Nic ostatnio mi się nie chce. Nie z lenistwa, ani nawet ponurej pogody za oknem. Pewnie domyślacie się o co mi chodzi… Seriale i filmy nie bawią jak zwykle, muzyka nie studzi myśli, a książki nie zasługują na moje rozkojarzenie. Szczęśliwie w całym tym bałaganie jest mała wysepka o nazwie Egmont. To tu staram się odprężyć i choć na chwilę oderwać od czerniejącej z dnia na dzień rzeczywistości. „Świat Komiksu” przygotował bowiem dla swoich czytelników tytuły, obok których nie można przejść obojętnie. Do zadumy i do śmiechu. Nowości, kontynuacje, zaskoczenia. A przede wszystkim dużo kolorowych kadrów cieszących oko. Zapraszam!
A w Egmoncie już wiosna. Komiksowo
Ptyś i Bill: Koncert na trzy osoby i psa: Kolejne zwariowane historie z psem Billem i chłopcem Ptysiem w rolach głównych. Tym razem motywem przewodnim jest muzyka i umiejętności niezbędne do gry na instrumentach takich jak np. flet. Jest też Piotrek – kolega Ptysia oraz Karolina – żółwica podkochująca się ciut w Billu. Dodajmy do tego nieco niezdarnego tatę, wścibską sąsiadkę z kotem oraz twardo stąpającą po ziemi mamę, a otrzymacie koktajl, który wykrzywi Waszą buzię w grymas zwany uśmiechem. I nie odpuści do ostatniej strony komiksu. Wycieczka do lasu z psem nigdy już nie będzie taka sama. Miejcie też oczy i uszy szeroko otwarte na psich kolegów z okolicy – zwłaszcza jeśli szykujecie coś pysznego do jedzenia (i jest to mięso). Kąpiel spaniela okazuje się nie lada wyzwaniem oraz wymaga olbrzymiej kreatywności domowników. Wariactwo na cztery łapy gwarantowane! Nic tylko czytać… i pokładać się ze śmiechu.
Ptyś
i Bill: Koncert na trzy osoby i psa
Lucky Luke: Spadek dla bzika – Dziki Zachód rządzi się swoimi prawami. Niech zatem nie zdziwi nikogo fakt, że pies może stać się tam filantropem. Tak, tak! Nasz poczciwy kundel Bzik właśnie odziedziczył majątek pewnego ekscentrycznego milionera. Hotele, kasyna, salony – wszystko to staje się własnością czworonoga. Tak zamożny obywatel potrzebuje, rzecz jasna, ochrony. A któż nadaje się do tego lepiej niż Lucky Luke? Tym bardziej, że drugi w kolejce do spadku jest nie kto inny jak sam Joe Dalton. Słusznie się domyślacie, że nie cofnie się on przed żadną przeszkodą byle tylko dopiąć swego. Jak zakończy się ta niewiarygodna historia? Przeczytajcie, a poznacie jej finał. Kolejny tom przygód samotnego jeźdźca Luke’a dostarcza nam mnóstwo zabawnych kadrów i dialogów, do których zdążyli nas przyzwyczaić autorzy Morris i Goscinny. Wartka wciągająca akcja podlana wykwintnym sosem groteski sprawi, że do tego albumu będziecie wracać wielokrotnie – gwarantuję!
Śledztwa Enoli Holmes (tom 6): Metro Baker Street – czyli finał (?) niezwykle wciągającej historii o siostrze najsłynniejszego detektywa z Baker Street. Enola Holmes cały czas stroni od swoich braci: Sherlocka i Mycrofta, jednocześnie przyjmując kolejne zlecenia detektywistyczne. Kiedy w jej biurze pojawia się arystokrata twierdzący, że jego żona została porwana, dziewczyna natychmiast podejmuje trop by rozwiązać zagadkę. Niespodziewanie z pomocą przybywa sam Holmes. Razem z siostrą stawi on czoła ponurym faktom dotyczącym porwania. Równocześnie w ręce Enoli wpada kolejna misternie zaszyfrowana wiadomość od zaginionej matki. Trop prowadzi do koczowiska Cyganów, z którymi rodzicielka związała się jakiś czas temu. Czy sprawa jej zniknięcia zostanie w końcu wyjaśniona? Cóż… tak. Dlatego też wnioskuję, że szósty tom przygód Enoli stanowi zamknięcie tej fantastycznej serii komiksów. Nie wyklucza to oczywiście powstania kolejnych tomów, które pchną akcję w lata „po” tajemnicy zniknięcia matki Holmesów. Tymczasem cieszmy się najnowszą odsłoną przygód Enoli, pełną klimatu, tajemnicy oraz emocji. Żal przegapić!
Śledztwa Enoli Holmes (tom 6): Metro Baker Street
Emma i Wioletta (tom 1): Marzenia – początek nowej historii zafundowanej przez wydawnictwo Egmont. To opowieść o tytułowych siostrach – nastoletniej Emmie i kilka lat młodszej Wioletcie, stającymi przed trudnymi życiowymi wyborami. Obie marzą by zostać primabalerinami Opery Paryskiej. Pierwszym krokiem jest jednak zdanie egzaminów do renomowanej Szkoły Tańca. I tu pojawiają się schody. Bo co jeśli taniec, krytyka i mordercze treningi prowadzone przez ambitną mamę nie są warte takiego poświęcenia? Czy dążenie do perfekcji kosztem zagubienia własnej tożsamości jest ok? Cóż, nie są to lekkie i łatwe tematy. Ale komiksy nie tylko mają bawić i nieść radość. Tyle, że akurat w tym przypadku nie porwała mnie (ani córkę) przedstawiona historia. 48 stron kadrów można by streścić dosłownie w dwóch, no dobra – 3 zdaniach. Dylemat Emmy rozwleczono niemiłosiernie. Może i jest w tym wydawnictwie ważna misja, tudzież przesłanie. Moją jedyną reakcją było jednak lekkie zmęczenie i irytacja spowodowana postawą bohaterów. Na szczęście komiks broni się bardzo oryginalnymi kadrami, pozwalającymi wczuć się w prawdziwe emocje. Bez dymków, bez dźwięku – sam obraz, a mówi więcej niż kilka tomów paplaniny o niczym.
Emma i Wioletta (tom 1): Marzenia
Louca: 1. Piłka w grze! – już spoglądając na okładkę przeczuwałem, że będzie to ciekawy tytuł. Nie myliłem się! Louca to niezdara. Za cokolwiek się nie zabierze, kończy się to kompromitacją i bólem różnych części ciała. Nauka – tyle o ile, strefa uczuciowa – fajnie by było, ale jak nakrzyczy się na dziewczynę, którą się bardzo lubi to trochę kiepskie szanse…, osiągnięcia sportowe – jak już nauczy się prosto kopnąć piłkę to czemu nie! Taki pokrótce jest nasz bohater. Wszystko zmienia się diametralnie, gdy spotyka Nathana – nastolatka, który zdaje się lekarstwem na wszelkie bolączki Louki. Chłopak podpowiada mu na sprawdzianach, uczy grać w piłkę, a nawet daje cenne uwagi pod kątem płci pięknej. Acha! Jest jedno „ale”: Nathan jest duchem! Fajnie, co nie? Autorzy serii „Louca” obrali dość prostą drogę do sukcesu: bohater niezdara staje się z dnia na dzień bohaterem. Poniekąd tak jest. Z tym, że tutaj zaważył jeden mały czynnik, który do tej pory powoduje mój ogromny szacunek i „wzrusz” dla twórców. Louca jest bezsprzecznie fajtłapą dla wszystkich… oprócz swojego młodszego brata. Piękne to przesłanie i historia, która dopiero nabiera tępa. Jak się pewnie domyślacie, zabawy tu co nie miara. Tak że uśmiejecie się bezsprzecznie. A jeśli do tego nauczycie się patrzeć na innych bez niepotrzebnych opiniotwórczych filtrów, to już będzie całkiem cacy! Polecam zdecydowanie!!!