Raport
z przesłuchania świadka w sprawie incydentu w miejscowości Kórnik, dnia
26.09.2019 roku.
imię i
nazwisko świadka: Zwykły Tata
wiek: odmowa odpowiedzi (choć świadek przyznaje, że niejedno już w życiu widział)
miejsce zamieszkania: „takie jak zapisano w dowodzie osobistym” (słowa świadka)
imiona rodziców: Zwykły senior i Zwykła seniorita
miejsce przesłuchania: restauracja „U Janusza i Grażyny” – najlepsze bitki w okolicy
powód przesłuchania: posiadanie przez świadka kluczowych dla sprawy informacji
wiek: odmowa odpowiedzi (choć świadek przyznaje, że niejedno już w życiu widział)
miejsce zamieszkania: „takie jak zapisano w dowodzie osobistym” (słowa świadka)
imiona rodziców: Zwykły senior i Zwykła seniorita
miejsce przesłuchania: restauracja „U Janusza i Grażyny” – najlepsze bitki w okolicy
powód przesłuchania: posiadanie przez świadka kluczowych dla sprawy informacji
Świadek
stawił się w wyznaczonym miejscu o godzinie 16:02, czyli nieco później niż ustalono,
przez co zupa marki Rosół zdążyła nieco przestygnąć. Po zajęciu miejsc oraz
wstępnym przejrzeniu menu przystąpiono do przesłuchania. Nadmienię, że w ręku pana
Zwykłego Taty zauważono przedmiot przypominający kształtem i zapachem książkę w
wersji analogowej (z prawdziwymi kartkami). Wnikliwa weryfikacja z pomocą
polizanego kciuka aspiranta i pożyczonych od kelnera okularów potwierdziła
słuszność ów tezy. Dostarczoną książką okazał się „Dom tajemnic” Alka
Rogozińskiego, czyli główny dowód w toczącej się sprawie.
Z
relacji Zwykłego Taty wynika, iż do zdarzenia doszło w dniu 25.09.2019 roku
około godziny 15:15 w pobliżu biblioteki „Czytam, więc kumam” (to ten zielony
budynek przy zbiegu ulicy Kalifa Bociania i alei Kermita). Świadek,
przejeżdżając autem marki Skoda Fabia („Ale ma tempomat!” – słowa Z.T.) w
kierunku swojego domu, zauważył dwie hałasujące, i słaniające się na nogach
kobiety. Zatrzymawszy wehikuł, jak podkreślał kilkakrotnie - zgodnie z
przepisami, podszedł do osób płci przeciwnej w celu rozeznania sytuacji.
Okazało się, że panie miały trudność z oddychaniem wskutek jednostki chorobowej
zwanej Parskum Ergo Oxy-Limitum, potocznie
znanej jako głupawka. Świadek próbował natychmiast udzielić obu kobietom
pierwszej pomocy z zachowaniem zasad kodeksu „ NOT #MeToo”. Jednakże po zadaniu
pytania czy wszystko w porządku otrzymał, przekazaną za pomocą gestów i
jednosylabowych słów, odpowiedź twierdzącą. Oddalając się z miejsca zdarzenia zdołał
zauważyć egzemplarz przetworzonego drzewa, zwanego książką, który wystawał z
kieszeni jednej z kobiet. Był to „Dom tajemnic” Alka Rogozińskiego...
Podejmując
trop książki postanowiłem zaznajomić się z jej treścią, mając nadzieję określić
ciąg przyczynowo-skutkowy opisanego powyżej zajścia. Z tego powodu pożyczyłem
od świadka egzemplarz „Domu tajemnic” (bo moja karta biblioteczna straciła
ważność w 1992 roku). Oto czego się dowiedziałem:
Najnowsza powieść Alka Rogozińskiego – „Dom tajemnic” to już dwunasta literacka odsłona w jego wykonaniu. Tym razem mamy do czynienia z ciągiem dalszym przygód Mariusza „Mario” Koska – szefa agencji eventowej oraz jego wspólniczki Dominiki „Miśki” Szustek, zapoczątkowanych w bardzo dobrze przyjętej „Śmierci w blasku fleszy”. Autor wziął tym razem „na warsztat” szerzące się ostatnimi czasy, niczym jedenasta plaga egipska, programy typu reality show. I jak to u Rogozińskiego bywa zrobił z tego miksturę wybuchową o stabilności nitrogliceryny przewożonej śmieciarką przez pole minowe. Mamy więc wspomniane wydarzenie medialne, szykowane przez wpływową stację telewizyjną „Tele-Pol”. „Dom tajemnic”, bo tak się nazywa program, ma zaspokoić oczekiwania najbardziej wymagających widzów. Oto bowiem dwunastu celebrytów (wśród nich Mario i Miśka) zostaje zamkniętych w naszpikowanym elektroniką oraz pułapkami domu-labiryncie zlokalizowanym gdzieś na Podlasiu (więc w sumie nie wiadomo gdzie dokładnie). Przetrwają jeśli będą zgadywać kolejne zagadki kryminalno-logiczne. Zdobycie cennego przedmiotu, który zostanie następnie przekazany na cele charytatywne, zwieńczy ostatecznie ich trud i da kolejny zastrzyk jakże pożądanej medialnej sławy. Tyle, że u Alka Rogozińskiego nigdy nie jest łatwo... i ktoś musi zginąć.
Najnowsza powieść Alka Rogozińskiego – „Dom tajemnic” to już dwunasta literacka odsłona w jego wykonaniu. Tym razem mamy do czynienia z ciągiem dalszym przygód Mariusza „Mario” Koska – szefa agencji eventowej oraz jego wspólniczki Dominiki „Miśki” Szustek, zapoczątkowanych w bardzo dobrze przyjętej „Śmierci w blasku fleszy”. Autor wziął tym razem „na warsztat” szerzące się ostatnimi czasy, niczym jedenasta plaga egipska, programy typu reality show. I jak to u Rogozińskiego bywa zrobił z tego miksturę wybuchową o stabilności nitrogliceryny przewożonej śmieciarką przez pole minowe. Mamy więc wspomniane wydarzenie medialne, szykowane przez wpływową stację telewizyjną „Tele-Pol”. „Dom tajemnic”, bo tak się nazywa program, ma zaspokoić oczekiwania najbardziej wymagających widzów. Oto bowiem dwunastu celebrytów (wśród nich Mario i Miśka) zostaje zamkniętych w naszpikowanym elektroniką oraz pułapkami domu-labiryncie zlokalizowanym gdzieś na Podlasiu (więc w sumie nie wiadomo gdzie dokładnie). Przetrwają jeśli będą zgadywać kolejne zagadki kryminalno-logiczne. Zdobycie cennego przedmiotu, który zostanie następnie przekazany na cele charytatywne, zwieńczy ostatecznie ich trud i da kolejny zastrzyk jakże pożądanej medialnej sławy. Tyle, że u Alka Rogozińskiego nigdy nie jest łatwo... i ktoś musi zginąć.
Swoją najnowszą książką autor potwierdza, że w komedii kryminalnej czuje się jak mintaj w wodzie. Dopóki nie zostanie złowiony, ofiletowany, a dalej głęboko zmrożony oraz wystawiony w biedronkowych chłodziarkach – możemy być spokojni o jego pisarską formę. „Dom tajemnic” daje czytelnikom mnóstwo radości (za sprawą przesiąkniętych humorem dialogów), frajdy (znów z całej listy wielobarwnych postaci można spróbować wytypować tego „złego”, choć i tak pewnie niewielu się to uda) oraz momenty przerażenia (przynajmniej dla tych, którzy nie przepadają za klaunami i bezgłowymi lalkami). Żeby nie było za kolorowo muszę stwierdzić, że historia jest chwilami nadmiernie przekoloryzowana, a w niektórych poczynaniach bohaterów trudno doszukać się logiki. Nie to jest jednak najważniejsze. Liczy się bowiem frajda jaką daje lektura, a także wyłapywanie kolejnych słownych smaczków zgotowanych przez autora. Gwarantuję, że niejednego rozboli ze śmiechu brzuch. Inni z kolei mogą nie zdążyć dobiec do łazienki. Mnie bez mała się to przytrafiło.
A jeśli
chodzi o kwestię dwóch kobiet sprzed biblioteki, to w tej sytuacji nie mam już wątpliwości.
Sugeruję zamknięcie sprawy i wprowadzenie dla obu dozoru policyjnego. Dodatkowo
radzę objąć panie miesięcznym zakazem czytania książek Alka Rogozińskiego, z
uwagi na ryzyko spazmatycznego śmiechu, mogącego doprowadzić do utraty zdrowia
w postaci śmierci. I nie zaszkodziło by wezwać na świadka samego autora, gdyż
te jego powieści są podejrzanie dobre.