Czy będąc dziećmi marzyliście kiedykolwiek by zostać
piratem? Bo ja nigdy. Jakoś ominęła mnie ta fala. Przecież tak naprawdę piraci
byli pospolitymi przestępcami. Jak mafia. Z tą różnicą, że napadali oni na
jednostki wodne, a nie TIRy. Od podróżowania i przeżywania fantastycznych
przygód był Sindbad, a nie banda wiecznie podpitych złoczyńców – pamiętajcie o
tym! Niemniej temat piratów od wizualnej strony zawsze pobudzał wyobraźnię i
działał przyciągająco. Na mnie również. Dlatego zawsze z wielką przyjemnością
sięgałem po filmową sagę „Piraci z Karaibów”. A od jakiegoś czasu zabujałem się
w pewnej grze planszowej...
„Piraci 7 mórz” wydawnictwa Rebel, bo o niej mowa, stanowią
doskonałą antytezę do powyższego stwierdzenia, iż w piraceniu nie ma nic
fajnego. W tym przypadku śmiem twierdzić, że jest! I to całkiem sporo, o czym
mam nadzieję Was za chwilę przekonać. Tylko najpierw posypię głowę popiołem na
znak skruchy.
Pierwszą rzeczą, o której w przypadku gry „Piraci 7 mórz” TRZEBA wspomnieć,
jest jej wydanie. Dla mnie totalna magia! Dość obszerne pudełko, skrywające
wszelkie skarby niezbędne do rozgrywki, zostało wykonane... z metalu. Dobrze
zrozumieliście! Zamiast standardu w postaci kartonowego pudełka mamy tutaj
płaską puszkę (mówiąc bardzo obrazowo). Dzięki temu gra prezentuje się naprawdę
zacnie, niczym jakaś wersja Deluxe. Bajeczna grafika na froncie jest
zapowiedzią tego, czego możemy oczekiwać wewnątrz – wszelkie elementy gry (a
jest ich naprawdę sporo) wykonano w podobnej formie plastycznej. W skrócie: piękne
grafiki! Niezwykle kolorowo oraz z humorem potraktowano temat. Już dla samych
ilustracji warto sięgnąć po ten tytuł (my tak z początku właśnie zrobiliśmy).
Na szczęście na pięknym wydaniu się nie kończy, bowiem zabawa w piratów w
wydaniu Rebelowskim daje nie mniejsze, jakże miłe, doznania.
Piraci 7 mórz |
Jak wspomniałem chwilę wcześniej, elementów składowych jest
całkiem sporo. Oprócz dwóch plansz (głównej i pomocniczej) znajdziemy tu m.in.:
4 komplety po 7 kart postaci, 31 kart przygód, 60 kart łupów, planszę przygód,
linijkę, 44 kostki do gry, czy 12 żetonów rytuałów... a to jeszcze nie
wszystko! Przyznaję - na początku można się trochę w tym wszystkim pogubić.
Pewnie dlatego wydawca określa wiek graczy na +9 lat (liczba graczy od 2 do 4).
Zwykła Rodzinka jednak łatwo nie odpuszcza! Przetrawiwszy obszerną szczegółową
instrukcję opanowaliśmy zasady, by po kilku turach „na przetarcie” czerpać czystą
radość z rozgrywki.
Celem gry „Piraci 7 mórz” jest zdobycie jak największej
liczby punktów zwycięstwa. Aby tego dokonać będziemy musieli handlować
towarami, napadać na statki kupieckie, wspomóc się klątwami, a czasem nawet
zaprzedać swoje zbójeckie usługi jednemu z czterech potęg morskich. Pomagać nam
w tym będą karty postaci. Każdy z graczy posiada komplet takowych z
wizerunkami: Cieśli okrętowego, Gubernatora, Kapitana, Wyspiarki, Szamana,
Kupca i Kartografa. W każdej kolejnej rundzie wybieramy jedną dowolną kartę
i... postępujemy zgodnie ze wskazaniem linijki. Tak! Linijka pokazuje bowiem
niezmienną kolejność, w jakiej postacie przeprowadzają swoje akcje. Zawsze
rozpoczynać będzie ten, kto wybrał Cieślę okrętowego, zaś kończyć wyborca Kartografa.
Każda persona uwieczniona na karcie posiada pewne zdolności-moce, które należy
wykonać (w przeciwnym razie dostaniecie żeton czaszki, a tym samym ujemne
punkty). Dodatkowo jeśli się okaże, że tylko my wybraliśmy danego osobnika w turze,
dostajemy przeróżne bonusy. To jakie akcje możemy wykonywać? Np. Cieśla
okrętowy może zakupić statki z rezerw (statki symbolizowane są kostkami o danym
kolorze) kosztem skrzyń-punktów. Wyspiarka zmienia kartę portu, a tym samym
popyt na dane surowce gromadzone przez graczy, które można rzecz jasna w trakcie
gry „sprzedawać”. Szaman rzuca klątwy mające wpływ na wszystkich uczestników
zabawy. Wiedzcie tylko, że nigdy nie jest to nic dobrego. J Itp.,
itd. Kapitan z kolei napada na konwoje...
Piraci 7 mórz |
Ten aspekt zabawy cieszy się niezmiennie największym
powodzeniem. W skrócie wygląda to następująco: Po zagraniu kartą konwoju, która
określa liczbę statków kupieckich (symbolizowane na planszy przez czerwone
kostki) i kraj, z którego pochodzą, dobiera się odpowiednią liczbę własnych
statków-kostek i rzuca całość na planszę. Teraz kolejno, zaczynając każdorazowo
od najbliższej pary pirat-statek kupiecki, rozstrzyga się pojedynki porównując
liczbę oczek na danych kostkach. W skrócie: kto ma więcej-wygrywa. Ocalałe
statki pirackie dzielą między siebie łupy. Im więcej jednostek ocaleje – tym
więcej dóbr zgarniemy. Proste? Pewnie, że tak. A ile przy tym emocji i
radości!!
Opisywanie całej mechaniki gry „Piraci 7 mórz” byłoby nieco
siermiężną lekturą, w połowie której zapewne byście sobie odpuścili. Chodziło
mi jedynie o to, by zaakcentować ogólną myśl twórców oraz podstawowe
mechanizmy, na których opiera się cała zabawa. Czy mi się udało? Komentarze
pokażą. Zamiast długich wywodów niech przemówią do Was zdjęcia... :)
Piraci 7 mórz |
Osobiście jestem bardzo mile zaskoczony tą propozycją
od wydawnictwa Rebel. Mimo, iż jest to
gra z serii „bez instrukcji ani rusz”, już po 2-3 rozgrywkach nie będzie ona
Wam praktycznie potrzebna (instrukcja, nie gra). Wtedy albo pokochacie życie
pirata, albo dacie sobie z tym fachem spokój. Po cichu stawiam na pierwszą wersję
wypadków. Bo „Piraci 7 mórz” naprawdę zasługują na tą szansę.