Miś Paddington wraca do łask



Każdy ma jakiegoś misia, chciało by się rzec. Puchatek, Uszatek, Koralgol, Baloo – to pierwsze skojarzenia, które przychodzą mi do głowy, w związku z wywołanym tematem. A jest tego przecież o wiele, wiele więcej. Literatura dziecięca kocha bowiem niedźwiadki. I królestwo temu, kto będzie potrafił wyjaśnić dlaczego. Owszem – są milusie w dotyku, puszyste, a czasem nawet miło im z pyska patrzy. Jednak nie zmienia to faktu, iż mamy do czynienia z dzikimi drapieżnikami, które do przeżycia potrzebują czegoś więcej niż baryłkę pełną miodku. Jednak w bajkowym świecie utarł się zgoła inny obraz owego futrzaka. Potulny, nierzadko z nadwagą, dość leniwy, i jakość często niegrzeszący zanadto inteligencją. Skąd taki pomysł? Nie mam bladego pojęcia.

Miś Paddington

Spośród wielu, mniej lub bardziej znanych, niedźwiedzich bohaterów, moje serce skrupulatnie skrada pewien miś mieszkający w Londynie, w domu nr 32 przy ulicy Windsor Gardens. To Miś Paddington! „Odkurzony” w ostatnich latach za sprawą dwóch filmów pełnometrażowych bohater, powraca w nowej (?) odsłonie dzięki wydawnictwu Znak Emotikon. I jest to powrót – jak dla mnie, spektakularny!
 
Paddington urodził się w Peru. Na skutek dziwnych zawirowań losu z trzęsieniem ziemi w tle, trafia na statek, a stamtąd to już prosta droga do... Anglii. Pozostawiwszy w Limie ciocię Lucy, nasz bohater dociera ostatecznie do Londynu. Na stacji kolejowej o nazwie „Paddington” poznaje on rodzinę Brownów, która postanawia przygarnąć go pod swój dach. Odtąd życie ciekawskiego miśka zaczyna kręcić się wokół państwa Brown, ich dzieci: Jonatana i Judyty, gospodyni - pani Bird, przyjaciela - pana Grubera oraz sknerowatego sąsiada – pana Curry’ego (który nie przepuści żadnej okazji żeby wykorzystać naiwność naszego bohatera). Paddington okazuje się pomocnym, spokojnym (z natury) niedźwiadkiem, dla którego kanapka z marmoladą stanowi najwspanialszy przysmak na ziemi. Nierozerwalny ze swoim zmanierowanym już nieco kapeluszem, miłośnik katalogów i okazyjnych wyprzedaży, co rusz dostarcza swoim dobrodziejom – państwu Brown nowych wrażeń, przy okazji przyprawiając ich o kolejny siwy włos, czy stan przedzawałowy. 

 
Miś Paddington

Mis Paddington

Postać misia Paddingtona, stworzona przez Michaela Bonda, sięga końca lat pięćdziesiątych minionego wieku. Do tej pory powstało kilkanaście książek o jego przygodach. Wydawnictwo Znak sukcesywnie wznawia poszczególne części. Niedawno do swojego portfolio dodało trzy kolejne tytuły: „Paddington daje sobie radę” (tom 3), „Paddington się krząta” (tom 6) oraz „Paddington tu i teraz” (tom 12). A ja miałem nieukrywaną przyjemność zapoznać się z nimi.

Kto nie miał wcześniej styczności z tymi tytułami, może czuć pewną obawę co do języka i sposobu narracji w nich zawartej. Wszak pierwsze z tomów powstawały w latach 60-tych XX wieku. Dla nas to kosmos! A dla naszych dzieci jeszcze dalej. Inny język, inne realia. Bez obaw! Dzięki tłumaczeniu Kazimierza Piotrowskiego i Michała Rusinka, teksty są nadal świeże, słownictwo nie „trąci myszką”, a nade wszystko zachowano olbrzymią dawkę wspaniałego poczucia humoru. Aż dziw bierze jak przyjemnie się to czyta. Oczywiście akcja dzieje się w ówczesnym Londynie, więc nie oczekujcie tu telefonów komórkowych, superszybkich aut, czy slangu znanego z MTV. Jest grzecznie, dystyngowanie, po „lordowsku” czasami. Co nie oznacza, że Wasze dzieci i Wy sami nie będziecie parskać ze śmiechu i łapać się za głowy w reakcji na kolejne „wspaniałe” pomysły misia P.

 
Mis Paddington

Mis Paddington

Każda z książek składa się z siedmiu rozdziałów, gdzie każdy z nich opowiada odrębną historię (poza pewnym wyjątkiem w 12-tym tomie). Przytaczanie każdej kolejnej przygody zajęłoby tu zbyt dużo miejsca i Waszego cennego czasu. Wspomnę zatem jedynie, że jeśli chcecie się dowiedzieć np.: czym grozi zabranie misia na licytację antyków? Dlaczego zalało pobliską pralnię? Jak wyczyścić skutecznie komin? Kto to jest Basil Budda i czemu szuka go Paddington? Kto w okolicy handluje organami? Czym kończy się oszczędzanie na hydrauliku?, czy też: Po co malować rynny czarną farbą?... koniecznie musicie poznać na nie odpowiedzi. A także na wiele innych pytań, o których nawet nie wiecie, że chcielibyście zapytać. Gwarantuję Wam, że wszyscy będziecie się świetnie bawić podczas lektury (w przeciwieństwie do pana Curry’ego). Oryginalne, nostalgiczne ilustracje też w tym pomogą. Na pochmurne zimowo-błotne dni jak znalazł! Zdecydowanie polecam wszystkim bez względu na płeć i wiek!           


Znak Emotikon

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka