Strony

16 grudnia 2016

Taki duży, taki mały może Noem być, czyli Zwierzaki na pokład

Mam ogromny mętlik w głowie. Po prostu przestaję ogarniać tych wszystkich reklam, haseł i tzw. PR-u przedświątecznego. Gdzie się nie obrócę, jakikolwiek kanał TV nie włączę, wszędzie natykam się na kolejne bloki reklamowe, których długość zaczniemy zaraz liczyć w latach świetlnych. Okazuje się w nich, że właściwie każdy przedmiot może być "tym wymarzonym, jedynym w swoim rodzaju" prezentem. Wciskają nam kit za kitem, byśmy dnia następnego w te pędy pognali do najbliższego kompleksu handlowego by bez kompleksów, że nas nie stać, zakupili ten wspaniały przecudny produkt. 



Co mądrzejsze jednostki (obecnie w znacznej mniejszości) ignorują owe podprogowe sygnały wyłączając odbiorniki RTV i idą czytać książkę. Wiedzą oni bowiem, że najlepszą, najprawdziwszą reklamą jest opinia zaufanych osób, znajomych, a przede wszystkim dzieci. Jeśli coś jest warte uwagi, zawsze można liczyć na rzetelną odpowiedź w stylu: "Marzyłam o tym od dawna!", albo "Ja chcę jeszcze raz!". W przeciwnym wypadku opinia jest krótka i konkretna: "To jest głupie!"

Jako, że Zwykła Rodzinka stawia raczej zawsze na sprawdzone i ciekawe rzeczy, możecie spać spokojnie jeśli chodzi o recenzje pojawiających się tu książek, gier i dóbr wszelakich. Nie inaczej będzie dzisiaj.
WydawnictwoG3, niedługo przed wizytą uśmiechniętego brodacza w czerwonym kostiumie (Nie! Nie chodzi o żadnego wujka Józka), uraczyło graczy wspaniałą grą, w której każdy może się poczuć niczym biblijny superbohater flory i fauny - niejaki Noe. Szykujcie zatem solidny prowiant, załóżcie kapoki, weźcie końską dawkę leku na chorobę morską i w drogę! "Zwierzaki na pokład" czekają!



Zapewne każdy zna opowieść o arce, na którą Noe zabrał po parze zwierząt z każdego gatunku, by uchronić je przed nieuchronną zagładą? Jeśli tak, to zarys fabularny gry macie już za sobą. Jest tylko jedno odstępstwo od biblijnego pierwowzoru: w rozgrywce nie opłaca się brać na pokład pary zwierząt. To ci psikus, co nie?! Ale po kolei...
Zaglądając do pudełka po raz pierwszy można się nieco zdziwić. Znajdziemy w nim bowiem wyłącznie prostokątne kartonowe matryce, z których należy wszystko starannie "wycisnąć". Następnie, wzorem pewnego szwedzkiego sklepu meblowego, z pomocą instrukcji musimy zbudować arki dla poszczególnych graczy (w sumie 4 egzemplarze). Po tej czynności pozostaje tylko podziwiać bogactwo i urok skompletowanego zestawu:



Celem gry jest zebranie na pokładzie swojej arki (pełniącej jednocześnie funkcję stojaka-podstawki) najbardziej atrakcyjnych gatunków zwierząt. Atrakcyjnych punktowo, a nie wizualnie rzecz jasna. Wabić będziemy 12 różnych gatunków, składających się z 5 zwierząt każdy. Jak tego dokonać? Za pomocą skrzynek z jedzeniem, które w kolejnych rundach wymieniamy za daną grupę czworonogów. Po zapełnieniu arki minimum 10-oma osobnikami przez choćby jednego z uczestników, gra dobiega końca, a my podliczamy punkty.
Każdy z graczy (od 2 do 4) otrzymuje "na start" arkę, flagę przerwy, skrzynkę z jedzeniem oraz losowo jedną z trzech otrzymanych kart zwierzęcia, którą umieszcza od razu na swojej podstawce. Pozostałe dwie karty wykładane są na środek stołu. Do nich z zakrytych stosów płytek dobiera się losowo kolejne tak, by w sumie było ich 8, 10 lub 12 (zależne od liczby graczy) + jedna karta zakryta. Rozpoczynamy rundę, w której każdy po kolei wykonuje jedną z dwóch akcji:
- rozdziela według uznania jedną z grup zwierząt ze stołu na dwie nowe grupy, po czym bierze kafelek z jedzeniem;
- zabiera na swoją arkę którąś grupę, oddając do wspólnej puli tyle skrzynek z jedzeniem ile osobników liczy owa grupa
Jeśli gracz zdecyduje się w swoim ruchu na drugi z powyższych wariantów, wówczas "wywiesza" flagę przerwy na arce i do końca rundy nie bierze już udziału w grze. Przed rozpoczęciem każdej kolejnej rundy z zakrytego stosu uzupełnia się płytki na stole o wymaganą ilość zwierząt. Jeśli komuś uda się zwabić na pokład 10 (lub więcej) osobników, gra się kończy. To kto wygrał?





Każda karta posiada liczbę od 1 do 5 mówiącą o jej wartości. ALE jeśli zbierzecie 3, 4 lub 5 zwierząt z jednego gatunku, wtedy każda z tych kart warta jest aż 5 punktów! Jedynym psikusem jaki zafundowali nam twórcy gry "Zwierzaki na pokład" jest brak punktów w przypadku posiadania pary stworzeń. Widać Noe swego czasu zastrzegł ten pomysł i opatentował. Cóż, był w końcu pierwszy...

Cała nasza rodzinka zakochała się w tej grze. Przede wszystkim za świeży pomysł i oryginalny temat, który wciąga niesłychanie. Córka wcale nie musi nas długo namawiać na kolejną rozgrywkę. Gdy za oknem deszcz zwiastuje prawdziwą powódź, my w domowym zaciszu zaganiamy na pokład krokodyle i hipcie. Super sprawa!



"Zwierzaki na pokład", to doskonała gra rodzinna. Dedykowana dla dzieci od lat 8 sprawdzi się wszędzie tam, gdzie niestraszne jest nieco strategiczne myślenie, dobry zmysł obserwacji oraz chłodna kalkulacja. Przede wszystkim zapewnia jednak wspaniałą zabawę, która na długi czas będzie przyciągać do stołu całą rodzinę. Bo każdy znajdzie w niej elementy ciekawe dla siebie. Kolorowa, prześliczna szata graficzna, urocze wizerunki zwierzaków, czy też oryginalne rekwizyty w postaci arki, flag, cieszyć będą Wasze oczy. Jakość wykonania zapewni z kolei długotrwałą żywotność nowego dziecka od G3 - wydawnictwa pełnego energii i pasji do gier. Przy okazji zajrzyjcie koniecznie na ich kanał na YouTube, gdzie Ludwika i Piotr w niebanalny oraz zabawny sposób prezentują kolejne planszowo-karciane produkcje (m.in. "Zwierzaki na pokład"). W mojej skromnej osobie mają już wiernego fana. Czas na Was...