Parafrazując tytuł znanego filmu: jeśli dziś jest sobota, to siedzę w domu i piszę kolejną recenzję komiksowych nowości. Nie da się poupychać w ciągu doby wszystkich tych rzeczy, które chcielibyśmy zrobić. Zmuszeni jesteśmy zatem do ciągłych wyborów i rezygnacji z niektórych aktywności. Jednakże w moim przypadku są czynności, których nie mam zamiaru zaprzestać. Jedną z nich jest czytanie komiksów! Podczas gdy córka chwilowo obrała kurs na literaturę young adult (mówiąc baaardzo ogólnie), ja nadal tkwię w świecie egmontowskich historii zaklętych w kadrach. Bo komiksów nigdy dość!
Bo komiksów nigdy dość! Egmont w zimowym natarciu
Lucky Luke: Zasieki na prerii – nie zliczę ile już tomów Lucky Luke’a spoczywa na regale w moim domu. I jakoś nie mogę znaleźć argumentu, który zmusiłby mnie do zaprzestania kolekcjonowania tej serii. To na tyle barwna i różnorodna saga, że naprawdę trudno o nudę. Nie inaczej ma się sprawa z „Zasiekami na prerii”. To bardzo prosta opowieść o sporze między wpływowym hodowcą bydła, Cassem Caseyem, a Vernonem Felpsem – ubogim farmerem, który właśnie kupił kawałek ziemi i chce na niej wybudować dom z ogrodem. Sęk w tym, że do tej pory prerie Dzikiego Zachodu służyły jako trasy do spędu bydła, a drut kolczasty traktuje się tu jako największą zniewagę. Rozpoczyna się więc walka o prawo do samostanowienia. Rozjemcą jak zawsze będzie nie kto inny jak Lucky Luke. Mądra, pouczająca i przezabawna odsłona dzikozachodniego życia umili czas każdemu miłośnikowi komiksów spod znaku samotnego kowboja.
Mali Bogowie: Kreteńska Zabawa (tom 11) – tak jak nie potrafię uwolnić się od Lucky Luka (bo i po co to robić), tak również przygody o nieletnich pretendentach do roli herosów nie dają mi powodów do ich porzucenia. Mali Bogowie, to zwariowane historie oparte o bardziej i mniej znane mity greckie. Przedstawienie w krzywym zwierciadle perypetii młodocianych bogów co rusz zaskakuje pomysłowością. Tym razem główna uwaga skupia się na mitycznej Krecie, gdzie powstał ogromny labirynt na żądanie króla Minosa. To tam zamieszkał… Taurusek. A właściwie miał tam zostać osadzony, gdyż bez przerwy uprzykrzał życie wszystkim mieszkańcom królewskiego zamku. Jak pewnie się domyślacie, nie jest to łatwe zadanie poskromić Tauruska i jego przyjaciół. Historia budowy przez Dedala legendarnego labiryntu, przeplatana kolejnymi zwariowanymi pomysłami Heraklesa, czy Odyseusza to remedium na największą chandrę. Warto mieć pod ręką Małych Bogów, gdy czujecie, że końska (albo nawet minotaurowa) dawka śmiechu będzie Wam potrzebna.
Asteriks: Walka Wodzów (tom 7) – wzbogacone wydanie serii komiksów o niezwyciężonych Galach, to okazja do świętowania ilekroć każdy kolejny tom wpada w moje ręce. „Walka Wodzów” to siódma według nowej numeracji część wyjątkowej odsłony tej popularnej na całym świecie sagi. Oprócz głównego bohatera, czyli komiksu, otrzymujemy niezliczoną ilość dodatkowych materiałów, które przybliżają nam sens geopolityczny danej historii, inspiracje twórców, postaci pojawiające się na kartach opowieści (tym razem wybór padł na Asparanoiksa – wodza galijskiej wioski), czy też dowody na światową ekspansję Asteriksa. Przejdźmy jednak do setna, czyli tytułowej walki wodzów. Próba podbicia ostatniej niezdobytej galijskiej wioski zmusza rzymskich dowódców do podejmowania coraz to wymyślniejszych działań. Tym razem centurion Dremordus wpada na szaleńczy pomysł zdobycia osady – z pomocą zaprzyjaźnionego galicyjskiego wodza Kolaboriksa wyzywa na tradycyjną WALKĘ WODZÓW Asparanoiksa. Aby zapewnić sobie wygraną uprowadza wpierw druida wioski – Panoramiksa. Niestety, sprawy się komplikują gdy porwany traci pamięć wskutek uderzenia w głowę menhirem. Na szczęście zawsze można liczyć na duet Asteriks – Obeliks… Resztę albo znacie albo musicie koniecznie poznać sięgając po ten wspaniały tom. Tu nie ma co więcej pisać: dla fanów Asteriksa i Obeliksa pozycja kultowa!!! A w tym wydaniu staje się zupełnie nowym doznaniem. Spróbujcie, bo naprawdę warto!