Strony

3 lipca 2021

Clint - życie i legenda

Tak to już jest, że bardzo interesujemy się życiem innych ludzi. Być może wynika to z czystej ciekawości, z chęci zainspirowania się, czy też okazania podziwu. Niestety znacznie częściej chodzi o zwykłą zazdrość, poszukiwanie rys na czyimś idealnym zdawało by się życiu. Taką pożywkę dla wygłodniałych mas przygotowują biografowie w swoich niezliczonych (głównie nieautoryzowanych) publikacjach. Stanowią oni pewnego rodzaju wyrocznię dla artysty, osoby publicznej, której dokonania przedstawiają. Bowiem od tego w jakim tonie utrzymana będzie biografia zależy odbiór jej bohatera przez czytelnika.

Clint - życie i legenda
Clint - życie i legenda
Doskonałym tego przykładem jest książka wydana niedawno przez Wydawnictwo Znak Horyzont. „Clint: Życie i legenda”, to historia o człowieku-ikonie, przykładzie klasycznego amerykańskiego snu, który trwa nieprzerwanie od ponad 70 lat. Słysząc imię Clint niemal odruchowo dopowiadamy: Eastwood. Amerykańskie kino ulegało na przestrzeni dziesięcioleci wielkim zawirowaniom, transformacjom, spektakularnym zmianom. W jego wir wpadali wszyscy biorący udział w przedstawieniu o nazwie Hollywood. Wszyscy, oprócz Clinta.
 
Biografia autorstwa Patricka McGilligana rozpoczyna się tak, jak zwykło się rozpoczynać biografie: od przedstawienia przodków głównego bohatera. Osobiście uważam ten fragment za najsłabszą część w liczącej ponad 600 stron opowieści o „Człowieku bez imienia”. Wynika to w głównej mierze z niezwykle drobiazgowego prowadzenia narracji, co z jednej strony może nieco nużyć, z drugiej pokazuje skrupulatność i dokładność autora w jak najwierniejszym przedstawieniu faktów. I tak, po wspomnianym wstępie przychodzi czas na dzieciństwo Clinona juniora, które przypadło na lata 30-te ubiegłego wieku w miasteczku Piedmont. To tam rodziły się pierwsze pomysły na życie, wśród których aktorstwo i reżyseria… ani razu nie były brane pod uwagę. Jak to zwykle w amerykańskich bajkach bywa, o filmowej karierze Eastwooda zadecydował przypadek i służba wojskowa w Forcie Ord. To tam, imając się kilku zajęć jednocześnie (barman, kinooperator, instruktor pływania, wykidajło!) został zauważony przez ludzi z Universal Studio. Można by w tym momencie napisać: „Reszta jest już historią” i zakończyć opis niniejszej publikacji. Ale jak zapewne sami się domyślacie, życie Clinta Eastwooda jest o wiele bardziej złożone niż reżyseria jakiegokolwiek z jego filmów.
 
O kolejnych dokonaniach aktorskich, bądź reżyserskich Clinta można by pisać w nieskończoność. Zarówno jego udział w spaghetti westernach na początku kariery, wykreowanie postaci twardziela mściciela w serii filmów o Brudnym Harrym, czy też późniejsze wybitne dokonania po obu stronach kamery dowodzą jego wielkości i niezwykłemu talentowi, który mamy możliwość podziwiać w czasie rzeczywistym. Do tego liczne inwestycje (własna firma producencka Malpaso, bar, linia odzieży golfowej itp.) oraz polityczne wycieczki (przez jedną kadencję sprawował urząd burmistrza Carmel) dają obraz człowieka z głową na karku, twardo stąpającego po ziemi. Jednakże tym, co najbardziej interesuje przeciętnego czytelnika–miłośnika biografii wszelkiej maści artystów, jest życie prywatne gwiazd. I tutaj Patrick McGilligan nie pozostawia nam żadnych złudzeń: medialny Clint Eastwood to fikcyjny obraz wypaczony i niejednokrotnie zmanipulowany w imię ochrony dobrego imienia żyjącej ikony kina.
 
Niezliczone romanse Eastwooda, niejednokrotnie zakończone narodzinami nieślubnych dzieci (lub, o zgrozo, aborcjami), wybuchowy charakter, nieufność, a także mściwość, skąpstwo i wyrachowanie w stosunku do najbliższych. To tylko kilka „grzechów” Clinta, który w momencie pojawienia się biografii na amerykańskim rynku wydawniczym, pozwał jej autora do sądu. Czy bał się ujawnienia smutnej prawdy? Czy może chciał zapobiec rozprzestrzenianiu fałszywych oskarżeń pod swoim adresem? Tego zapewne nie dowiemy się nigdy. Jednakże, jeśli choć część przytoczonych faktów z jego życia gwiazdy jest prawdą (a sądząc po skrupulatności autora tak zapewne jest), warto zastanowić się nad ceną sławy oraz motywacją kierującą ludźmi do osiągnięcia własnych przyjemności i celów. Tutaj Eastwood nie ma szans na zostanie moralnym mentorem i przewodnikiem przez życie (w odróżnieniu od niektórych jego filmów). Inna sprawa, że werdykt wydany przez autora jest jednoznaczny: WINNY JAK CHOLERA!
 
 
Czy tak jest w rzeczywistości? Musicie ocenić sami. A naprawdę warto, bo „Clint: Życie i legenda” to (mimo oczywistej stronniczości autora) kawał piekielnie dobrej historii będącej efektem mozolnej kilkuletniej pracy przy zbieraniu materiałów. Przeszłość niejednokrotnie pokazuje, że wybitne umysły często szły w parze z mrokiem. Czy Clint wpisuje się w ten kanon? Bo, że „wybitnym aktorem i reżyserem Clinton jest” – wiedzą wszyscy miłośnicy kina. Koniecznie poznajcie odpowiedź na to pytanie. Warto!