Strony

6 grudnia 2017

Piraci 7 mórz...i już!

Czy będąc dziećmi marzyliście kiedykolwiek by zostać piratem? Bo ja nigdy. Jakoś ominęła mnie ta fala. Przecież tak naprawdę piraci byli pospolitymi przestępcami. Jak mafia. Z tą różnicą, że napadali oni na jednostki wodne, a nie TIRy. Od podróżowania i przeżywania fantastycznych przygód był Sindbad, a nie banda wiecznie podpitych złoczyńców – pamiętajcie o tym! Niemniej temat piratów od wizualnej strony zawsze pobudzał wyobraźnię i działał przyciągająco. Na mnie również. Dlatego zawsze z wielką przyjemnością sięgałem po filmową sagę „Piraci z Karaibów”. A od jakiegoś czasu zabujałem się w pewnej grze planszowej...
 
Piraci 7 mórz
 
„Piraci 7 mórz” wydawnictwa Rebel, bo o niej mowa, stanowią doskonałą antytezę do powyższego stwierdzenia, iż w piraceniu nie ma nic fajnego. W tym przypadku śmiem twierdzić, że jest! I to całkiem sporo, o czym mam nadzieję Was za chwilę przekonać. Tylko najpierw posypię głowę popiołem na znak skruchy.
 
Pierwszą rzeczą, o której w przypadku gry „Piraci 7 mórz” TRZEBA wspomnieć, jest jej wydanie. Dla mnie totalna magia! Dość obszerne pudełko, skrywające wszelkie skarby niezbędne do rozgrywki, zostało wykonane... z metalu. Dobrze zrozumieliście! Zamiast standardu w postaci kartonowego pudełka mamy tutaj płaską puszkę (mówiąc bardzo obrazowo). Dzięki temu gra prezentuje się naprawdę zacnie, niczym jakaś wersja Deluxe. Bajeczna grafika na froncie jest zapowiedzią tego, czego możemy oczekiwać wewnątrz – wszelkie elementy gry (a jest ich naprawdę sporo) wykonano w podobnej formie plastycznej. W skrócie: piękne grafiki! Niezwykle kolorowo oraz z humorem potraktowano temat. Już dla samych ilustracji warto sięgnąć po ten tytuł (my tak z początku właśnie zrobiliśmy). Na szczęście na pięknym wydaniu się nie kończy, bowiem zabawa w piratów w wydaniu Rebelowskim daje nie mniejsze, jakże miłe, doznania.

Piraci 7 mórz

Piraci 7 mórz

Jak wspomniałem chwilę wcześniej, elementów składowych jest całkiem sporo. Oprócz dwóch plansz (głównej i pomocniczej) znajdziemy tu m.in.: 4 komplety po 7 kart postaci, 31 kart przygód, 60 kart łupów, planszę przygód, linijkę, 44 kostki do gry, czy 12 żetonów rytuałów... a to jeszcze nie wszystko! Przyznaję - na początku można się trochę w tym wszystkim pogubić. Pewnie dlatego wydawca określa wiek graczy na +9 lat (liczba graczy od 2 do 4). Zwykła Rodzinka jednak łatwo nie odpuszcza! Przetrawiwszy obszerną szczegółową instrukcję opanowaliśmy zasady, by po kilku turach „na przetarcie” czerpać czystą radość z rozgrywki.

Celem gry „Piraci 7 mórz” jest zdobycie jak największej liczby punktów zwycięstwa. Aby tego dokonać będziemy musieli handlować towarami, napadać na statki kupieckie, wspomóc się klątwami, a czasem nawet zaprzedać swoje zbójeckie usługi jednemu z czterech potęg morskich. Pomagać nam w tym będą karty postaci. Każdy z graczy posiada komplet takowych z wizerunkami: Cieśli okrętowego, Gubernatora, Kapitana, Wyspiarki, Szamana, Kupca i Kartografa. W każdej kolejnej rundzie wybieramy jedną dowolną kartę i... postępujemy zgodnie ze wskazaniem linijki. Tak! Linijka pokazuje bowiem niezmienną kolejność, w jakiej postacie przeprowadzają swoje akcje. Zawsze rozpoczynać będzie ten, kto wybrał Cieślę okrętowego, zaś kończyć wyborca Kartografa. Każda persona uwieczniona na karcie posiada pewne zdolności-moce, które należy wykonać (w przeciwnym razie dostaniecie żeton czaszki, a tym samym ujemne punkty). Dodatkowo jeśli się okaże, że tylko my wybraliśmy danego osobnika w turze, dostajemy przeróżne bonusy. To jakie akcje możemy wykonywać? Np. Cieśla okrętowy może zakupić statki z rezerw (statki symbolizowane są kostkami o danym kolorze) kosztem skrzyń-punktów. Wyspiarka zmienia kartę portu, a tym samym popyt na dane surowce gromadzone przez graczy, które można rzecz jasna w trakcie gry „sprzedawać”. Szaman rzuca klątwy mające wpływ na wszystkich uczestników zabawy. Wiedzcie tylko, że nigdy nie jest to nic dobrego. J Itp., itd. Kapitan z kolei napada na konwoje...
 
Piraci 7 mórz

Piraci 7 mórz

Ten aspekt zabawy cieszy się niezmiennie największym powodzeniem. W skrócie wygląda to następująco: Po zagraniu kartą konwoju, która określa liczbę statków kupieckich (symbolizowane na planszy przez czerwone kostki) i kraj, z którego pochodzą, dobiera się odpowiednią liczbę własnych statków-kostek i rzuca całość na planszę. Teraz kolejno, zaczynając każdorazowo od najbliższej pary pirat-statek kupiecki, rozstrzyga się pojedynki porównując liczbę oczek na danych kostkach. W skrócie: kto ma więcej-wygrywa. Ocalałe statki pirackie dzielą między siebie łupy. Im więcej jednostek ocaleje – tym więcej dóbr zgarniemy. Proste? Pewnie, że tak. A ile przy tym emocji i radości!!

Opisywanie całej mechaniki gry „Piraci 7 mórz” byłoby nieco siermiężną lekturą, w połowie której zapewne byście sobie odpuścili. Chodziło mi jedynie o to, by zaakcentować ogólną myśl twórców oraz podstawowe mechanizmy, na których opiera się cała zabawa. Czy mi się udało? Komentarze pokażą. Zamiast długich wywodów niech przemówią do Was zdjęcia... :)

Piraci 7 mórz

Osobiście jestem bardzo mile zaskoczony tą propozycją od  wydawnictwa Rebel. Mimo, iż jest to gra z serii „bez instrukcji ani rusz”, już po 2-3 rozgrywkach nie będzie ona Wam praktycznie potrzebna (instrukcja, nie gra). Wtedy albo pokochacie życie pirata, albo dacie sobie z tym fachem spokój. Po cichu stawiam na pierwszą wersję wypadków. Bo „Piraci 7 mórz” naprawdę zasługują na tą szansę.
   
  REBEL.pl 

             
Projekt Grajmy!