No i po
urlopie. Żal jest tym większy, iż pogoda (o dziwo!) dopisała znakomicie. Gdy miało
świecić słońce – świeciło, kiedy miał padać deszcz – lało jak z cebra. A w dni,
gdy nie było szczególnych planów, aurę za oknem mieliśmy po prostu w nosie. Znając
naszą rodzinkę możecie się domyślić, że dany nam czas wykorzystaliśmy aktywnie.
Fakt, że zawsze można by wykręcić ciut więcej km, pojechać gdzieś jeszcze („bo
to przecież niedaleko”), zawędrować o jedną uliczkę, czy muzeum dalej... Nie ma
co jednak narzekać. Wszyscy zgodnie uznaliśmy tegoroczne wakacje za bardzo
udane. Pisząc „wakacje” mam na uwadze wspomniane dwa radosne tygodnie, nie zaś cały
ponury, deszczowo-grillowy okres, w którym obowiązuje amnestia dla
rozwrzeszczanej szkolnej dziatwy.
Tak czy
inaczej, pomimo tych wszystkich „ochów” i „achów”, mamy chwilowo dość polskiego
kapryśnego klimatu. Po burzliwej debacie ze Zwykłą Matką (bo w czasie rozmowy niebo
błyskało się jak na paradzie równości w Berlinie) ustaliliśmy, że
przyszłoroczny wyjazd, sponsorowany przez literkę „U” oraz zakładowy dodatek
pt. „Wczasy pod Gruszą”, odbędzie się poza granicami naszej ojczyzny. Co z tego
ostatecznie wyniknie? Czas pokaże. Znając jednak naszą determinację, upór i ewoluujący
w niezbadane rejony charakterek zwykłej jedynaczki... może być różnie. :) Na
szczęście marzyć nikt nam nie zabrania. Skoro więc do kolejnej wakacyjnej
podróży pozostało blisko 365 dni, w perspektywie mamy nadciągający nowy rok
szkolny z całym pakietem wyzwań oraz problemów, co nam pozostaje? Może szybki
wypad do amazońskiej dżungli? Albo od razu dajmy się wystrzelić w kosmos! Dzięki
wydawnictwu Zielona Sowa jest to jak najbardziej możliwe. Posłuchajcie...
Nie
jestem w stanie zliczyć ile razy, począwszy od końcówki czerwca, usłyszałem z
ust córki pytanie: „Co mogę robić?”. Uwaga, bo to bardzo podchwytliwe zagajenie.
Zwykle chodzi o TV, tablet, laptop lub... o mnie. Tyle, że ja nie posiadam
baterii! Na szczęście istnieją takie gry jak „Odkrywcy: Amazonia”. Zielona Sowa,
odkąd się znamy, zawsze kojarzyła mi się ze starannie opracowanymi i prostymi w
obsłudze grami. Licząc na podobne doznania sięgnąłem po powyższy tytuł. I nie rozczarowałem
się. Już sama szata graficzna przykuwa uwagę kolorami. W końcu będziemy
przemierzać amazońskie knieje pełne barwnej flory i fauny. Również wnętrze
pudełka pozwoliło mi z optymizmem spojrzeć na ów produkt.
W środku znajdziemy prostą
planszę do gry z klasyczną numerowaną „ścieżką”, tajemnicze żetony, pionki oraz
głównych bohaterów zabawy – 93 kafelki z wizerunkami zwierząt, wodospadu i
namiotu. Każdy taki element posiada kolorowe krawędzie, które musimy w czasie
gry dopasowywać do siebie. Na start wybieramy pionek oraz otrzymujemy żetony-talizmany
jednokrotnego użycia (obróć, przenieś, wymień, pomnóż), mogące wspomóc nasze
działania. Kafelek z namiotem umieszczamy na środku stołu. Teraz każdy po kolei
losuje jedną płytkę ze zwierzęciem (chyba, że trafi mu się wodospad), a
następnie próbuje wpasować ją kolorystycznie do krawędzi – jednej lub kilku,
tworzącej się wokół namiotu układanki. W zależności od sposobu dołączenia
naszego kafla, otrzymujemy odpowiednią ilość punktów (po szczegóły odsyłam do
instrukcji), o którą przesuwamy nasz pionek po planszy. Nie muszę chyba
dodawać, że gra toczy się do momentu wybrania wszystkich kafelków, a zwycięzcą
zostaje ten, kto w owym momencie uzbierał najwięcej punktów. Proste jak włosy
Magdy Gessler!
Naprawdę
trudno o jaśniejsze zasady. W pięć minut po rozpakowaniu, już siedzieliśmy
wszyscy przy stole i cieszyliśmy się z zabawy w „Odkrywcy: Amazonia”. Bo gra
naprawdę potrafi wciągnąć. Szukanie najlepszego wpasowania dla naszego kafelka
stanowi doskonałą zabawę, a przy okazji trening dla spostrzegawczości. Piękne wizerunki
egzotycznej zwierzyny bezsprzecznie dopełniają całości. Myślę, że już dzieci w
wieku 5 lat (wydawca pisze o 6+) bez trudu poradzą sobie podczas zabawy. Zabawy,
która trochę przypomina Domino, Tetris, trochę recenzowany kiedyś Hexx. Nadal
jednak posiadającej własny pomysł na przyciągnięcie i zainteresowanie młodszych,
a także starszych. Wszak pierwiastek rywalizacji tkwi w każdym z nas. Gdyby jeszcze
wydawca wzbogacił zestaw o worek do losowania kafelków, byłoby naprawdę
wyśmienicie. Tak, czy inaczej jeśli tylko możecie poświęcić 40-60 minut waszego
bezcennego czasu, skrzykniecie od 2 do 5 osób wokół stołu, z pewnością docenicie
grę „Odkrywcy: Amazonia”. Za jej prostotę, emocje które wywołuje oraz
niebanalną grafikę, powodującą, iż po rozgrywce chce się pobiec od razu do
schroniska i zaadoptować jakiegoś tapira, czy kapucynkę.
Gdybyście
jednak bali się amazońskiego klimatu z olbrzymimi pająkami, pijawkami i
wszelkim innym robactwem, zapraszam dla odmiany na lot w kosmos. Gwarantujemy niezapomniane
widoki za oknem, zapasy tlenu dla całej załogi, a także mnóstwo ciekawostek
dotyczących naszego Układu Słonecznego. Ktoś chętny? „Galaktyczni Zdobywcy”
zapewnią Wam to wszystko, a nawet ciut więcej. Odciągną skutecznie Wasze dzieciaczki od szklanych ekranów (o dowolnej przekątnej), dając
przy tym okazję do odbycia pouczającej lekcji o naszej Galaktyce.
Tym
razem główną rolę w grze pełnią karty oraz puzzle. Dobrze zrozumieliście!
Będziemy układać obrazki 8 planet Układu Słonecznego, które zostały podzielone
na cztery elementy każdy. Na początku zabawy uzbrajamy się w pionek oraz żetony
Zdobywców (każdy gracz otrzymuje je w odpowiednim kolorze). Karty Zagadek (na
których znajduje się łącznie 160 pytań) tasujemy i układamy na planszy. Są
wśród nich bonusowe karty specjalne oraz tzw. „Deszcz Meteorytów”, powodujący
nic innego jak tylko... kłopoty :) Żeton
ze znakiem zapytania ustawiamy na pierwszym kolorowym polu (spośród 8
ponumerowanych). Teraz w zależności od liczby graczy każdy losuje początkowe
puzzle danej planety (2 graczy – 4 puzzle, 3 – 1, 4 – 2 puzzle). To właśnie je
będzie trzeba ułożyć na planszy szybciej niż inni (w opcji dla 3 graczy liczy
się z kolei kto zdoła ułożyć więcej obrazków). Aby jednak tego dokonać trzeba
każdorazowo odpowiedzieć na wylosowane pytanie dotyczące kosmosu. Na szczęście
są one sformułowane w taki sposób, że odpowiedzi brzmią „Tak”, lub „Nie”. Zatem
zawsze mamy 50% szansy na powodzenie. Gdy skończymy kompletować którąś z
naszych planet, oznaczamy ją żetonem Zdobywcy i przystępujemy do kolejnej
układanki. Zwycięzca może być tylko jeden – ten, kto pierwszy ukończy swoją
kosmiczną misję budowania wylosowanych planet. Znów prosto niczym na
Zakopiance.
Galaktyczni zdobywcy |
„Galaktyczni
Zdobywcy”, to klasyczny przykład na udane połączenie zabawy z nauką. Bo prawda
jest taka, że niewielu z nas potrafi choćby wymienić wszystkie planety
wchodzące w skład Układu Słonecznego. O innych kosmicznych ciekawostkach nawet
nie wspominając... Zielona Sowa daje nam zatem niepowtarzalną możliwość
poszerzenia naszej wiedzy o wszechświecie, zamkniętą w bardzo strawnej i łatwo
przyswajalnej formie. Układanie puzzli, niezwykle kolorowa grafika oraz element
rywalizacji przyciągną z pewnością młodszych miłośników gier (6+ to dobra dolna
bariera wiekowa). Wszyscy natomiast będą z ogromnym zainteresowaniem dowiadywać
się z czego zbudowane są poszczególne planety, skąd wziął się Układ Słoneczny
itp. A gdyby znudziło się Wam już odkrywanie tajemnic kosmosu, wystarczy
odwrócić żetony Zdobywców rewersem do góry, przełożyć planszę na drugą stronę...
i już można zagrać w „Galaktyczne warcaby”! Taka mała niespodziewajka, a
cieszy.
Galaktyczne warcaby |
„Odkrywcy:
Amazonia” oraz „Galaktyczni Zdobywcy”, czyli najnowsze „dzieci” od Zielonej
Sowy. Dwie (a właściwie trzy) gry, które jednocześnie dużo dzieli i łączy.
Niewątpliwą ich zaletą jest prostota. Otwieracie, rzucacie okiem i już można
zatopić się w dzikiej dżungli, czy polecieć na Saturna. Wielu z Was doceni także
staranność wykonania obu pozycji. Grafiki cieszą oczy, elementy edukacyjne
cieszą rodziców, a dzieci...? One ucieszą się z pewnością, gdy uda im się
pokonać nas – dorosłych w któryś z tytułów. I coś czuję, że nie będzie to
rzadkością...