Żyjemy
w bardzo dziwnych czasach. Czasach, w których coraz częściej dostrzegamy liczne
sprzeczności. Ludzie po szkołach podstawowych, a co „ambitniejsi” po kilku jej powtórkach
(„...bo Pani wychowawczyni taka fajna, że żal się było rozstawać”), prowadzą dziś
z powodzeniem własne firmy. W przerwach między kolejnymi spotkaniami
biznesowymi oszukują oni głód w przydrożnym McCośtam lub innym Kurczaku,
obsługiwani przez magistrów filologii polskiej. Nasze życie, za sprawą portali
społecznościowych stało się otwartą księgą dla Staszka z Białołęki, Zośki z
Koziegłów, czy Dartha Vadera urlopującego się na Gwieździe Śmierci. Z drugiej jednak
strony nie znamy nawet imion naszych najbliższych sąsiadów (przypominam, że:
„ta ruda”, „ten łoś spod 5-ki” i inne podobne imionami zdecydowanie nie są!). Jesteśmy
tolerancyjni, ale modlimy się w duchu, by córka nie przyprowadziła do domu MC
Hammera. Dziwny jest ten nasz mały świat, co...?
Prawda czasów
jest taka, iż obecnie każdy stara się ze wszystkich sił okopać, otoczyć fosą (najlepiej
zawierającą śladowe ilości krokodyli, piranii oraz rekinów), postawić 5-metrowe
ogrodzenie podpięte pod elektrownię jądrową, a na koniec wywiesić flagę z
napisem „.................!!” (nie pochwalamy ze Zwykłą Matką kaleczenia rodzimego
języka - stąd kropki). A do tego wciąż chcemy więcej i więcej.
Może wobec tego
przenieślibyśmy się do średniowiecza? Tam wszystko było o wiele prostsze. Zero
zasięgu, jeno gońce z listami (poleconymi priorytetami). Gdzie postawisz stopę
– tam dom twój możesz postawić. Chcesz więcej ziemi, a może żonę lub smoka? To
je sobie zdobądź siłą. Przywdziej najlepszą kolczugę, załóż odświętny hełm,
wypoleruj z rzadka używaną stal. Gotowy? To do dzieła! Możesz również usiąść z
rodzinką wygodnie przy stole i zagrać w „Królestwo”, nową grę od FoxGames. Podbijesz
krainy nie brudząc nawet rąk. Wybór należy jak zawsze do Ciebie...
Do zapoznania
się z najnowszym dzieckiem lisiego wydawcy skłoniła mnie w pierwszej kolejności
niezwykle barwna i radosna oprawa graficzna. Pędzący na koniu rycerz goniony
przez smoka z tajemniczym jeźdźcem na grzbiecie (Nazgulu, to ty?). Dramatyczna
wręcz scena. Dlaczego więc uciekinier się uśmiecha? Pewnie ma w głowie jakiś podstępny
plan, albo zagrał już w „Królestwo”. Postanowiłem zatem sprawdzić, czy i mnie
banan wyrośnie na twarzy. Wiedziony instynktem, nie zważając na to, iż
prawdopodobnie córka obejdzie się tym razem jedynie smakiem i biernym zerkaniem
na stół (kategoria wiekowa gry, to +10 lat) zajrzałem do pudełka...
„Królestwo”
jest klasyczną grą planszową z elementami strategicznymi. Brrr! Na samą myśl o
strategii zanikają moje procesy życiowe oraz dostaję białej gorączki, którą
zbić może jedynie Chińczyk lub Grzybobranie. Tutaj, o dziwo, nie było potrzeby resuscytacji.
W zależności od liczby graczy (2-4) wybieramy odpowiedni wariant planszy –
krainy, podzielonej na zamki (w jej rogach) i prowincje. Będąc posiadaczami
włości w postaci takowej twierdzy oraz dwóch przylegających terenów, dążyć
będziemy (w myśl powszechnego konsumpcjonizmu) do poszerzenia wpływów poprzez
zajęcie któregoś z pozostałych zamków lub przywłaszczenie jak największej
liczby terenów. Mamy na to cały rok! A ściślej rzecz ujmując 4 rundy, które
odpowiadają poszczególnym porom roku.
Każdy uczestnik otrzymuje żetony swoich
jednostek (piechur, rycerz, obóz, katapulta) oraz zestaw 3 kart akcji i trochę
monet. We wstępnej fazie „obsiewamy” wedle uznania nasz zamek oraz przyległe
obszary. Czym? Posiadanymi jednostkami właśnie. Za każde takie „powołanie”
musimy uiścić określoną kwotę do skarbca. Gdy już rozplanujemy wojska,
przystępujemy do głównej części zabawy, którą są... szachy. Każdy kolejny ruch
musi bowiem zostać dobrze przemyślany i skonfrontowany z ewentualnymi przyszłymi
konsekwencjami. Brzmi groźnie? Tylko z pozoru! Tak naprawdę wszystko przebiega
według schematu:
1. Licytacja karty pierwszego gracza (czyli kto da więcej monet, ten zaczyna rundę)
2. Wybór karty akcji (do wyboru mamy „powołanie”, czyli dozbrajanie terenów, „podatek”, a więc wypłata ze skarbca oraz „atak”, czyli... atak po prostu)
3. Rozpatrywanie kart akcji (wykonanie czynności zgodnie w wolą naszą, zadeklarowaną w pkt. 2)
4. Przychody i zmiana pory roku (zebranie pieniążków jeśli się należą i przejście do kolejnej rundy).
1. Licytacja karty pierwszego gracza (czyli kto da więcej monet, ten zaczyna rundę)
2. Wybór karty akcji (do wyboru mamy „powołanie”, czyli dozbrajanie terenów, „podatek”, a więc wypłata ze skarbca oraz „atak”, czyli... atak po prostu)
3. Rozpatrywanie kart akcji (wykonanie czynności zgodnie w wolą naszą, zadeklarowaną w pkt. 2)
4. Przychody i zmiana pory roku (zebranie pieniążków jeśli się należą i przejście do kolejnej rundy).
Nie
ukrywajmy – cały smak potrawy tkwi w jednej konkretnej przyprawie: ATAKOWANIU!!
W końcu tylko tak zdobędziemy upragnione zwycięstwo. Jak to wygląda w praktyce?
Mechanizm jest bardzo prosty. Atakujący i atakowany, niczym Pawlak i Kargul,
spotykają się na granicy najeżdżanego terenu. Rozpatrując każdą jednostkę po
kolei (piechur, rycerz, obóz) toczą bój, w którym... ofiara próbuje zgadnąć ile
monet ukrył w dłoni niedobry sąsiad. I już! Jeśli zgadł – atak zostaje odparty
(w niektórych przypadkach jest podwójna szansa na odgadnięcie). W innym wypadku
jego żeton znika z planszy, a teren przejmuje wrogi oddział, który triumfalnie
wywiesza flagę w barwach rodu. Oczywiście „zagrane” monety lądują każdorazowo w
skarbcu, przez co trzeba też myśleć o budżecie domowym, żeby starczyło „do
10-go”. Po pokonaniu wszystkich jednostek możemy cieszyć się z nowego terenu
łowieckiego z przeznaczeniem np. na obiekt SPA dla żony.
Oczywiście
zasady wyżej przedstawione ująłem w iście telegraficznym skrócie. Każdy ruch
jest bowiem ściśle uwarunkowany pewnymi zasadami, o których długo można by
mówić i pisać. Trzeba po prostu zagrać żeby przekonać się samemu jak wiele
radości może dawać podbijanie, plądrowanie i palenie. Nawet dzieci będą
oczarowane! Dla bardziej wymagających graczy wydawca przewidział dodatkową
talię 20 kart specjalnych zdolności, które potrafią namieszać w naszych
planach, że hej! Nie muszę chyba dodawać, że całość została bardzo solidnie
wydana, a poszczególne ilustracje cieszą nasze zalane krwią i potem oczy.
Czy
zatem „Królestwo” jest grą dla każdego? A czy Cristiano Ronaldo wie jak normalnie
„robi się” dzieci? Oczywiście, że nie! To gra dla tych, którzy lubią przy
rozgrywce uruchomić nieco szare komórki. Rzecz jasna można dostosować zasady do
młodszego gracza. Ale po podbiciu mu drugiej prowincji i późniejszej
interwencji Straży Miejskiej w domu, dojdziecie szybko do wniosku, że nie był
to najlepszy pomysł. Wszak dorośli też powinni mieć coś na wyłączność, prawda?
„Królestwo” z pewnością dostarczy Wam mnóstwa frajdy i wesołych wieczorów w
miłym towarzystwie... lub z żoną. Bo czy może być coś wspanialszego od
przejęcia czyjegoś zamku wraz z całym jego dobytkiem, służbą i królewną? Nie
sądzę... ;-)
Dziękuję
wydawnictwu FoxGames za egzemplarz gry i możliwość odbycia kilku owocnych
wypraw na tereny wroga.