Strony

6 października 2017

Lustereczko, powiedz przecie, czyli na kłopoty...Krull

Ponad cztery miesiące temu postanowiłem nieco odmienić swoją czytelniczą egzystencję. Stało się to za sprawą majowych Targów Książki w Warszawie. Tłumy czytelników, niezmierzone połacie stadionowego pierścienia zaanektowane (w sposób pokojowy na szczęście) przez wydawców. W końcu lista autorskich spotkań dłuższa od scenariusza „Mody na sukces”. A w całym tym wspaniale przyprawionym wywarze ja – Zwykły Tata, który nie czyta... książek polskich autorów.

Lustereczko, powiedz przecie - Alek Rogoziński

No dobra. Trochę może przesadziłem z tym „nieczytaniem” rodzimej twórczości. Po prostu zawsze jakoś tak odruchowo wolałem sięgnąć po nowego Cobena, czy Kavę, niż zachwycać się dokonaniami takiego Mroza na przykład. Co nie zmienia faktu, że zdążyłem nieco poznać się na polskiej literaturze pięknej (i tej mniej urodziwej). Niestety dość powierzchowna była to znajomość jak się okazało... Efekt? Rola wielbłąda kolejkowego na wspomnianych targach (to taki zwierz tachający na plecach książki żony oraz córki, stojący w kolejkach po autografy dla swoich niewiast) i totalne zignorowanie Andrzeja Pilipiuka, gdy ten niemal wpadł w me ramiona. Słabo, co nie?
 
Od tej chwili odkrywam zatem dokonania polskich pisarzy i nadziwić się nie mogę jakie to jest dobre! Jedną z takich książek właśnie okazało się najnowsze „dziecko” Alka Rogozińskiego i wydawnictwa Filia„Lustereczko, powiedz przecie”.

Podczas, gdy wszyscy (pomijając literaturę stricte kobiecą) zdają się dziś tworzyć coraz mroczniejsze, ociekające nierzadko makabrą powieści, Pan Rogoziński znalazł własny patent na opowiadanie swoich historii. Przepis wydaje się dość prosty: roztargniona bohaterka, której życie oferuje więcej zakrętów niż tor Formuły 1, barwne postacie towarzyszące, mające zawsze „coś mądrego” do powiedzenia, tajemniczy zgon tudzież niezidentyfikowane zmiany genetyczne na skórze sąsiada. Teraz wszystko należy dokładnie wymieszać i zrosić odpowiednią ilością soczystego humoru, najlepiej bazującego na współczesnej sytuacji ekonomiczno-madialnej w kraju. No i co - mamy hit? Owszem, jeśli jesteś tak dobrym kucharzem słów jak Alek Rogoziński. Nie wierzycie – zapytajcie Magdę Gessler! :)
 

Róża Krull, 35-letnia pisarka powieści kryminalnych w „Lustereczku...” po raz drugi wkracza do akcji. Po niezbyt udanym zjeździe pisarek w Kopielnikach (żeby dowiedzieć się co poszło nie tak, przeczytajcie „Do trzech razy śmierć”), tym razem nasza bohaterka wplątuje się w mroczną historię z wyborem Mistera Polonii w tle. „Tło” ma tutaj dodatkowe znaczenie, gdyż u Róży oprócz takich stwierdzonych przypadłości jak notoryczne imaginacje, początki nimfomanii, czy niezwykle krótka pamięć krótkotrwała, pojawiają się nowe dolegliwości mające istotny wpływ na postęp fabuły. Więcej nie zdradzę... Zwłaszcza, że dzieje się tu naprawdę dużo. Nawet menadżerka Betty i agent Pepe, na co dzień zdolni zgryźliwym słowem spacyfikować każdego, nie są tym razem w stanie zapanować (co za nowość!) nad temperamentem panny Krull. No ale skoro zostaje się świadkiem samobójstwa uroczego mężczyzny – kandydata do tytułu Mister Polonia, to czy należy siedzieć z założonymi rękoma i oddać pole policji? Jasne, że nie!

Rogoziński doskonale czuje się w obranej przez siebie konwencji. „Lustereczko, powiedz przecie” stanowi kwintesencję jego dotychczasowych przemyśleń na temat współczesnej Polski, naszego zapatrywania się na krajowe mass-media, postrzegania celebrytów, panujących trendów. Zamiast podejść do sprawy na poważnie, stosuje efekt przerysowania, uwypuklenia, a nierzadko wręcz obśmiania przywar oraz motywów działań kolejnych postaci. I jest to strzał w dziesiątkę! Humor prezentowany w „Lustereczko, powiedz przecie” trafia idealnie w punkt jeśli chodzi o ilość, ale przede wszystkim jakość. Jest niezmiernie zabawnie, a przy tym ze smakiem. Takie burzliwe dyskusje między Różą, Betty oraz Pepe to już prawdziwa bomba skojarzeń i ciętych ripost.


Kto zna autora choćby z jego wpisów na portalach społecznościowych, ten wie, że jest to osoba z ogromnym dystansem do siebie oraz swojej twórczości. Jeśli śledzicie facebookowe wpisy Pana Rogozińskiego, to podczas lektury „Lustereczka...” zorientujecie się, iż „ból kręgów szyjnych”, „pisarski deadline”, czy określenie ostatniej powieści Róży jako „nowelka” nie są przypadkowymi hasłami. Używając współczesnych skrótów myślowych: PDK! J Autor kieruje także, celne skądinąd, uwagi dotyczące środowiska pisarzy i ich medialnej „sławy”. Nie oszczędza nawet samego siebie („Kochanie, Florence Foster Jenkins też była pewna, że umie śpiewać, a Rogoziński uważa, że pisze zabawne książki...”). Ilu pisarzy odważyło by się na taką autoironię?? No właśnie...

Przy całym tym humorze i niezliczonych „smaczkach” poukrywanych na kartach książki, nie można pominąć głównego wątku powieści. W końcu samobójstwo to niezmiernie poważna sprawa, a wybór Mistera Polonii nie jest pierwszą lepszą imprezą jak np. gala piosenki biesiadnej. Spokojnie! Całość została dokładnie przez Alka przemyślana, poprowadzona zgrabnie bez większych logicznych dziur. Z niesłabnącą ciekawością czyta się kolejne rozdziały, by otrzymać satysfakcjonujący finał oraz... furtkę do kolejnej odsłony Róży Krull, na którą już teraz czekam z niecierpliwością.

Póki co, zachęcam wszystkich spragnionych dobrej komedii kryminalnej do lektury. Bo „Lustereczko, powiedz przecie”, to idealny tytuł na nadciągające jesienne długie wieczory.
P.S. Mam tylko mały żal do Pana Rogozińskiego. Po przeczytaniu „Lustereczka...” zacząłem być bardzo podejrzliwy w kwestii babcinych kompotów... :)