Za nami
połowa października. Piszę o tym na wypadek, gdyby ktoś nie posiadał w domu
kalendarza, bo samo zerkanie przez okno może niejednego zmylić. Pogoda bowiem
jest wspaniała! Czyste błękitne niebo, promienie słoneczne muskające nasze
twarze, mieniące się różnorakimi kolorami drzewa. Oczywiście lada moment się to
zmieni, a obecny zachwyt szybko ustąpi miejsca frustracji, braku energii i
myślom karalnym, gdy jakiś pacan „niechcący” znów wjedzie kołem w kałużę
ulokowaną akurat na drodze naszego przemarszu. Przyobleczeni w bagaż wielojesiennych
doświadczeń możemy mnożyć wiele takich ponurych wizji. Tylko po co? Nie lepiej
zamiast tego spróbować zorganizować sobie jakieś miłe odstresowujące zajęcie?
Przygotować domowy azyl przed atakiem jesiennej depresji? Tylko...
Co będzie dobre na rodzinny relaks?
Rodzinny relaks... w cieniu Baobabu |
Jakie zatem formy rodzinnego relaksu uważamy za skuteczne?
Przede
wszystkim ruch. Jeśli tylko pogoda za oknem Was nie odstrasza (i proszę mi nie
wmawiać, że 10 stopni to mróz, a niebo bez słońca zwiastuje powódź tysiąclecia)
wyjdźcie na powietrze. Chciałem dodać „świeże”, ale w obecnych czasach jest to
wielce ryzykowne stwierdzenie. Rower, hulajnoga (Tak, moi drodzy! Zwykły Tata
hula na nodze aż miło!), rolki (tu lubi poszaleć Zwykła Matka!), czy też zwykły spacer w dowolnej rodzinnej
konfiguracji. Wszystko to doskonale wpłynie na Wasze myśli, stan ciała i ducha.
Poprawicie krążenie krwi, a niektóre stawy oraz mięśnie nareszcie poczują się w
czymś potrzebne i nie będzie im smutno. Siedzenie wśród czterech ścian
traktujmy zatem jako opcję, a nie konieczność!
Co
zrobić gdy jednak nie da się otworzyć drzwi na zewnątrz, bo jednocześnie
nadciągnął potężny huragan, niebiańskie kury siedzące na grzędach zaczęły
obrzucać nas zmrożonymi jajkami, a aplikacja Endomondo nie chce się załączyć?
Na to też mamy kilka pomysłów:
- książka – jako miłośnicy słowa pisanego nie wyobrażamy sobie, że można normalnie egzystować bez relaksu z książką. Czytamy w samotności, we własnym towarzystwie, a nawet wspólnie. Trudno o coś fajniejszego niż przeglądanie z córką komiksów z podziałem na role. Jestem więc Obeliksem, Kokoszem, Mirmiłem... Jeśli to nadal Was nie przekonuje to sprawdźcie takie równanie: książka + wanna + kieliszek wina + świeca zapachowa. Jaki Wam wyszedł wynik? Nadal nic? :)
- telewizja – to przecież nic złego jeśli korzysta się z niej mądrze oraz z umiarem (wciąż walczymy, aby nasza córka to pojęła). Pamiętajcie tylko żeby wybierać programy/filmy, które pomogą się Wam zadbać o rodzinny relaks, a nie wpędzą w jeszcze większą depresję. Wszelkie „Stalowe Magnolie” oraz „Szeregowce Ryany” odpadają zatem zdecydowanie. Za to komedia lub kreskówka mają już pewien potencjał sprawczy, nie sądzicie?
- gry video – patrz jak wyżej. Z jednym tylko wyjątkiem, że w przypadku dorosłych miłośników tego rodzaju rozrywki, „rozwalenie” kilku przeciwników wymyślną bronią potrafi niesamowicie skutecznie zrelaksować i ukoić nerwy (zwłaszcza po nieudanej rozmowie z szefem) ;)
- gry planszowe/karciane – obok książek chyba najlepsza forma spędzenia miło czasu z rodziną. Nie dość, że bawią, to jeszcze pozwalają rozwijać kreatywność, koordynację, logiczne myślenie, czy... kombinowanie. Ale w końcu my-Polacy jesteśmy do tego stworzeni, prawda? (myślę głównie o tym ostatnim przykładzie). Jedna uwaga: Jeśli chcemy się szybko i skutecznie zrelaksować wybierzmy gry mniej skomplikowane. Wiem o czym piszę...
Ostatnio zagrywam się ze Zwykłą Córką w pewną grę od Rebela. Zwie się ona
„Baobab” i muszę się przyznać, że przypadła nam do gustu bardzo. W czym tkwi
jej sekret? W prostocie.
Rodzinny relaks... w cieniu Baobabu |
Rodzinny relaks... w cieniu Baobabu |
Mamy oto bowiem metalową puszkę z kartami. Dużo tych
kart, bo aż 108! Sama puszka stanowi pień tytułowego drzewa, a naszym celem
jest umieszczanie kolejnych kart na jej szczycie tworząc tym samym rozrastającą
się koronę baobabu. Trzeba jednak przestrzegać pewnych łatwych do opanowania
zasad. Na kartach narysowane są różne zwierzęta oraz rośliny. Mamy więc małpę,
węża, pszczoły, tukana, lamparta, nietoperza, kameleona, kwiaty oraz liście.
Każde z nich umieszcza się na pniu inaczej. I tak dla przykładu: małpę
kładziemy na krawędzi korony, tukana wrzucamy lotem koszącym z odległości ok.
30 cm, a nietoperza upuszczamy z góry zamykając wpierw szczelnie oczy. Sami
widzicie jakie to fajne! Cały „myk” polega na tym, by pozbyć się wszystkich
swoich kart (w jednej turze można jednocześnie spróbować położyć na baobabie
max. 3 sztuki) i nie nałapać za wiele tych, które spadną z drzewa. Każda bowiem
karta, która spadnie po naszej akcji ląduje na stosie „hańby”. Im mniej zatem
tym lepiej – zupełnie odwrotnie niż na odcinku z wypłatą :)
Rodzinny relaks... w cieniu Baobabu |
Pięknie wydany „Baobab” skradł nasze serca i czas. Każdy ma tutaj równe szanse
na zwycięstwo, a ten argument powinien przede wszystkim przypaść do gustu
najmłodszym domownikom.
Szybka (10-15 minut) i prosta gra (od 6+) to recepta na udany reset w rodzinnym kręgu (2-4 graczy). No chyba, że ktoś nie umie przegrywać...
Szybka (10-15 minut) i prosta gra (od 6+) to recepta na udany reset w rodzinnym kręgu (2-4 graczy). No chyba, że ktoś nie umie przegrywać...
Właśnie, jakie są Wasze sposoby na jesienną ponurą aurę? Podzielcie się pomysłami. Może coś podkradniemy od Was... :)