Każdy
ma jakiegoś misia, chciało by się rzec. Puchatek, Uszatek, Koralgol, Baloo – to
pierwsze skojarzenia, które przychodzą mi do głowy, w związku z wywołanym
tematem. A jest tego przecież o wiele, wiele więcej. Literatura dziecięca kocha
bowiem niedźwiadki. I królestwo temu, kto będzie potrafił wyjaśnić dlaczego.
Owszem – są milusie w dotyku, puszyste, a czasem nawet miło im z pyska patrzy.
Jednak nie zmienia to faktu, iż mamy do czynienia z dzikimi drapieżnikami,
które do przeżycia potrzebują czegoś więcej niż baryłkę pełną miodku. Jednak w
bajkowym świecie utarł się zgoła inny obraz owego futrzaka. Potulny, nierzadko
z nadwagą, dość leniwy, i jakość często niegrzeszący zanadto inteligencją. Skąd
taki pomysł? Nie mam bladego pojęcia.
Miś Paddington |
Paddington
urodził się w Peru. Na skutek dziwnych zawirowań losu z trzęsieniem ziemi w
tle, trafia na statek, a stamtąd to już prosta droga do... Anglii. Pozostawiwszy
w Limie ciocię Lucy, nasz bohater dociera ostatecznie do Londynu. Na stacji
kolejowej o nazwie „Paddington” poznaje on rodzinę Brownów, która postanawia
przygarnąć go pod swój dach. Odtąd życie ciekawskiego miśka zaczyna kręcić się
wokół państwa Brown, ich dzieci: Jonatana i Judyty, gospodyni - pani Bird,
przyjaciela - pana Grubera oraz sknerowatego sąsiada – pana Curry’ego (który
nie przepuści żadnej okazji żeby wykorzystać naiwność naszego bohatera). Paddington
okazuje się pomocnym, spokojnym (z natury) niedźwiadkiem, dla którego kanapka z
marmoladą stanowi najwspanialszy przysmak na ziemi. Nierozerwalny ze swoim
zmanierowanym już nieco kapeluszem, miłośnik katalogów i okazyjnych wyprzedaży,
co rusz dostarcza swoim dobrodziejom – państwu Brown nowych wrażeń, przy okazji
przyprawiając ich o kolejny siwy włos, czy stan przedzawałowy.
Mis Paddington |
Postać
misia Paddingtona, stworzona przez Michaela Bonda, sięga końca lat
pięćdziesiątych minionego wieku. Do tej pory powstało kilkanaście książek o
jego przygodach. Wydawnictwo Znak sukcesywnie wznawia poszczególne części. Niedawno
do swojego portfolio dodało trzy kolejne tytuły: „Paddington daje sobie radę”
(tom 3), „Paddington się krząta” (tom 6) oraz „Paddington tu i teraz” (tom 12).
A ja miałem nieukrywaną przyjemność zapoznać się z nimi.
Kto nie miał wcześniej styczności z tymi tytułami, może czuć pewną obawę co do języka i sposobu narracji w nich zawartej. Wszak pierwsze z tomów powstawały w latach 60-tych XX wieku. Dla nas to kosmos! A dla naszych dzieci jeszcze dalej. Inny język, inne realia. Bez obaw! Dzięki tłumaczeniu Kazimierza Piotrowskiego i Michała Rusinka, teksty są nadal świeże, słownictwo nie „trąci myszką”, a nade wszystko zachowano olbrzymią dawkę wspaniałego poczucia humoru. Aż dziw bierze jak przyjemnie się to czyta. Oczywiście akcja dzieje się w ówczesnym Londynie, więc nie oczekujcie tu telefonów komórkowych, superszybkich aut, czy slangu znanego z MTV. Jest grzecznie, dystyngowanie, po „lordowsku” czasami. Co nie oznacza, że Wasze dzieci i Wy sami nie będziecie parskać ze śmiechu i łapać się za głowy w reakcji na kolejne „wspaniałe” pomysły misia P.
Każda z
książek składa się z siedmiu rozdziałów, gdzie każdy z nich opowiada odrębną
historię (poza pewnym wyjątkiem w 12-tym tomie). Przytaczanie każdej kolejnej
przygody zajęłoby tu zbyt dużo miejsca i Waszego cennego czasu. Wspomnę zatem
jedynie, że jeśli chcecie się dowiedzieć np.: czym grozi zabranie misia na
licytację antyków? Dlaczego zalało pobliską pralnię? Jak wyczyścić skutecznie
komin? Kto to jest Basil Budda i czemu szuka go Paddington? Kto w okolicy
handluje organami? Czym kończy się oszczędzanie na hydrauliku?, czy też: Po co
malować rynny czarną farbą?... koniecznie musicie poznać na nie odpowiedzi. A
także na wiele innych pytań, o których nawet nie wiecie, że chcielibyście
zapytać. Gwarantuję Wam, że wszyscy będziecie się świetnie bawić podczas
lektury (w przeciwieństwie do pana Curry’ego). Oryginalne, nostalgiczne ilustracje
też w tym pomogą. Na pochmurne zimowo-błotne dni jak znalazł! Zdecydowanie
polecam wszystkim bez względu na płeć i wiek!
Znak Emotikon |