, gramy w różne gry, są wygłupy i chwile wariackiego śmiechu. Nie oszukuję Was pisząc posty o tym jak zazwyczaj spędzamy popołudnia. Byliśmy w odwiedzinach u rodziny. Zapalaliśmy też znicze na dość licznych (niestety) grobach nieżyjących już bliskich. Jednak mimo tego wszystkiego ostatnie dni ciągnęły się w nieskończoność.

Zmiana czasu jest dla mnie głupotą. Nienawidzę jej.  Nie rozumiem potrzeby robienia tego na wiosnę i zimę. Wcale na tym nie oszczędzamy, bo i rano muszę włączyć światło, a i popołudniu szybko lampka rozświetla dom zamiast słońca. BRAKUJE MI LATA!

Zmiana czasu na zimowy... Jak Wy ją znosicie? Odczuwacie w ogóle jakieś jej zbawienne skutki? Ciekawa jestem...