Strony

23 grudnia 2016

Świąteczne porządki... Wyluzuj :)

Niemal wszędzie na blogach świąteczne tematy. Choinki, ręcznie robione kartki. Są też przepisy na pierniki, miliony pomysłów na prezenty - całkiem przydatne teksty. Jednym słowem: istne szaleństwo. Z drugiej jednak strony wpadam od czasu do czasu na sympatyczne teksty o świętach w tzw. wersji "slow". Jak to wygląda u mnie? Ja nie szaleję! Może byłoby inaczej gdybyśmy mieszkali sami i miałabym do przygotowania całą kolację wigilijną? Nie, chyba jednak nic by to nie zmieniło. Wiecie dlaczego? W czym tkwi sekret tego, by nie szaleć? Wspólne przygotowania!


Mam łatwiej - owszem. Mieszkamy z teściami i dzielimy się przygotowaniami do świąt. Co roku na zmianę spędzamy wigilię w domu lub u mojej rodziny. Jadąc do mamy na święta pytam co mogę przygotować. Siostra też zawsze coś przyrządzi. Bo w tym wszystkim nie chodzi o to, by tylko jedna osoba się napracowała tak, że podczas wigilijnej kolacji nie ma już nawet siły karpia spróbować, a makowiec i kawa nie smakują tak jak powinny. Tak działa zmęczenie!

Zmęczenie wywołane jest też myśleniem o świętach już od października! Sprzątanie - moja zmora. Ale też (przyznaję zawsze i wszędzie) świetny sposób na odreagowanie stresu i negatywnych emocji. Jednak bez przesady. W czasie Bożego Narodzenia nie odwiedza nas inspekcja sanitarna tylko rodzina i... Św. Mikołaj :) Nie dostaniesz prezentu jak za meblościanką będzie "kotek"? No bez przesady!

Skoro sprzątam na bieżąco to na święta nie mam wiele więcej do zrobienia jak umycie tych cholernych okien, a i to nie zawsze. Gdy któregoś roku borykałam się bite dwa miesiące z uporczywym kaszlem, albo gdy córka miała anginę, wiecie gdzie miałam wówczas swoje brudne okna? Tak, w czterech literach :) Nic na siłę, nic kosztem zdrowia! Jak ktoś ma w domu chore dzieci to nie stoi przy garach byle tylko było te 12 potraw tylko tuli swoje maleństwo, które walczy z gorączką!


Sprzątałam, owszem. Umyłam okna, firanki odświeżyłam. W tym roku pomogła mi skutecznie Ekipa Ludwika. Do tej pory żyłam w przekonaniu, że Ludwik to tylko płyn do naczyń, którego de facto uwielbiam i pamiętam jak zawsze używała go moja babcia. Chyba każdemu z nas z płynem do naczyń właśnie kojarzy się ta marka. W dzisiejszych czasach jednak, w wielu domach króluje niepodzielnie zmywarka. Ja jej nie pożądam, ale przyznaję bez bicia, że gdy w domu jest więcej osób niż standardowy skład, stanowi ona zbawienie dla moich rąk. Poza tym mam czas wypić kawę z rodziną, a nie stoję przy misce z wodą! Tabletki do zmywarki od Ludwika spisują się bardzo dobrze (wierzcie mi, próbowałam już wiele tego typu specyfików). Kiedy po świątecznym obiedzie "odpalę" zmywarkę, będę miała pewność, że talerze wyjmę błyszczące, a moja skóra na rękach pozostanie nienaruszona.




A co z tym myciem okien? Ano umyłam. W tym roku (na szczęście) zdrowie nam dopisuje w tym okresie, więc nie było wymówki. Najbardziej nie lubię myć okien dachowych, bo to zwyczajnie niewygodne. Przy tej pracy również pomógł mi Ludwik. Tak, płyn do mycia okien także znajduje się w ich ofercie. Szyby są bez znienawidzonych przeze mnie smug i słońce bez przeszkód (jeśli już jakimś cudem świeci) może zaglądać do mojego pokoju.
Firanki... mam problem z ich zdejmowaniem, gdyż mój błędnik mi na to nie pozwala. Często zatem przy tej czynności pomaga mi mąż :) Tym razem dałam radę sama, na drabinie, a po wrzuceniu firanek do pralki całą robotę odwalił... tak, znowu Ludwik. A konkretnie kapsułki piorące. Są w wydaniu zarówno do prania białego jak i kolorowego. Firanki w salonie, gdzie króluje kominek i dym z niego się czasem ulatniający, wiszą na oknach bez obaw, że staną się szare. A nawet jeśli, to kapsułki do prania białego świetnie sobie z tym tematem poradzą. 


Wiecie dlaczego przekonałam się do kapsułek? Do tej pory wierna byłam proszkom. Jednak często piorę ciemne spodnie, jeansowe w dodatku. Regularnie odświeżam też pluszowe maskotki córki. Proszek pozostawiał na nich biały osad, zaś córka przybiegała z wyrzutem, że pluszak jest miejscami... "dziwnie sztywny". Teraz, mając kapsułki piorące, już się o to nie martwię. Koniec z białym osadem, a pluszaki pozostają miękkie i idealne do tulenia :)
Prania zawsze mam sporo, zwłaszcza przed świętami kiedy ściągamy firanki i zmieniamy pościele na świeże. Na święta mam taką swoją "paranoję", że kosz na brudy ma być pusty, choć przez jeden dzień! Kapsułki Ludwika spisują się doskonale i teraz wiem, że nie tylko płyn do naczyń mają skuteczny. Zdradzę Wam w sekrecie, że i buty dla Mikołaja mogłam wyczyścić pastą od Ludwika!

Tak więc, nie szalejąc zanadto z porządkami, miałam swoich pomocników!
Dziękuję Ekipie Ludwika za nieocenioną pomoc. Sprzątam to co zwykle. Codziennie "przelatuję" podłogi, ścieram kurze co kilka dni. Łazienka - moja słabość, musi błyszczeć. Także na święta nie mam wcale dużo pracy ze sprzątaniem i mogę się skupić na ozdabianiu domu :)