Jesienna zad(y)ma z Klubem Świata Komiksu

No i nastała jesień. Po wakacyjnych eskapadach skąpanych w palących promieniach słońca zostały już tylko wspomnienia. Czas na gorącą herbatkę, ciepłe kapcie, kocyk i wygodny fotel. Zdaję sobie sprawę, że wielu z nas podda się najłatwiejszej formie rozrywki jakim jest telewizja. Ale znam i takich, którzy dzielnie stawiają opór ekranowemu najeźdźcy dzierżąc w rękach książkę… albo komiks. Jeśli zaliczacie się do tego ekskluzywnego grona, może zainteresuje Was kilka nowości z Wydawnictwa Egmont. Klub Świata Komiksu bez względu na porę roku działa prężnie i stara się, aby nawet jesienią panowała szalona komiksowa zad(y)ma.


Przygody Gala Asteriksa – o tej serii powiedziano już chyba wszystko. Tak samo jak o rzeczonym tytule. Jest to bowiem pierwszy tom wspaniałej serii przygód dzielnego gala Asteriksa i jego niezastąpionego druha – Obeliksa. Teraz, w odmienionej szacie graficznej i cała masą dodatkowej treści, chce na nowo podbić serca czytelników. Egmont właśnie wznawia kultowy cykl, a „Przygody…” są jego przedsmakiem. Jakże pysznym – dodam. Przede wszystkim mamy do czynienia z wydawnictwem dopieszczonym pod każdym względem. Twarda oprawa, kresowy papier, niemal 100 stron treści. Z zamieszczonych dodatków dowiemy się wielu ciekawych rzeczy o powstawaniu serii, procesie tworzenia, czy też pierwowzorach tworzonych postaci. To istna kopalnia wiedzy, w którą z przyjemnością można się zatopić. A sam komiks? Jeśli jakimś cudem nie znacie jeszcze jego treści, to kolejny powód żeby od razu pobiec do księgarni i nabyć własny egzemplarz. Ja mam ich 3 (każde inne wydanie) i nie twierdzę, że mam ich za dużo.



Delisie: Świątynia Aromy (tom 4) – niesamowity duet Meago-Kur znowu w formie. Cyferka „4” przy kolejnym tomie Delisi uświadomiła mi, że minęło już dość sporo czasu od premiery ponadprzeciętnego debiutu twórców: „Emilka Sza – Jak wiele to nic?”. Ten tytuł skradł moje serce całkowicie, więc Delisie od początku obdarzyłem wielkim kredytem zaufania. Jak się okazało, warto było. Stworzone od podstaw uniwersum na przestrzeni kolejnych tomów nabierało coraz ostrzejszych konturów. W „Świątyni Aromy” nie potrzebujemy już żadnych wprowadzeń w świat Delisi. Od razu rzucamy się na głęboką wodę z tytułową historią zajmującą niemal połowę objętości komiksu. Dalej to już krótkie historyjki z humorystyczną puentą (Spaghetti jako anonimowy gość we własnej restauracji wymiata!!!). Delisie to dowód na ogromny talent polskich twórców. Jest pięknie (graficznie), zabawnie (scenariuszowo) i różnorodnie. Czyli tak jak powinno być w świetnym komiksie.


Mali Bogowie: Zeus i Chaos (tom 10) – ten komiks to istny samograj. Mitologia grecka z niezliczoną ilością bóstw i herosów zdaje się niewyczerpanym źródłem dla komiksowych twórców serii „Mali Bogowie”. Co najważniejsze, pomimo premiery 10-go już tomu nadal nie nudzi i daje czytelnikom całą masę frajdy. Tym razem poszczególne historyjki skupione są wokół kandydatów ubiegających się o status bogów. Tytuł ten wiąże się z wieloma korzyściami, a najważniejszą z nich jest super moc, indywidualna dla każdego pretendenta. Nic więc dziwnego, że Taurusek, Herakles i Atlas zrobią wiele aby dołączyć do Zeusa i zasiąść z nim na Olimpie (za ambrozję jednak podziękują – błeeee!). To, że nie wszystko, a w zasadzie nic nie pójdzie zgodnie z planem jest dla Was chyba oczywiste? „Zeus i Chaos” to kolejna porcja przezabawnych historyjek uwypuklających boskie przywary i moce. To też pozycja obowiązkowa na jesienne wieczory. Poprawa humoru gwarantowana.



Koń by się uśmiał: I w sto koni nie dogoni! (tom 3) – jeśli ktoś myślał, że w stadninie jest poważnie i nudnawo, ten z pewnością nie czytał serii „Koń by się uśmiał”. Tutaj bohaterowie jedzą siano, mają podkute nogi, a na plecach noszą siodła. No i do tego posiadają niesamowity zmysł obserwacji otaczającego ich świata. A o tym, że są charakterne niech świadczą ich imiona: Łasuch, Cykor, Przystojniak, czy… Rafał. W ich towarzystwie żadne zawody sprawnościowe, ani letnia szkółka jeździecka dla dzieci nie będą z całą pewnością nudne. To, co przekonuje mnie do tej serii wynika ze świetnego zrozumienia tematu przez autorów. Czasem zastanawiam się, czy aby na pewno ten komiks tworzą ludzie z krwi i kości. Doskonały humor w połączeniu z całą gamą barwnych postaci czynią kolejne tomy doskonałą lekturą nie tylko dla młodych komiksiarzy.


Louca: Game Over (tom 9) – na koniec kolejna kontynuacja. Tyle, że tym razem jest to prawdziwy ciąg dalszy historii niezdarnego Louci i jego ducha-przyjaciela Nathana. Mam w związku z tym drobny problem, pisząc ową recenzję. Jeśli bowiem przeczyta ją ktoś kto nie zna wcześniejszych tomów serii, zostanie zasypany spojlerami, a przez to skutecznie zniechęcony do sięgnięcia po ten, jakby nie patrzeć, rewelacyjny tytuł. Z drugiej strony recenzje mają to do siebie, że odnoszą się do konkretnej treści zawartej w dziele. Może napiszę zatem, iż po emocjonujących wydarzeniach z tomu poprzedniego, nasz bohater staje przed ostatecznym sprawdzianem. Czy uda mu się osiągnąć wymarzony cel? W którą stronę podążą jego uczucia względem ślicznej Julii? Czy Nathan uchroni naszego bohatera przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, które sukcesywnie podąża za nim? Nic więcej nie napiszę. Może tylko tyle, że seria „Louca” to jedna z najlepszych komiksowych historii z jakimi miałem do czynienia. Jednym słowem: WARTO!  




Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka