Strony

19 lipca 2017

Królestwo, czyli katapultą w sąsiada

Żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Czasach, w których coraz częściej dostrzegamy liczne sprzeczności. Ludzie po szkołach podstawowych, a co „ambitniejsi” po kilku jej powtórkach („...bo Pani wychowawczyni taka fajna, że żal się było rozstawać”), prowadzą dziś z powodzeniem własne firmy. W przerwach między kolejnymi spotkaniami biznesowymi oszukują oni głód w przydrożnym McCośtam lub innym Kurczaku, obsługiwani przez magistrów filologii polskiej. Nasze życie, za sprawą portali społecznościowych stało się otwartą księgą dla Staszka z Białołęki, Zośki z Koziegłów, czy Dartha Vadera urlopującego się na Gwieździe Śmierci. Z drugiej jednak strony nie znamy nawet imion naszych najbliższych sąsiadów (przypominam, że: „ta ruda”, „ten łoś spod 5-ki” i inne podobne imionami zdecydowanie nie są!). Jesteśmy tolerancyjni, ale modlimy się w duchu, by córka nie przyprowadziła do domu MC Hammera. Dziwny jest ten nasz mały świat, co...?


Prawda czasów jest taka, iż obecnie każdy stara się ze wszystkich sił okopać, otoczyć fosą (najlepiej zawierającą śladowe ilości krokodyli, piranii oraz rekinów), postawić 5-metrowe ogrodzenie podpięte pod elektrownię jądrową, a na koniec wywiesić flagę z napisem „.................!!” (nie pochwalamy ze Zwykłą Matką kaleczenia rodzimego języka - stąd kropki). A do tego wciąż chcemy więcej i więcej. 

Może wobec tego przenieślibyśmy się do średniowiecza? Tam wszystko było o wiele prostsze. Zero zasięgu, jeno gońce z listami (poleconymi priorytetami). Gdzie postawisz stopę – tam dom twój możesz postawić. Chcesz więcej ziemi, a może żonę lub smoka? To je sobie zdobądź siłą. Przywdziej najlepszą kolczugę, załóż odświętny hełm, wypoleruj z rzadka używaną stal. Gotowy? To do dzieła! Możesz również usiąść z rodzinką wygodnie przy stole i zagrać w „Królestwo”, nową grę od FoxGames. Podbijesz krainy nie brudząc nawet rąk. Wybór należy jak zawsze do Ciebie...
 
Do zapoznania się z najnowszym dzieckiem lisiego wydawcy skłoniła mnie w pierwszej kolejności niezwykle barwna i radosna oprawa graficzna. Pędzący na koniu rycerz goniony przez smoka z tajemniczym jeźdźcem na grzbiecie (Nazgulu, to ty?). Dramatyczna wręcz scena. Dlaczego więc uciekinier się uśmiecha? Pewnie ma w głowie jakiś podstępny plan, albo zagrał już w „Królestwo”. Postanowiłem zatem sprawdzić, czy i mnie banan wyrośnie na twarzy. Wiedziony instynktem, nie zważając na to, iż prawdopodobnie córka obejdzie się tym razem jedynie smakiem i biernym zerkaniem na stół (kategoria wiekowa gry, to +10 lat) zajrzałem do pudełka...


„Królestwo” jest klasyczną grą planszową z elementami strategicznymi. Brrr! Na samą myśl o strategii zanikają moje procesy życiowe oraz dostaję białej gorączki, którą zbić może jedynie Chińczyk lub Grzybobranie. Tutaj, o dziwo, nie było potrzeby resuscytacji. W zależności od liczby graczy (2-4) wybieramy odpowiedni wariant planszy – krainy, podzielonej na zamki (w jej rogach) i prowincje. Będąc posiadaczami włości w postaci takowej twierdzy oraz dwóch przylegających terenów, dążyć będziemy (w myśl powszechnego konsumpcjonizmu) do poszerzenia wpływów poprzez zajęcie któregoś z pozostałych zamków lub przywłaszczenie jak największej liczby terenów. Mamy na to cały rok! A ściślej rzecz ujmując 4 rundy, które odpowiadają poszczególnym porom roku.

Każdy uczestnik otrzymuje żetony swoich jednostek (piechur, rycerz, obóz, katapulta) oraz zestaw 3 kart akcji i trochę monet. We wstępnej fazie „obsiewamy” wedle uznania nasz zamek oraz przyległe obszary. Czym? Posiadanymi jednostkami właśnie. Za każde takie „powołanie” musimy uiścić określoną kwotę do skarbca. Gdy już rozplanujemy wojska, przystępujemy do głównej części zabawy, którą są... szachy. Każdy kolejny ruch musi bowiem zostać dobrze przemyślany i skonfrontowany z ewentualnymi przyszłymi konsekwencjami. Brzmi groźnie? Tylko z pozoru! Tak naprawdę wszystko przebiega według schematu:
1. Licytacja karty pierwszego gracza (czyli kto da więcej monet, ten zaczyna rundę)
2. Wybór karty akcji (do wyboru mamy „powołanie”, czyli dozbrajanie terenów, „podatek”, a więc wypłata ze skarbca oraz „atak”, czyli... atak po prostu)
3. Rozpatrywanie kart akcji (wykonanie czynności zgodnie w wolą naszą, zadeklarowaną w pkt. 2)
4. Przychody i zmiana pory roku (zebranie pieniążków jeśli się należą i przejście do kolejnej rundy).
 





Nie ukrywajmy – cały smak potrawy tkwi w jednej konkretnej przyprawie: ATAKOWANIU!! W końcu tylko tak zdobędziemy upragnione zwycięstwo. Jak to wygląda w praktyce? Mechanizm jest bardzo prosty. Atakujący i atakowany, niczym Pawlak i Kargul, spotykają się na granicy najeżdżanego terenu. Rozpatrując każdą jednostkę po kolei (piechur, rycerz, obóz) toczą bój, w którym... ofiara próbuje zgadnąć ile monet ukrył w dłoni niedobry sąsiad. I już! Jeśli zgadł – atak zostaje odparty (w niektórych przypadkach jest podwójna szansa na odgadnięcie). W innym wypadku jego żeton znika z planszy, a teren przejmuje wrogi oddział, który triumfalnie wywiesza flagę w barwach rodu. Oczywiście „zagrane” monety lądują każdorazowo w skarbcu, przez co trzeba też myśleć o budżecie domowym, żeby starczyło „do 10-go”. Po pokonaniu wszystkich jednostek możemy cieszyć się z nowego terenu łowieckiego z przeznaczeniem np. na obiekt SPA dla żony.

Oczywiście zasady wyżej przedstawione ująłem w iście telegraficznym skrócie. Każdy ruch jest bowiem ściśle uwarunkowany pewnymi zasadami, o których długo można by mówić i pisać. Trzeba po prostu zagrać żeby przekonać się samemu jak wiele radości może dawać podbijanie, plądrowanie i palenie. Nawet dzieci będą oczarowane! Dla bardziej wymagających graczy wydawca przewidział dodatkową talię 20 kart specjalnych zdolności, które potrafią namieszać w naszych planach, że hej! Nie muszę chyba dodawać, że całość została bardzo solidnie wydana, a poszczególne ilustracje cieszą nasze zalane krwią i potem oczy.
 





Czy zatem „Królestwo” jest grą dla każdego? A czy Cristiano Ronaldo wie jak normalnie „robi się” dzieci? Oczywiście, że nie! To gra dla tych, którzy lubią przy rozgrywce uruchomić nieco szare komórki. Rzecz jasna można dostosować zasady do młodszego gracza. Ale po podbiciu mu drugiej prowincji i późniejszej interwencji Straży Miejskiej w domu, dojdziecie szybko do wniosku, że nie był to najlepszy pomysł. Wszak dorośli też powinni mieć coś na wyłączność, prawda? „Królestwo” z pewnością dostarczy Wam mnóstwa frajdy i wesołych wieczorów w miłym towarzystwie... lub z żoną. Bo czy może być coś wspanialszego od przejęcia czyjegoś zamku wraz z całym jego dobytkiem, służbą i królewną? Nie sądzę... ;-)

Dziękuję wydawnictwu FoxGames za egzemplarz gry i możliwość odbycia kilku owocnych wypraw na tereny wroga.