Z czym kojarzą
Wam się Wikingowie? Może z serialem o takim właśnie tytule? Albo, jeśli
niestraszne są Wam „diabelskie” dźwięki, z zespołem Amon Amarth, który
posługuje się ów symboliką w swoim scenicznym imidżu? A może są tu jacyś
miłośnicy futbolu amerykańskiego? Dla nich nazwa Minnesota Vikings nie będzie nic
nieznaczącym hasłem. Kultowa seria komiksów „Thorgal”? Przykładów można mnożyć
jak kogut reproduktor.
Wikingowie na pokład |
„Wikingowie
na pokład!” to gra planszowa, w której stajemy się prawdziwymi skandynawskimi
pogromcami mórz, basenów i wanien wszelakich. Naszym zadaniem będzie zgromadzić
jak największe zapasy pożywienia w czasie przygotowań do kolejnej morskiej
wyprawy. Drakkary już stoją zacumowane w porcie, w wiosce gwarno, podobnież na
targu. Czarny wódz bystrym wzrokiem obserwuje przystań. A my zaczynamy kombinować,
z której łodzi będzie najwięcej pożytku... i punktów.
Wikingowie na pokład |
Otwierając
pudełko z grą z pewnością nasunie Wam się jedno słowo. Nie, nie mam na myśli
(jak to zgrabnie określa córka) kury przez „wu”. BOGATO! Tak powinna brzmieć
odpowiedź. Nieraz rozpływam się nad wydaniami planszówek, doceniając staranność
twórców, dbałość o detale, wygodę graczy itp. Nie inaczej jest tym razem. Wszak
do dyspozycji otrzymujemy wspaniałe figurki Wikingów, w których można się
zakochać (jeśli jesteś jednym z bohaterów „Toy Story”). 16 postaci – po 4 w
danym kolorze plus czarna figurka wodza, a do tego wielka plansza portu, 39
elementów statków (kadłuby, dzioby i rufy), 4 tarcze punktacji i żetony towarów
oraz zakładów. Jest tego sporo, a wszystko wykonane, jak na „lisa Gralisa”
przystało, niezwykle solidnie, starannie, z przepiękną grafiką. Gdyby gra
„Wikingowie na pokład!” była kobietą, to z pewnością mocniej zabiłyby wszystkie
męskie serca na jej widok. Czy jednak ów zauroczenie nie minie z chwilą, gdy
dziewczę się odezwie? Sprawdźmy...
Celem
każdego z graczy jest zdobycie jak największej ilości punktów z towarów oraz
obstawiania. Mając do dyspozycji swoją drużynę Wikingów (4 figurki w zabawie
2-osobowej, 3 – 3 osoby, 2 – dla 4 graczy) planujemy kolejno swoje akcje, by przejąć
dowództwo na poszczególnych statkach, a z odpływającego drakkara zdobyć jak
najcenniejsze surowce. Tylko jak to się odbywa na planszy? Dość prosto. Cały
sekret tkwi w poznaniu poszczególnych dostępnych akcji. Ale po kolei. Plansza
podzielona jest na trzy strefy. W pierwszej z nich – wiosce, umieszczamy w
linii nasze figurki zgodnie z instrukcją przy symbolach poszczególnych akcji. Wiking
będący najbliżej pola pierwszeństwa rozpoczyna ruch, wybierając dowolną akcję poprzez
ustawienie pionka po przeciwnej stronie jej symbolu. Po wykonaniu ów zadania następny
w kolejce gracz decyduje się na którąś z niezajętych jeszcze akcji... i tak do
końca rundy. Gdy wszystkie figurki znajdą się po tej samej stronie –
rozpoczynamy kolejny etap zabawy startując od tego gracza, który jest najbliżej
pola pierwszeństwa itp., itd.
Wikingowie na pokład |
Wikingowie na pokład |
Głównym
celem i obiektem westchnień każdej Wikingowej drużyny są łodzie, które cumują
na fiordach. Jest ich łącznie 8, a każdy w początkowej fazie gry składa się z dzioba
oraz 3 elementów kadłuba (każdy innego koloru). Kadłuby dodatkowo posiadają na
burtach analogiczne kolorem tarcze w różnej liczbie.
Przystań stanowi miejsce, gdzie możemy położyć na jednym z kolorowych pól żeton z określoną wartością punktową przed dziobem danego drakkara. Tym samym obstawiamy, że ów kolor (drużyna tej barwy) będzie miał największą kontrolę nad wskazaną łodzią w momencie jej odpłynięcia.
Przystań stanowi miejsce, gdzie możemy położyć na jednym z kolorowych pól żeton z określoną wartością punktową przed dziobem danego drakkara. Tym samym obstawiamy, że ów kolor (drużyna tej barwy) będzie miał największą kontrolę nad wskazaną łodzią w momencie jej odpłynięcia.
Aby
dana łódź mogła jednak wypłynąć, trzeba wybrać konkretną akcję („w morze!”),
która spowoduje „zamknięcie” jednostki rufą. Wówczas sprawdzamy ile jest tarcz
danego koloru. Ten z największą liczbą ma kontrolę nad statkiem i jako pierwszy
może wybrać jeden z surowców się na nim znajdujący (jeśli wcześniej ktoś je tam
umieścił). Punktują zatem Ci, którzy załapali się na surowce z danej łodzi oraz
ten gracz, który poprawnie obstawił zwycięzcę na ów jednostce. Gramy dopóty,
dopóki 7 z 8 łodzi zostanie wysłanych na głębokie wody, czyli jakieś 45-60
minut. Po drodze możemy rzecz jasna (a wręcz powinniśmy!) uprzykrzać życie
rywalom poprzez dostępne akcje. A wśród nich znajdziemy: roszady elementami
kadłuba, umieszczanie towaru na dowolnej łodzi, zwiększenie wartości surowców,
obstawianie dowolnej jednostki, czy w końcu „zamknięcie” statku i jego
wypłynięcie w morze.
Opcji jest wiele, sposobów na dokopanie przeciwnikom jeszcze więcej. Od nas tylko zależy, czy do „Wikingowie na pokład!” podejdziemy jako do gry familijnej, czy też stanie się ona emocjonującym polem bitwy o wpływy...
Wikingowie na pokład |
Graliśmy
w powyższy tytuł zarówno całą rodzinką, jak i w dwie osoby (gra przewiduje 2-4
uczestników w wieku +8 lat). Muszę stwierdzić, że „Wikingowie...” są stworzeni
do rozgrywki 3-osobowej. W duecie jest nieco nudno i przewidywalnie. Wystarczy bowiem
zająć dwie-trzy pozycje „pod rząd”, by całkowicie zablokować przeciwnika i pozbawić
go złudzeń o zwycięstwie. W trójkę ta sztuka nie jest już taka prosta. Gra
staje się bardziej dynamiczna oraz ciekawsza. Taktyka jest tu mile widziana,
ale jak pokazuje doświadczenie, pójście na przysłowiowego czuja potrafi
przynieść również sukces (kto nie wierzy niech zapyta naszą córkę).
Zasady nie powinny sprawić Wam większych problemów, aczkolwiek zapamiętanie możliwych akcji może zabrać nieco czasu zwłaszcza młodszym graczom. No ale od czego są rodzice, prawda? ;-) Kilka rund rozgrzewki i już małolatom wyrastają rogi, a na brodzie pojawia się piękny blond warkocz. Upewnijcie się tylko, że wszelkie przedmioty mogące imitować broń są w bezpiecznej odległości od planszy. W przeciwnym wypadku czeka Was prawdziwy najazd Wikingów, przed którym możecie się uratować jedynie szlabanem na komputer lub postawieniem małego wojownika w kącie...
Tak, czy inaczej grę gorąco polecamy, bo jest naprawdę warta bliższego poznania.