Na
mojej półce leży pewna książka. Żal mi trochę nieboraczki. Leży już bowiem od
półtora roku nieprzeczytana i nic nie wskazuje na to, aby stan ten miał ulec
nagłej zmianie. Zbyt dużo ciekawych tytułów zasypuje mnie niemal każdego dnia,
a do tego pobliska biblioteka zawstydza swoimi zbiorami niejedną księgarnię.
Jednym słowem: dramat!
Mając wokół siebie tak wspaniałe warunki czytelnicze,
czuję się poniekąd jak ten osiołek, który padł z głodu, bo nie potrafił się
zdecydować od jakiego przysmaku rozpocząć biesiadę. Dlatego też nie znalazłem
nigdy czasu by zapoznać się z twórczością Jo Nesbo, przez co jego „Pierwszy
śnieg” powoli topi się na mojej „półce hańby”. Nadszedł jednak dzień, w którym
postanowiłem spróbować zmierzyć się z ów skandynawską legendą. A że okazja
praktycznie wpadła w me ręce sama, za sprawą Wydawnictwa Dolnośląskiego
należącego do grupy wydawniczej Publicat, rozpocząłem przygodę od... książek
dla dzieci. Tym sposobem poznałem Doktora Proktora.
Dla
kogoś takiego jak ja (czytaj: skandynawskiego ignoranta) ogromnym zaskoczeniem
była wiadomość, że autor krwawych kryminałów i thrillerów ma w dorobku także
książki dla dzieci. Musiałem to sprawdzić. Seria o zwariowanym naukowcu,
doktorze Viktorze Proktorze, składająca się obecnie z pięciu tomów, szybko
znalazła się w naszych zbiorach. Po kilku kolejnych dniach, przewracając
ostatnią stronę ostatniej wydanej części mogę z pełną świadomością napisać: Jo
Nesbo jest wspaniałym autorem literatury dziecięcej! Dość specyficznym co
prawda (o tym za chwilę), ale potrafiącym wciągnąć w wykreowany świat zarówno
dzieci jak i dorosłych. A to za sprawą dużego dystansu do otaczającego nas
świata, niezwykłego zmysłu obserwatora, ale przede wszystkim ogrrromnego
poczucia humoru.
Całkiem
niedawno, nakładem wydawnictwa Publicat, ukazała się nowa część przygód doktora
Proktora (czwarta w kolejności chronologicznej) pod tytułem: „Doktor Proktor i
wielki napad na bank”. Dlatego pozwólcie, że właśnie przez pryzmat tej książki
przybliżę Wam bohaterów, a także postaram się odkryć źródło fenomenu ów serii.
Rzecz dzieje się w Norwegii. W mieście Oslo na ulicy Armatniej stoją kolorowe domy. W czerwonym mieszka Lisa – bardzo rezolutna i grzeczna 10-ciolatka, córka komendanta. Niedawno do sąsiedniego żółtego domu wprowadził się z kolei Bulek, rówieśnik dziewczynki. Nie grzeszy on co prawda wzrostem (baaardzo nim nie grzeszy – uwierzcie), a jego ruda czupryna i piegi nie dodają mu bynajmniej uroku. Jednakże sprytem, gadulstwem i odwagą byłby on w stanie zawstydzić największych spryciarzy, gadułów i herosów świata. Miłośnik karmelowego puddingu, kankana, tancerek z Moulin Rouge oraz niebezpiecznych misji. Najbardziej osobliwy jest jednak niebieski, przekrzywiony nieco budynek, w którym mieszka Viktor Proktor – postrzelony naukowiec-wynalazca (m.in. proszku na pierdzenie). Powyższa trójka bohaterów tworzy zgrany i zwariowany zespół, któremu przypadają w udziale niewiarygodne misje ratowania siebie, ojczyzny, a niekiedy nawet całego świata!!
W
książce „Doktor Proktor i wielki napad na bank” sprawy przybierają nieciekawy
obrót, gdy pewnej nocy zostaje okradziony Narodowy Bank Norwegii. Skradziono
całą krajową rezerwę złota, czyli... jedną sztabkę. Sprawcami nikczemnego czynu
są bracia Crunch – angielscy gangsterzy, którymi przewodzi budząca postrach
mama. Proktor, Lisa i Bulek otrzymują misję od samego króla Norwegii (bardzo
osobliwa postać), by odzyskać utracony skarb przed planowaną kontrolą z Banku
Światowego. W Londynie przenikają zatem do struktur przestępczych (jako Szerl,
Cholms oraz McKaroni) uruchamiając lawinę zdarzeń, o których nikt o zdrowych
zmysłach by nawet nie pomyślał. Pomocne przy tym okażą się najnowsze wynalazki
doktora Proktora: multilingwistyczna pigułka, trzewik do rąbania drewna,
rękawica celująca, czy niezastąpiony proszek prykonautów. Czy im się uda? Czy
nikomu nie stanie się krzywda? Jaki związek ze sprawą ma najlepszy piłkarz
świata – Ibranaldovez? Kto wygra Puchar Anglii: Chelchester City, czy Rotten
Ham? Czy Bulkowi zasma(r)kuje pudding Buckingham mamy Crunch? Przeczytajcie, a
się dowiecie. Naprawdę warto!!
Jo
Nesbo stworzył serię książek dla dzieci, która dla dzieci do końca nie jest.
Owszem, są elementy typowe dla tego typu literatury jak kilkuletni bohaterowie,
niesamowite stworzenia, śmieszne sytuacje natury „gastryczno-dźwiękowej”, czy
szczęśliwe zakończenia każdej z historii. Jednakże z drugiej strony, pod
przykrywką absurdalnych żartów i zdarzeń, autor przemyca prawdy zrozumiałe
jedynie przez starszego czytelnika. Karykaturalne wręcz przerysowania
niektórych postaci i zachowań bawią do łez, ale też ukazują współczesne problemy
ludzi (głównie w Norwegi i Skandynawii – co nie powinno nas dziwić). Leniwy,
średnio mądry Król, czy wspomniana rozkapryszona gwiazda futbolu Ibranaldovez
(zgadnijcie z nazwisk których piłkarzy powstał ów bohater) są przykładami na
doskonały zmysł autora oraz ironiczne traktowanie pewnych z założenia
(po)ważnych tematów.
„Dotor
Proktor i wielki napad na bank”, jak i zresztą cały cykl książek stanowi doskonałą
lekturę dla każdego. Nie jest to slogan rzucony bezpodstawnie. Dzieci zachwycą
się wynalazkami doktora, pokochają Bulka za jego niewyparzony język, zechcą
zamieszkać na ulicy Armatniej, by móc codziennie zajadać się puddingiem karmelowym
długości 1,5 metra. Zaś dorośli będą zaśmiewać się z absurdalnie przerysowanych
postaci, wyszukiwać „smaczków” językowych i zakamuflowanych nazw/imion znanych
z codzienności. W końcu zapragną zamieszkać na ulicy Armatniej, by móc
codziennie zajadać się puddingiem karmelowym długości 1,5 metra. O ile coś jeszcze
zostanie po dzieciach...
Polecam z całego serca!!!
Polecam z całego serca!!!