Strony

28 grudnia 2018

Szkoła uczy, wychowuje, czy stresuje? Czyli koniec pierwszego semestru...

Czas mija nieubłaganie szybko. Pogoda za oknem powoduje, że człowiek chodzi ospały, znużony i myśli tylko o ciepłym kocu na kanapie. Niestety lokalna aura sprzyja obecnie licznym chorobom, na które niewiele osób pozostaje odpornych. Nauczyciele też nie należą do gatunków niezniszczalnych, a ci posiadający dzieci, jeszcze bardziej narażeni są na zarazki. Chorują uczniowie, chorują wychowawcy. Ci drudzy często biorą zwolnienia, gdyż to ich prywatne pociechy rozłożyła choroba, a ktoś przecież musi z nimi w domu być. I ja to doskonale rozumiem, ale... Szkoła uczy, wychowuje, czy stresuje?


pixabay

Szybko minęło tych kilka miesięcy licząc od września. Za chwilę koniec pierwszego semestru. Córka, uczennica czwartej klasy, miała w tym czasie całkiem sporo sprawdzianów. Jednakże często nie były one realizowane w podanym terminie. Co rusz zmieniały się ich daty. Dzieciaki się uczą, potem się okazuje, że nauczyciela z tego, czy innego powodu nie było na lekcjach. Co z tego, że nie mają zadań domowych na weekend skoro wszystkie klasówki kumulują się złośliwie w poniedziałki i wtorki!? Trzeba, chcąc nie chcąc, przysiąść w dni wolne do nauki. Najgorsze, że potem się okazuje, że testy przeniesiono lub odwołano...

Ja wiem, że choroba nie wybiera. Ja wiem, że każdy teraz mi napisze, że przecież skoro dziecko raz się uczyło, to potem wystarczy tylko materiał powtórzyć. Wierzcie mi jednak, że nie zawsze tak jest! Moja córka jest inteligentna, Nie ma problemów z nauką pomijając to, że w tej kwestii jest ogromnym leniuchem :) Nie wstydzę się do tego przyznać, bo jestem Zwykłą Matką, a nie tą co udaję, że jej życie to sam miód i lukier! Jest więc mądra, acz leniwa. Jak raz przysiądzie do nauki, to niestety niechętnie to powtórzy. Może czyjeś dzieci są tak wspaniałe w tej kwestii, że myślą wyłącznie o szkolnych obowiązkach, ale większość jednak wyznaje zasadę, że po wyjściu z klasy mają luz blues i święty spokój. W magiczny sposób wszystkie informacje z głowy ulatują i nim wrócą do domu zapominają o co prosiła nauczycielka. Znacie to?: 
- "Masz coś zadane?
- "Nie, dziś nic było" ...a wieczorem jak diabeł z pudełka wyskakuje zeszyt z kilkoma zadaniami.

Albo to, że do nauki pani podała rozdział I, ale w samym podsumowaniu stricte jest mniej informacji. Słyszę potem moje ukochane zdanie: "Ale pani tego nie powiedziała, tego nie przerabialiśmy!"
Mnie jako matkę szlag trafia. Wiem, że klasówka może dany temat obejmować, ale nauczyciel bywa wyrocznią, autorytetem więc skoro pani nie powiedziała, to mama na szkolnych rzeczach się nie zna :)

Wracając do głównego tematu. Dzieci stresują się sprawdzianami. Idzie taki uczniak do szkoły podminowany, zmęczony, z plecakiem o ciężarze łamiącym kręgosłup, a sprawdzianu nie ma...
Po Nowym Roku osiem dni szkoły i... ferie. Tak, bo nasze województwo ma je jako pierwsze tym razem. 
Nie mam parcia na oceny córki. Dla mnie ważniejsze jest, by nauczyła się samodzielności i życia w społeczeństwie niż to jakie oceny dostanie ze znajomości nut na przykład. Jednak ambicje dzieci idą innymi torami i te przejmują się swoimi ocenami. 
Pytam się więc na koniec pierwszego semestru: "Jak jest u Was?" Dzieci ogarniają temat klasówek? Pamiętają co trzeba zrobić? Mają zaliczone partie materiału, by mieć szanse jeszcze jakieś oceny poprawić?

PS. Do tego wpisu zainspirował mnie artykuł, który przeczytałam na blogu BEATa HERBATa, który Wam polecam!