Nie robię noworocznych postanowień! Ten tekst powstał jakiś czas temu i od listopada leżał w zakładce o nazwie "robocze". Jednak parę sytuacji w moim życiu spowodowało, że ostatnio go odkurzyłam i nieco zmodyfikowałam.
Jesień/zima. Wszystko fajnie-pięknie, jeśli pogoda nam dopisuje. Jednak co zrobić kiedy nas wcale aura nie rozpieszcza? Czy to dostateczny powód, by o siebie nie dbać? Czy to wystarczająca wymówka? Czasem tak! Niestety... Dla osoby takiej jak ja, lubiącej aktywność na świeżym powietrzu, deszcz zalewający moje piękne okulary nie jest żadną przyjemnością! Wtedy rzeczywiście zostaję w domu i wybieram książkę zamiast spaceru. Jakie jeszcze możemy mieć wymówki? Odnośnie jakich sytuacji? Czytajcie dalej.
Jesień/zima. Wszystko fajnie-pięknie, jeśli pogoda nam dopisuje. Jednak co zrobić kiedy nas wcale aura nie rozpieszcza? Czy to dostateczny powód, by o siebie nie dbać? Czy to wystarczająca wymówka? Czasem tak! Niestety... Dla osoby takiej jak ja, lubiącej aktywność na świeżym powietrzu, deszcz zalewający moje piękne okulary nie jest żadną przyjemnością! Wtedy rzeczywiście zostaję w domu i wybieram książkę zamiast spaceru. Jakie jeszcze możemy mieć wymówki? Odnośnie jakich sytuacji? Czytajcie dalej.
Mróz szczypiący w uszy to dla mnie żaden powód, by nie ruszyć tyłka z kanapy. Pamiętam pewien zimowy dzień, gdy wraz ze znajomą przy temperaturze poniżej zera wybrałyśmy się na spacer z kijkami po lesie! Oj, wróciłam zziębnięta, ale jakże mocniej krew krążyła potem w moim ciele! Albo pewnego sylwestra postanowiłam aktywnie zakończyć stary rok i przed wyjazdem na "domówkę" przespacerowałam się po lesie, w śniegu :)
Nic tam, że policzki szczypały. Nic, że przez godzinę siedziałam z kubkiem gorącej herbaty na rozgrzanie. Efekt przewietrzonej głowy był o niebo lepszy. Kiedy przy kilkustopniowym mrozie na dworze świeci zimowe słonko, a śnieg miło trzeszczy pod butami, nie ma nic bardziej orzeźwiającego niż godzinny spacer na łonie natury. To samo się tyczy wyjścia z dzieckiem na spacer. Katar to nie choroba, a rześkie mroźne powietrze może zadziałać na niego lepiej niż krople, czy inhalator! A jak maluch zmęczy się na dworze to może w domu już nie będzie mieć siły na wariacje? Jak nie spróbujesz nigdy się nie dowiesz :)
Przyznam, że ostatnio zaniedbałam moje "kijkowanie". CZAS TO ZMIENIĆ! Jeszcze dwa lata temu, po zaopatrzeniu się oczywiście w odpowiednią odzież, hardo maszerowałam po zaśnieżonym lesie. Teraz jednak częściej pada deszcz niż świeci słońce. Moknięcie to żadna przyjemność, ale gdy tylko trafiam na dzień bez mokrych opadów wsiadam na rower lub biorę kije w dłoń i wychodzę. Po co? Choćby dlatego by:
- przewietrzyć głowę
- poprawić krążenie w organizmie
- spalić zjedzonego poprzedniego dnia batona (bo po co kalorie mają iść w biodra?)
- rozładować negatywne emocje - to naprawdę działa!!!
- poprawić swoją kondycję
- pobyć sam na sam, nacieszyć się ciszą w lesie
Generalnie widzę same plusy i jak tylko pogoda pozwoli ruszam ponownie na leśny szlak. W domu ćwiczenia do mnie jakoś nie przemawiają :)
Wspomniałam o innych sytuacjach, w których wymyślamy sobie najróżniejsze wymówki.
Dzieci... Tu dla niektórych szerokie pole do popisu! "Bo nie mam czasu czytać. Bo nie mam spokoju wypić ciepłej kawy. Bo nie mogę wyjść z domu"... I tak bez końca. Ale zaraz, zaraz! Jeśli nie jesteś matką samotnie wychowującą dziecko/dzieci, masz męża lub babcię, która (od czasu do czasu) chętnie przygarnie wnuczęta - rusz się z tego "domowego więzienia", który stworzyłaś sobie TY SAMA! Nikt inny. Bo to nie dziecko jest powodem, że nie wyjdziesz ze znajomymi na kawę lub na samotne zakupy korzystając z tego, że pociecha jest pod opieką drugiego rodzica. Ktoś powie, że zakupy to żadna przyjemność. Tu się mylicie drogie mamy. Dla mnie wyjście do sklepu z córką, a wyjście w pojedynkę to jak przyrównać niebo do ziemi. Jeśli muszę załatwić jakieś sprawy i mogę owe zrobić SAMA - jest to dla mnie przyjemność!
Czas. "Mam dzieci więc nie mam czasu na nic innego". Błąd! To nie wina Twoich pociech, które przecież kochasz nad życie. Więc czyja? Otóż Twojego lenistwa, braku organizacji i faktu, że łatwiej się poddać niż wziąć w garść! Tego, że wolisz mieć wymuskane mieszkanie, którym nie pogardzi Perfekcyjna Pani Domu niż pobawić się chwilę wspólnie z dziećmi.Olać kurz, wyjdź na spacer! "Szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko" - to się sprawdza, wiem co mówię, choć sama za rzadko się do tego stosuję i łapie za mopa zamiast zagrać z córką setny raz w tę samą grę :)
Zmęczenie. Do cholerci! Ono dopada każdego. Prędzej czy później, ale dopada. Jednak co po nieprzespanej nocy będzie lepsze: "warczenie" na rodzinę, czy wyjście np. na spacer? Uwierzcie, że po spacerze nie poczujecie się z pewnością gorzej. W przeciwnym razie zły humor odbije się na pozostałych domownikach i wróci do Was ze zdwojoną siłą! Chyba więc wybór jest łatwy? Zyska cała rodzina!
Mąż.... Nie docenia Cię? Nie zauważa? Traktuje jak mebel lub służącą? A TY? Co robisz by było inaczej? Pomyślałaś dlaczego tak może być? Nie mówię tu o skrajnych przypadkach, gdzie facet jest totalnym palantem (a znam takich) i dlatego w ten sposób traktuje swoją piękniejszą połowę. Mówię tu o normalnym facecie, który zupełnie inaczej będzie się zachowywał po powrocie z pracy, kiedy w domu zobaczy umalowaną, uczesaną (nawet kosztem odkurzonej podłogi) żonę, która da mu buziaka i przywita uśmiechem. Ja wiem, że często-gęsto jest to prawie niewykonalne. Bo np. chore dziecko zwymiotowało na Ciebie lub zasmarkało Ci nowy dres. Lub też pobiło się z rodzeństwem, czy też w trakcie awantury dokonało zniszczeń. ALE pamiętaj zawsze o jednym: Twój mąż jest Twoim sprzymierzeńcem na placu boju! Zamiast więc odreagować na nim swoje całodzienne frustracje, usiądź razem przy kawie i porozmawiaj co można zrobić, by było lepiej :) Mnie bez makijażu i umalowanych paznokci nie zobaczycie (poza nocą, ale nie radzę, bo wtedy straszę!), ale tego akurat nie robię dla męża, a dla siebie! Tak, wtedy czuję się lepiej sama ze sobą :)
Przyznaję, że warczę w domu, w końcu nie jestem idealna, ale staram się nad sobą pracować :) Dlatego nikogo tu nie pouczam, ale raczej chciałabym zmotywować. Zarówno siebie, jak i innych!
Mąż.... Nie docenia Cię? Nie zauważa? Traktuje jak mebel lub służącą? A TY? Co robisz by było inaczej? Pomyślałaś dlaczego tak może być? Nie mówię tu o skrajnych przypadkach, gdzie facet jest totalnym palantem (a znam takich) i dlatego w ten sposób traktuje swoją piękniejszą połowę. Mówię tu o normalnym facecie, który zupełnie inaczej będzie się zachowywał po powrocie z pracy, kiedy w domu zobaczy umalowaną, uczesaną (nawet kosztem odkurzonej podłogi) żonę, która da mu buziaka i przywita uśmiechem. Ja wiem, że często-gęsto jest to prawie niewykonalne. Bo np. chore dziecko zwymiotowało na Ciebie lub zasmarkało Ci nowy dres. Lub też pobiło się z rodzeństwem, czy też w trakcie awantury dokonało zniszczeń. ALE pamiętaj zawsze o jednym: Twój mąż jest Twoim sprzymierzeńcem na placu boju! Zamiast więc odreagować na nim swoje całodzienne frustracje, usiądź razem przy kawie i porozmawiaj co można zrobić, by było lepiej :) Mnie bez makijażu i umalowanych paznokci nie zobaczycie (poza nocą, ale nie radzę, bo wtedy straszę!), ale tego akurat nie robię dla męża, a dla siebie! Tak, wtedy czuję się lepiej sama ze sobą :)
Przyznaję, że warczę w domu, w końcu nie jestem idealna, ale staram się nad sobą pracować :) Dlatego nikogo tu nie pouczam, ale raczej chciałabym zmotywować. Zarówno siebie, jak i innych!
A Wy? Lubicie aktywność na świeżym powietrzu? Wychodzicie z domu mimo wszystko? Ja widuję biegaczy nawet w solidnym deszczu, ale... wszystko w granicach rozsądku :) Wybieracie koc/kanapę i "warczenie" na bliskich, czy szukacie sposobów na to, by się tego wisielczego nastroju pozbyć? Wybieracie kłótnie z mężem, czy samotny wypad na zakupy, podczas którego skutecznie wywietrzeje Wam z głowy to, o co się posprzeczaliście?