Coraz częściej marzę o tym, by
wrócić do czasów dzieciństwa. Zabawa z do ostatnich promieni słońca,
podjadanie jabłek z drzewa sąsiada, entuzjazm z nowo zdobytego obrazka z gumy
Turbo… Wymieniać mógłbym bardzo długo. Wszystkie te wspomnienia spaja jedno
słowo: beztroska. Dzisiejszy świat nie daje nam niestety do niej zbyt wielu
okazji. Może dlatego tak chętnie uciekam w świat literackiej fantazji
skierowanej do młodszych odbiorców. Niekwestionowanym mistrzem gatunku jest dla
mnie Brandon Mull. Obok rewelacyjnych serii jak „Baśniobór”, „Smocza straż”,
czy „Pozaświatowcy”, możemy też natknąć się na mniej znane perełki w dorobku
autora. Jedną z nich jest dwutomowa (póki co) historia o intrygującym tytule
„Wojna cukierkowa”.
Wojna cukierkowa - Awantura w salonie gier
Na pierwszy tom przygód Nate’a i ferajny natrafiłem całkiem przypadkowo w miejskiej bibliotece. Już po pierwszych rozdziałach wiedziałem, że będzie to przygoda, której szybko nie zapomnę. Dziesięcioletni chłopak po przeprowadzce do miasteczka Colson poznaje trójkę nowych przyjaciół – Gołębia, Trevora i Summer. Wspólnie tworzą klub poszukiwaczy skarbów „Błękitne Sokoły”. Gdy na początku roku szkolnego zostaje otwarty w mieście nowy sklepik ze słodyczami „Słodki Ząbek”, nikt nie podejrzewa, że kryje się za tym coś więcej niż tylko tony cukru i próchnica. A jednak! Sympatyczna właścicielka, pani White, częstuje dzieciaki słodkościami w zamian za drobne przysługi. Tyle, że ów cukierki nie są zwyczajne. Dają one chwilowe magiczne moce jak latanie, przenikanie przez obiekty, superszybkość itp. Takie cuda muszą kosztować! O ich cenie szybko przyjdzie się przekonać Nate’owi i ekipie.
Tak po krótce, nie zdradzając niczego istotnego z fabuły, przedstawia się początek „Wojny cukierkowej”. Brandon Mull nie miał w planach kontynuacji dla tego tytułu. Jednak odzew fanów był tak duży, że postanowił spełnić ich oczekiwania. I tak, 5 lat po premierze pierwszej części, otrzymaliśmy „Awanturę w salonie gier”, czyli bezpośrednią kontynuację historii. Dokładnie rzecz ujmując, akcja powieści rozpoczyna się w rok po niesamowitych wydarzeniach jakie nawiedziły Colson. Belinda White – właścicielka „Słodkiego Ząbka” została spacyfikowana i teraz jako Lilly dołączyła do paczki. Jakim cudem? Magicznym, rzecz jasna! Zła czarodziejka zmieniła się bowiem w dziewczynkę, a do tego straciła pamięć. Logiczne? No ja myślę!
Wojna cukierkowa - Awantura w salonie gier
Sielanka nie trwa zbyt długo, bo oto na horyzoncie pojawia się nowy podejrzany obiekt. W okolicy uruchomił się salon gier, a dzieciaki jak szalone starają się wygrać na automatach jak najwięcej kuponów, które będą mogły wymienić na tajemnicze pieczątki. Nate i spółka przyłączają się do tego dziwnego wyścigu, odkrywając dość szybko, że za całym podejrzanym przedsięwzięciem stoi brat Belindy White – Jonas. Jest to bezwzględny czarodziej, który nie cofnie się przed niczym aby zdobyć władzę nad światem. Piątce przyjaciół nie pozostaje zatem nic innego jak tylko zinfiltrować salon od wewnątrz, zdobywając zaufanie jego właściciela. Tajemnicze przeznaczenie wspomnianych pieczątek potęguje tylko ich determinację w osiągnięciu celu. Dodatkowo, dwójka ich pomocników z poprzedniej przygody, znika bez śladu. Czy pan White na pewno niczego nie podejrzewa? A może wszystko to jedna gra pozorów? Nic więcej nie zdradzę. Musicie sami odkryć prawdę. Jeśli się odważycie…
„Wojna cukierkowa – Awantura w salonie gier” posiada wszystko to, co książka dla młodzieży mieć powinna: wciągającą fabułę, ciekawe i wielobarwne postacie, czy wreszcie wspaniały klimat przygody i nostalgii. Kto czytał cokolwiek co wyszło spod pióra pana Mulla ten doskonale wyczuwa z czym mamy tu do czynienia. Ta książka to esencja rozrywki! Błędem było by jednak spłaszczenie jej wartości do taniej dziecięcej zabawy. Bohaterowie muszą mierzyć się w własnymi sumieniami, a granica między tym co słuszne, a tym co złe niejednokrotnie ulegnie zatarciu. W przemyślany sposób zostały ukryte uniwersalne przesłania o moralności, dokonywaniu słusznych wyborów, przyjaźni. Owszem, momentami można odczuć granie na czas autora z czytelnikami, zwalnianie akcji. Ale moim zdaniem jest to jak najbardziej potrzebne. Choćby po to, by zaczerpnąć parę wdechów świeżego powietrza przed ponownym zanurzeniem się w niesamowity świat dzieciństwa oblany magicznym sosem i podany na złotej tacy z napisem: nostalgia.
Na koniec ogromne podziękowania dla wydawnictwa Wilga, które podjęła się zadania wznowienia obu tomów „Wojny cukierkowej”. Tegoroczne wydania prezentują się wspaniale! Zwłaszcza na półce obok pozostałych dzieł Brandona Mulla. Smacznego!