Jakiś czas temu na blogu Matki Polki przeczytałam wpis o tym, co kryje się pod hasłem "mąż wychodzi z domu". Natchnęło mnie to do napisania podobnego tekstu. Skupię się jednak na licznych korzyściach jakie płyną z tego, że "tata ma wychodne". Dużo się mówi o tym, żeby matki korzystały z faktu, iż tata może zaopiekować się dzieciarnią. Żeby wyrwały się z koleżanką lub koleżankami na miasto i odetchnęły wolnością. Żeby zadbały o swój zdrowy egoizm, bo oszaleją stale zamknięte w domu. Ale co z tatusiami? Czy i oni nie mają do tego prawa?
Jako kobieta uznająca, że związek małżeński powinien opierać się na zdrowych relacjach PARTNERSKICH uważam, że faceci też mają swoje prawa. Nie tylko obowiązki. Lubię się wyrwać z domu. Zapomnieć o praniu, gotowaniu, odrabianiu lekcji. Kobieta opiekująca się dzieciarnią nie ma urlopu. Jej dzień pracy nie kończy się po ośmiu godzinach. On trwa 24/7. Jednakowoż nie oznacza to, że facet ma lepiej. Że zostawia pracę w firmie by po powrocie w domowe pielesze odpocząć. No bądźmy szczere. Która z Was nie ma ochoty po przekroczeniu progu przez swojego małżonka zwalić na niego kilku obowiązków? No, śmiało! Wiadomo, że większość z nas robi to najpóźniej po tym jak tylko facet zje obiad. Zresztą dzieciaki same lgną do ojca, wręcz wieszają się na nim nie dając mu nawet dokończyć posiłku.
Należymy z mężem do typowych domatorów. Wolimy obejrzeć film w domowym zaciszu, zjeść dobrą kolację z winem niż wyjść do knajpy. Zresztą w naszym przypadku wiążę się to z całą wyprawą na miasto. Jednak od czasu do czasu jadę do metropolii, by pohasać po wyprzedażach lub spotkać się z dziewczynami. Mąż rzadko korzysta z takiej opcji, więc kiedy nadarza się okazja lub w kinach pojawia się film, na który ma ochotę się wybrać, ja go wręcz wyganiam. Nie do końca lubimy te same gatunki filmowe, więc nie robię problemu, gdy chce się wybrać ze szwagrem.
Doskonale rozumiem fakt, że i on potrzebuje oderwać się od codzienności. Nierzadko jest tak, że wracając z pracy głowę ma pełną, a ja mu dokładam niusów nie zawsze optymistycznych. Taki jego męski wypad ma obustronne korzyści. Kiedy tata ma wychodne korzystam też i ja:
- nie muszę się stroić na wyjście, bo zostaję z córką w domu i mogę paradować w ulubionym dresie
- nie muszę potakiwać i wysłuchiwać tematów, które są mi zupełnie obce
- mam czas tylko dla siebie i młodej, robimy co chcemy, a gdy ona pójdzie spać... "hulaj duszo - piekła nie ma" :)
- łazienka jest cała dla mnie na jak długo mam ochotę
- mąż nagada się za wszystkie czasy na tematy, które mnie niekoniecznie muszą interesować
- wróci chłop do domu z uśmiechem na twarzy, bo mógł ten czas spędzić w totalnie inny sposób niż na co dzień
- cieszę się, że czasem ma czas tylko dla siebie i odetchnie od babskiego towarzystwa
A Wy cieszycie się, że mąż czasem opuści rodzinne gniazdo i zrobi coś w męskim towarzystwie, czy raczej po powrocie do domu lub jeszcze przed wyjściem fundujecie mu fochy?